Rozdział 1 - Ulotne sny o niezapomnianych cz.2

6 2 0
                                    

– Naprawdę nie mogę uwierzyć, że Ben jest taki... taki... – Saturn wahała się przez chwilę. – Taki głupi no.

Szli z Tristanem przez miasto, mijając trzypiętrowe domy z czerwonej cegły. Ze względu na pojawiające się od kilku lat demony, na ulicach nie było tłumów. Pojedyncze pary lub małe grupki osób przemykały po kamiennych alejkach, spiesząc do pracy lub szkoły. Słońce powoli wznosiło się, ogrzewając rozpoczynające kolejny dzień miasto. Wysokie drzewa zasadzone na każdym skrzyżowaniu ulic rzucały cienie na pobliskich przechodniów. Ćwierkanie ptaków upiększało melodię przeciętnego poranka stworzoną z rozmów, pokrzykiwań dzieci i przetaczających się po kamieniach drewnianych kół nielicznych wozów i pojazdów.

– Nie wiem, czy głupi to dobre słowo, ale rozumiem, o co ci chodzi. Zdecydowanie za bardzo przejmuje się zasadami. Z drugiej strony, to jego praca jakby nie patrzeć. Ktoś musi pilnować porządku. Plus myślę, że tak naprawdę ma dobre intencje. Po prostu nie chce, by komuś coś się stało – odpowiedział.

– I jeszcze powiedział, że jestem za młoda – burknęła.

– A więc to z tym masz największy problem? – Tristan roześmiał się.

– Mam dziewiętnaście lat! Wcale nie jestem już taka młoda i głupia – oznajmiła z frustracją.

– Młoda to faktycznie nie, ale głupia... – zażartował.

Saturn pacnęła go w potylicę i ponownie się naburmuszyła. Jej irytacja szybko zniknęła, gdy z boku usłyszeli znajomy głos:

– Hej! Dzieciaki! Macie chwilę?

Spojrzeli w stronę, skąd dobiegł ich powitalny okrzyk. Z okna wychylał się właściciel pobliskiego sklepu, w którym najczęściej robili wszystkie niezbędne zakupy. Mężczyzna miał na sobie luźną, białą koszulę wciśniętą niechlujnie w brązowe, lekko zużyte spodnie. Trzydniowy zarost zdobił jego wyraźnie zarysowaną szczękę, a słomiany kapelusz, który uwielbiał nosić, przykrywał zupełnie łysą głowę czterdziestolatka.

Kiedy podeszli bliżej przywitał ich szerokim uśmiechem, rozkładając entuzjastycznie ręce.

– Hej dzieciaki! Idziecie do pani Bundles? – zagadnął.

– Dzień dobry, panie Sparrow – zaczęła uprzejmie Saturn. – Tak, chcemy się upewnić, że na pewno wszystko ma i zjeść z nią śniadanie.

– To bardzo miłe z waszej strony, że tak o nią dbacie – pochwalił ich ciepło sprzedawca. – Mógłbym mieć do was jedną małą prośbę?

– Hmm. To zależy, jaka to prośba – oznajmiła dziewczyna, udając bardzo poważną i gotową do targowania się.

Pan Sparrow roześmiał się serdecznie.

– Czy moglibyście pójść i odebrać za mnie jedną paczkę dosłownie na sąsiedniej ulicy? Ja nie mogę teraz zostawić sklepu bez opieki. Phi, nawet gdybym mógł, to nie mam z kim iść, a wolałbym nie zostać zjedzony przez jedno z tych parszywych bydląt.

– A co z tego będę miała? – zapytała Saturn, wciąż udając bardzo ważną osobistość, której przysługa ma niezwykle wysoką cenę.

– Nie ma problemu. Zaraz tam pójdziemy – odpowiedział mężczyźnie Tristan, zupełnie ignorując teatrzyk koleżanki.

Dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem i wymamrotała coś pod nosem. Już mieli odchodzić, gdy nagle obróciła się do właściciela sklepu, oparła się o framugę okna i zapytała z niezwykłym zainteresowaniem:

– A jak panu idzie z Betty?

Sprzedawca poczerwieniał na twarzy.

– Cii. Jeszcze ktoś usłyszy – zganił ją zakłopotany.

– Niech się pan nie wstydzi – zachichotała. – Zaprosił ją już pan do siebie, jak rozmawialiśmy?

– Eee... – pan Sparrow podniósł kapelusz i podrapał się poddenerwowany po swojej łysinie.

– Karygodne! – krzyknęła Saturn. – Ile jeszcze okazji planuje pan zmarnować!? Tyle rad panu daję, a pan nadal nie może jej nawet wziąć do siebie na kawę? Żenada!

Mężczyzna spojrzał się na dziewiętnastolatkę zdenerwowany.

– A tobie jak idzie z Tristanem? – zagaił kąśliwie.

Saturn zarumieniła się, zaciskając mocno wargi.

– Ja i on... ja... nie... nigdy! Co pan mówi! – odwróciła się panicznie, żeby sprawdzić, czy Tristan słyszy ich rozmowę.

Chłopak stał tuż za nią, unosząc jedną brew do góry. Dziewczyna spanikowała, spojrzała na uśmiechającego się wyzywająco właściciela sklepu i uderzyła go dłonią w policzek.

– Nieładnie zadawać dziewczynom takie pytania! – fuknęła.

Pan Sparrow spojrzał zdziwiony na Saturn, a potem na Tristana. Chłopak wzruszył tylko ramionami i pokręcił głową. Mężczyzna ponownie przeniósł wzrok na dziewczynę, która powoli uświadamiała sobie, co zrobiła.

– P-przepraszam – wymamrotała, wbijając wzrok w ziemię.

Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, obróciła się na pięcie i pobiegła w stronę Domu Przesyłkowego, z którego mieli odebrać paczkę. Tristan spojrzał się jeszcze raz na trzymającego się za policzek sprzedawcę i ruszył w ślady dziewczyny, by nie oddaliła się za bardzo.

Nie minęło dziesięć minut, a dostarczyli pakunek do pana Sparrowa, ponownie przepraszając za zachowanie Saturn. Właściciel nie potrafił długo się gniewać i szybko znów oślepiał ich promiennym uśmiechem, obiecując dziewczynie, że dziś na pewno zaprosi Betty na kawę, albo przynajmniej porozmawia z nią o czymś innym niż zwiększająca się cena warzyw.

Kilka chwil po wizycie w sklepie znaleźli się pod drzwiami mieszkania pani Bundles.

– Sądzisz, że uda ci się dowiedzieć czegoś o twojej rodzinie? – zapytała Saturn, wstrzymując się chwilowo przed zapukaniem do drzwi.

Tristan westchnął.

– Szczerze mówiąc, to wątpię, ale warto spróbować. Choroba pamięci, którą ma pani Bundles coraz bardziej postępuje, chociaż jej zdrowie fizyczne wciąż jest w dobrej formie. Mimo że widujemy ją co drugi dzień, to i tak ledwo nas kojarzy.

– Niestety – odparła ze smutkiem. – Jak to się w ogóle stało, że dopiero teraz sobie o nich przypomniałeś? Nie byłeś taki młody, jak do nas trafiłeś.

– W sumie ciężko powiedzieć. Jak zostałem wysłany do sierocińca pani Bundles miałem chyba 9 lat i pamiętam, że zupełnie nie rozumiałem, co się stało, a nikt mi nie chciał wyjaśnić zaistniałej sytuacji. Potem byłem obrażony na tatę, że po mnie nie przychodzi, więc z czasem starałem się wyrzucić go z pamięci. Myślałem, że mnie porzucił, bo byłem niegrzeczny – uśmiechnął się pod nosem. – Kiedy was poznałem, moje myśli skupiły się bardziej na codzienności. W grupie osób, w której wszyscy nie mieli rodziców, ten temat jakoś zanikł, a pani Bundles wspaniale odgrywała rolę naszej wspólnej matki i opiekunki.

Obydwoje zamilkli.

Dzięcioły Orglasii (krótsze fragmenty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz