Rozdział 23

143 7 2
                                    

Słoneczne promienie porannego słońca zaczęły drażnić moje oczy, więc chciałam się odwrócić na drugą stronę, ale coś, raczej można powiedzieć ktoś, uniemożliwił mi jakikolwiek ruch. Jego ręka opatuliła moje ciało i jakikolwiek ruch był niemożliwy.

Otworzyłam oczy. Promienie słońca pięknie oświetlały pokój Kadena. Odwróciłam głowę w jego stronę i się mu przyjrzałam.

Jego włosy wyglądają, jak by przeszło przez nie tornado, a jego usta są lekko otwarte. Ten widok był nawet uroczy. Przyglądałam mu się tak, gdy on nagle zaczął pomrukiwać.

– Jak ci się tak podobam, to zrób mi zdjęcie, będziesz miała na co popatrzeć później – wymruczał w poduszkę.

Ja tylko prychnęłam, na co się uśmiechnął.

Nastała cisza. Było słychać tylko malutki zegarek, który stoi na małej szafce nocnej, która znajduje się po drugiej stronie łóżka Kadena.

Przez to, co wczoraj się wydarzyło, nie wiedziałam jak się odezwać. Wczoraj pocałowałam Kadena. Z własnej woli. Nikt mnie do tego nie zmusił...

Ja sama tego chciałam. Czy tym zaakceptowałam to, co się między nami dzieje? Nie wiem. To jest trudniejsze, niż się wydaję. Nie wydaję mi się, że ten związek mógłby się udać. Boje się, że naszymi czynami zniszczymy siebie nawzajem i że nie będziemy mogli już nigdy tego naprawić.

Czy warto pozwolić mu wejść do mojego serca i dać mu szansę, chociaż wiem, jaki jest i w jakim zawodzie pracuje? Wiedząc, że może pójść coś nie tak i już nigdy go nie zobaczę? Nie wiem.

Mam nadzieję, że nie muszę teraz podejmować decyzji, która zmieni naszą relacje. Położyłam głowę na poduszce i zaczęłam patrzeć w sufit.

Nigdy bym się nie spodziewała, że kiedyś będę leżeć w łóżku z Kadenem. Gdybym mogła się spotkać ze mną z przeszłości, to ona by mi się zaśmiała w twarz i powiedziała, żebym zmieniła dilera, bo to, co mi daje, to jakieś gówno.

Na pewno. Jego ręka dalej spoczywała na moim ciele i chyba nie miał zamiaru jej ze mnie ściągać. Podoba mi się ten niewinny dotyk z jego strony. Po chwili zaburczało mi w brzuchu, na co Kaden się zaśmiał.

– Z czego się śmiejesz przez to, że mnie wczoraj przestraszyłeś, nie zjadłam kolacji – powiedziałam, wkurzona.

– Od razu moja wina! Nie kazałem ci iść do pokoju. Sama poszłaś, zostawiając mnie w salonie – powiedział.

Prychnęłam.

– To może mnie puścisz, żebym mogła wstać i iść sobie zrobić śniadanie?

– Hmm niech pomyśle... – przerwał, jak by myślał nad odpowiedzią. – Nie – powiedział i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej.

– Ej – jęknęłam. – Umrę ci tu z głodu, jak mnie nie puścisz – powiedziałam, próbując się wyswobodzić.

Kaden wzmocnił uścisk.

– Jakoś to przeżyję – powiedział, uśmiechając się do mnie.

– Przepraszam cię, ale jeszcze chcę pożyć na tym świecie, a nie umrzeć w twoim łóżku koło ciebie i jeszcze w dodatku przez zagłodzenie – powiedziałam. Kaden zaczął się śmiać.

– I z czego się śmiejesz? – powiedziałam, udając wkurzoną, ale po chwili też zaczęłam się śmiać. – Nie śmiej się! – powiedziałam, uderzając Kadena w ramie.

– Ty też się śmiejesz – powiedział przez śmiech.

– Ale ja się śmieje z ciebie bałwanie! – powiedziałam, nie przestając się śmiać.

Dangerous LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz