Rozdział 18

143 9 0
                                    

Czytasz? Zostaw gwiazdkę i komentarz :D

Obudził mnie huk na dole. Było strasznie ciemno. Macając pościel, szukałam mojego telefonu, ale nie mogłam go znaleźć. Wstałam z łóżka i włączyłam lampkę. Przetarłam zaspane oczy i ziewnęłam.

Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Na korytarzu było ciemno. Tylko w niektórych miejscach padał blask księżyca. Podeszłam do włącznika światła, ale przyciskając go, światło się nie pojawiło.

Zdziwiło mnie to. Czemu światło nie działa? Głośne dźwięki dobywające się z dołu się nasiliły. Zdziwiło mnie to. Chłopaki nie wiedzą, że jest noc i nie powinno się być tak głośno, gdy ludzie śpią?

Zeszłam na dół i chcąc iść do salonu, skąd dochodziły dźwięki, ktoś złapał mnie w pasie i gdy chciałam krzyknąć, zatkał mi buzię.

Zaczęłam się wyrywać, ale trzymał mnie tak mocno, że nie dawałam rady. Zaczęłam płakać. To znowu się dzieje.

– Nikt ci teraz nie pomoże – szepnął mi do ucha i zaczął się śmiać. Poszedł ze mną na podwórze i zaciągnął mnie do transportera. Rzucił mnie do środka, a ja zaczęłam mocniej płakać i krzyczeć, ale nic to nie dawało.

– Przestań się drzeć! Nikt cię nie uratuje.

– Proszę... wypuść mnie – powiedziałam, łkając. Zaczął się śmiać. Wszedł do środka pojazdu i zamknął za sobą drzwi. Nie wielka lampka w aucie paliła się, dając tylko lekką widoczność.

– Może przed oddaniem cię mojemu szefowi, zabawimy się, co?

– Nie, proszę!

– Hmm chyba słyszałem, że się zgodziłaś – odparł i podszedł do mnie, zaczynając mnie rozbierać. Zaczęłam krzyczeć i zobaczyłam ciemność.

– Vee! Wstawaj!

Otworzyłam oczy i zobaczyłam koło siebie Kadena i Jake'a patrzących się na mnie z przerażeniem.

Dotknęłam oczu i poczułam mokre policzki. Płakałam. To był tylko sen. Jestem dalej w pokoju. Nikt mnie nie porywa i nie chce wykorzystać.

Zaczęłam znowu płakać. Kaden chciał chyba mnie przytulić, ale Jake był szybszy i wziął mnie w ramiona. Zaczął głaskać mnie po plecach i uspokajać.

– Miałaś koszmar – powiedział Jake. Przytaknęłam. Realny koszmar.

– Co ci się śniło? Jeśli chcesz o tym opowiedzieć oczywiście.

– Ten koszmar był strasznie realny. Ktoś wlazł do domu i chciał mnie porwać i wykorzystać – powiedziałam, spuszczając głowę na dół.

– Nie martw się, nic takiego się nie stało. Jesteś bezpieczna.

– Wiem. Teraz już wiem.

– Jak chcesz, będę dziś koło ciebie spać – rzekł Jake.

– To dobranoc – powiedział Kaden i ulotnił się z pokoju.

– Pójdę tylko po poduszkę i po kołdrę i zaraz wracam.

– Okay – powiedziałam i znowu ułożyłam się do snu.

  . . .

Następny dzień. Leże w łóżku i myślę. Przez ten koszmar z dzisiejszej nocy nie mogę się ruszyć. Zaczęłam się bardziej bać.

Myślę, czy gdy wyjdę z domu, znowu ktoś będzie chciał mnie porwać. To jest straszna myśl, bo przecież nie mogę całe życie siedzieć w domu i się ukrywać.

Błagam, żeby wszystko szybko się skończyło. Niech znajdą osobę, która jest w to zamieszana, żebym mogła wrócić do mojego nudnego życia nastolatki.

Usłyszałam na dole krzyki, więc zwlekłam się z cieplutkiego łóżeczka. Chciałam już otwierać drzwi, gdy spojrzałam w lustro.

Mam ubrane za duże spodnie dresowe Kadena i jakąś jego koszulkę. Słodkie z jego strony, że dał mi swoje ciuchy... Co ja wygaduje. Nie miał tak naprawdę innego wyboru, sam się rzucił na mnie obsmarowany maseczką.

Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do chłopaków, którzy byli w kuchni i jedli śniadanie. Przywitałam się z nimi i usiadłam koło Jake'a.

Nalałam sobie mleka, wsypałam płatki i zaczęłam jeść. Oni o czymś rozmawiali, a ja nie zwracałam uwagi, o czym.

– Czujesz się już lepiej? – spytał Jake, łapiąc mnie za rękę.

Pokiwałam głową, lekko uśmiechając się w jego stronę. – Jake zawieziesz mnie zaraz do domu? – spytałam, kończąc płatki.

– Nie ma takiej mowy, zostajesz tu i nigdzie się nie ruszasz – powiedział Jake, wskazując we mnie widelcem.

– Nie mam tutaj żadnych rzeczy. Potrzebuje moje ciuchy i kosmetyki. Chyba nic się nie stanie, jak ktoś ze mną pojedzie? Prawda?

– Ktoś z nas pojedzie z tobą do domu po parę rzeczy – powiedział Kaden.

– Dzięki.

– No dobrze. Zgadzam się – odparł Jake.

Dokończyłam śniadanie i poszłam do pokoju się przebrać. Mam zjawić się za pięć minut na dole. Ściągnęłam bandaże i zobaczyłam, że zostały tylko strupy, więc już nie muszę tego zasłaniać.

Już wyszykowana zeszłam na dół. Któryś z chłopaków pojedzie ze mną do domu i będę mogła wreszcie się przebrać w normalne ciuchy.

Kaden czekał w przedpokoju, robiąc coś na telefonie. Nie spodziewałam się tak naprawdę jego, bardziej wskazywałabym na Jake'a, który mnie zawiezie.

Usłyszał, że schodzę i jego wzrok znad telefonu od razu skierował się w moją stronę. Nie mogłam rozszyfrować jego spojrzenia... W ogóle Kaden to jedna wielka zagadka. Odwrócił się i skierował w stronę drzwi.

...

Po wzięciu moich kilku rzeczy wróciłam do samochodu, gdzie czekał na mnie Kaden. Bez żadnego słowa odpalił auto i wyjechał z mojego podjazdu, jadąc z powrotem do domu Kadena. Zaburczało mi w brzuchu. On chyba to usłyszał, ponieważ zaczął się śmiać pod nosem.

Zajedziemy jeszcze po jedzenie, w porządku? – spytał.

– Jasne – powiedziałam.

Patrzyłam przez okno i coś zwróciło moją uwagę. Auto jadące za nami już przez parę minut. Najpierw myślałam, że to zbieg okoliczności, że może musi też jechać tą trasą, ale gdy my przejechaliśmy na pomarańczowym i od razu włączyło się czerwone, auto nawet się nie zatrzymało i dalej jechało za nami.

– Kaden możesz powiedzieć, że mam paranoje czy coś przez ten dzisiejszy koszmar, ale to auto, które teraz jedzie za nami, nie odstępuje nas na krok. Nawet przejechało na czerwonym, żeby tylko być blisko nas – powiedziałam. Kaden spojrzał w lusterko i przytaknął.

On chyba też zobaczył, że coś tu nie gra. Bez żadnego zastanowienia skręcił w małą uliczkę i gdy zobaczyliśmy, że to auto skręciło w tę samą stronę, to już nie mogliśmy mówić o zbiegu okoliczności.

– Chyba niestety musimy zmienić nasze plany – powiedział i uśmiechnął się do mnie, puszczając oczko. Ja nie rozumiejąc, o co chodzi, patrzyłam się na niego z otwartą buzią.

Dangerous LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz