Rozdział 6 - Pierwsze kroki przez próg cz.6

0 0 0
                                    

***

– Naprawdę Max, te warzywa z dnia na dzień coraz droższe! – Kobieta w błękitnym kapeluszu z szerokim rondem pochylała się nad skrzynką z marchwiami. Jej długa, pasująca kolorystycznie do nakrycia głowy sukienka wprowadzała kroplę chłodnej różnorodności do sklepu zdominowanego odcieniami drewna oraz kolorowym wachlarzem warzyw i owoców sięgającym od bieli przez wszelakie odsłony zieleni do namiętnych oblicz szkarłatu.

– Zapewniam cię, Betty, że wczoraj te marchewki kosztowały dokładnie tyle samo! – Pan Sparrow roześmiał się gromko, klepiąc się po brzuchu.

– Nie wątpię – zaczęła – ale wczoraj mnie tu nie było. Za to przedwczoraj na pewno były tańsze.

Kobieta nie podnosiła wzroku, wertując marchewki, jakby szukała tej jednej konkretnej.

Sprzedawca zaśmiał się ponownie.

– Może za rzadko tu przychodzisz? – rzucił odruchowo, po czym ugryzł się w język, uświadamiając sobie, że wcale nie chciał powiedzieć tego na głos. Spojrzał na Betty pełen obaw. Ta zamarła na chwilę w miejscu, milcząc, lecz po chwili wróciła do grzebania w marchewkach z jeszcze większym zapałem niż wcześniej.

Pan Sparrow świadom, że robi się coraz bardziej czerwony, odwrócił się w stronę stojącego za nim regału i zaczął nerwowo poprawiać już i tak niezwykle równo ustawione słoiczki z przyprawami.

Nagle kątem oka dostrzegł ruch od strony okna. Odwrócił głowę.

– Betty, wybieraj szybko te marchewki. Zamykamy sklep na dzisiaj.

Kobieta wreszcie podniosła głowę znad skrzynki i spojrzała pytającym wzorkiem na wpatrującego się w okno sprzedawcę.

– Przecież dopiero niedawno minęło południe.

– Wybacz. Sytuacja awaryjna.

Wyraźnie zaskoczona nagłą zmianą nastroju mężczyzny wzięła dwie z upatrzonych wcześniej marchewek i wyprostowała plecy.

– Dwa fiolety – rzucił pan Sparrow, patrząc cały czas w okno.

Betty spojrzała najpierw na niego, potem w kierunku okna. Ktoś szybkim krokiem zbliżał się do sklepu. Ponownie zerknęła na łysego sprzedawcę. Choć jego głos wydawał się serdeczny i uprzejmy jak zawsze, to nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że coś głęboko zaburzyło spokój Maxa, którym zawsze emanował. Prędko wyciągnęła dwie drobne, fioletowe monety i położyła je na ladzie.

– Dziękuję – odparł pan Sparrow i jednym przesunięciem dłoni wrzucił fiolety do wysuniętej szuflady.

– Do zobaczenia – odpowiedziała kobieta, wykonując eleganckie dygnięcie.

– Do jutra! – odparł sprzedawca, wreszcie odwracając się w jej kierunku.

Betty uśmiechnęła się nieśmiało, po czym otworzyła drzwi do sklepu, za którymi czekało na nią dwóch eskortujących strażników.

– Uważaj na siebie – rzuciła w progu, posyłając ostatnie spojrzenie w jego stronę.

Pan Sparrow nie odpowiedział wpatrzony w zbliżającego się Tristana w towarzystwie dwóch Żółwi.

***

Kil obracał w palcach swoją monetę. Niezadowolony wyraz na jego twarzy wyraźnie wskazywał, że został postawiony przed niełatwym dylematem. Po kilku przymiarkach udało mu się wreszcie znaleźć odpowiedni rozmiar koszuli i spodni, jednak ani górna, ani dolna część uniformu Dzięciołów nie posiadała kieszeni, do której mógłby schować tak ważną dla siebie pamiątkę.

Zagryzł zęby. Nie mógł wziąć jej ze sobą, a wizja zostawienia jej bez opieki rozrywała go od środka. Stał w bezruchu, myśląc intensywnie.

Nagły, paniczny krzyk Saturn z zewnątrz dobiegł do jego uszu, przeszywając go dreszczem. Niewiele myśląc, wcisnął monetę między swoje ubrania, zawinął je pośpiesznie w niekształtny walec i rzucił nimi w kąt chatki. Dopadł do drzwi, popychając je całym ciężarem ciała.

Łapiąc w ostatniej chwili równowagę po gwałtownej szarży, podniósł wzrok w kierunku polany.

Pobladł. Saturn wisiała głową w dół z nogami związanymi liną podwieszoną do gałęzi drzewa. Tuż pod nią, zachowując bezpieczną odległość od jej prób ataku, stał Richard w towarzystwie łysego mężczyzny z kozią bródką. Pozostali członkowie oddziału znajdowali się już w pojeździe. Jeden dosiadał konia.

Richard pomachał do stojącego w drzwiach Kila, po czym odwrócił się i wraz z Bradem skierowali się w stronę reszty gotowej do opuszczenia polany. Davir poczerwieniał ze złości. Bez zastanowienia rzucił się w stronę Saturn, która właśnie stała się potencjalną ofiarą Monumm. 

Dzięcioły Orglasii (krótsze fragmenty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz