Rozdział 6 - Pierwsze kroki przez próg cz.3

0 0 0
                                    

Niepokój, który męczył Kila, odkąd wsiedli do pojazdu, potęgował fakt, że przez całą podróż nikt z Dzięciołów nie odezwał się choćby raz. Nie słyszał żadnych rozmów nawet między mężczyznami siedzącymi w parach na koniach. Wszystko wydawało mu się zdecydowanie nienaturalne. Jedyną rzeczą, która pozwalała mu odnaleźć spokój umysłu, była śpiąca jak zabita Saturn, której w drzemce nie przeszkadzały nawet podskoki kół na nierównym terenie ścieżki prowadzącej do miejsca polowań.

Kilka minut po przekroczeniu granicy lasu znaleźli się na obszernej polanie. Ślady walki widniejące na korze pojedynczych drzew świadczyły o wielu stoczonych bojach, w których, jak domyślał się Kil, niejeden Dzięcioł stracił życie.

– Jesteśmy! – Richard oznajmił entuzjastycznie. – To tutaj polujemy, gdy nastaje zmierzch i robi się chłodniej.

– W nocy demony są słabsze? – Przebudzona Saturn zapytała, mamrocząc.

– Tak – zaczął Dutio – ale to nie ze względu na porę dnia, a temperaturę. Im cieplej, tym większa szansa, że pojawi się duży demon.

– A czym się różni duży demon od małego?

– W zasadzie tylko wzrostem – odparł lekko rozbawiony. – Oba rodzaje zwabia się tak samo i oba na szczęście mają taki sam apetyt, choć mogłoby się wydawać inaczej.

Po tych słowach Saturn wyraźnie posmutniała. W głowie ponownie pojawił jej się obraz pozbawianych oczu martwych kobiet sprzed zaledwie dwóch dni.

Widząc szklące się oczy dziewczyny, Kil objął ją ramieniem.

To był zły pomysł, żeby tu przyszła – zganił się w myślach.

– Chodźmy do chatki ze sprzętem. – Richard, który zdążył już wyskoczyć z pojazdu, ponaglająco machnął w ich stronę, idąc w towarzystwie dwóch Dzięciołów w stronę krańca polany.

Kil podniósł wzrok. Za drzewami dojrzał mały drewniany domek, który wcześniej umknął jego uwadze. Przycisnął do siebie Saturn, by dodać jej trochę otuchy, po czym obydwoje opuścili pojazd, zostawiając w nim Marka.

***

Tristan westchnął ciężko, odsuwając swoje łóżko z powrotem na miejsce.

– Zamiecione! – Powiedział dumnie sam do siebie, po czym energicznie przetarł ręce. – Pora na szafę.

Duży, drewniany mebel ustawiony w kącie pokoju przerażał swoją niepoukładaną zawartością. Pomieszane ubrania Tristana i Kila walały się na półkach, utrudniając rozpoznanie, które z nich są jeszcze czyste, a które już od dawna nie nadają się do noszenia. Jedynym sposobem na rozróżnienie było przeprowadzenie testu zapachu, na który Tristan nie był do końca gotowy.

Przełknął ślinę.

Aby nie znokautować się na samym początku, postanowił przyjąć bezpieczną strategię zaczęcia od wierzchniej odzieży, która nie ma bezpośrednio kontaktu ze skórą. Wyciągnął wiszący w drugiej części szafy czarny płaszcz i przybliżył go do twarzy. Zadowolony z wyników wstępnego rozpoznania przypomniał sobie o konfrontacji ze śmierdzącym bezdomnym i pełny obaw powąchał intensywnie rękaw. Zapach nie był zbyt wyraźny. Wręcz na tyle ciężki do wychwycenia, że Tristan zaczął zastanawiać się, czy faktycznie czuje na płaszczu smród bezdomnego, czy to jego pamięć próbuje mu wmówić, że materiał na pewno jest przesiąknięty brudem samotnika. Po kilku dodatkowych wąchnięciach doszedł do wniosku, że na wszelki wypadek dorzuci go do kupki z rzeczami do prania.

Dzięcioły Orglasii (krótsze fragmenty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz