Rozdział 1 - Ulotne sny o niezapomnianych cz.4

1 1 0
                                    

Godzinę później wyszli z ponurymi wyrazami twarzy. Saturn położyła dłoń na ramieniu Tristana.

– Nie martw się. Sarah na pewno wymyśli jakiś sposób, żeby znaleźć informacje o twojej rodzinie – pocieszała go.

Tristan westchnął.

– Chodź. Zapłacimy pani Wenus – rzucił do dziewczyny i skierował się do drzwi sąsiedniego domu.

Chłopak zapukał rytmicznie i po chwili do środka zaprosiła ich kobieta w średnim wieku odziana w różowy fartuch. Na głowie miała granatową chustkę, która skrywała jej ciemne, zwinięte w kok włosy.

Pani Wenus była jedną z pierwszych dziewczynek, które trafiły do sierocińca pani Bundles, a ze względu na brak dołączonego imienia do pozostawionego nocną przez rodziców dziecka, stara opiekunka nadała jej imię na cześć jednej z planet Układu Słonecznego. Kobieta mimo posiadania zaledwie czterdziestu trzech wiosen, od kilkunastu lat była wdową po mężu, który zginął z rąk Monumm. Przez swoją dozgonną wdzięczność dla pani Bundles i by uciec myślami od przytłaczającej samotności, postanowiła opiekować się chorującą założycielką sierocińca.

– Dzieci! – wykrzyknęła rozradowana. – Wejdźcie, wejdźcie.

Zapraszała ich do środka energicznym gestem dłoni.

Gdy tylko Tristan przeszedł przez próg, pani Wenus ścisnęła go w swoich niespodziewanie silnych objęciach. Saturn patrzyła na nią z niechęcią. Kobieta uwielbiała młodą dziewczynę przez sam fakt, że obie otrzymały imię od pani Bundles, jednak jej miłość nie była odwzajemniona.

– Odwiedzaliśmy właśnie panią Bundles i wpadliśmy, żeby dać pani naszą część składki – wyjaśnił chłopak, sięgając do sakiewki po kilka czerwonych monet.

– Ależ dziecko, nie ma potrzeby, ja naprawdę daję sobie radę i sama mam jeszcze pieniądze na naszą staruszkę. Wydajcie je na łakocie albo oszczędzajcie na przyjazd Cudowronek! Mnie nie potrzeba – przekonywała.

– Pani Wenus, proszę nam nie utrudniać – odpowiedział dosadnie Tristan. – My też chcemy mieć wkład w opiekę nad panią Bundles, a Sarah, Ben i Vivian ciężko na to pracują.

– Chłopcze, ale wy jesteście młodzi, nie wydawajcie pieniędzy na takie staruchy jak my – kłóciła się dalej, zachowując rozbawiony ton.

Zaciętą sprzeczkę przerwały krzyki dochodzące z placu znajdującego się tuż za zakrętem.

Saturn momentalnie odwróciła się w tamtą stronę i pognała w kierunku głosów. Tristan zaklął pod nosem poirytowany nieroztropnością i impulsywnością koleżanki, po czym rzucił się za nią, krzycząc do pani Wenus, by schowała się w domu.

W Orglasii krzyki nie zdarzały się często. Ze względu na pojawiające się na ulicach demony ludzie zaczęli funkcjonować w zgodzie, jakiej wcześniej nigdy nie było. Kłótnie czy bójki należały do rzadkości. Głos podnosiły tylko dzieci bawiące się przed domami, strażnicy goniący nielicznych przestępców lub osoby, które zobaczyły na własne oczy przerażające kreatury, jakimi były Monumm. Za czasów wczesnej młodości sierot demony pojawiały się tylko poza murami miasta, pastwiąc się na zagubionych podróżnikach czy zbłądzonych myśliwych. Potwory atakowały tylko i wyłącznie ofiary odosobnione od reszty ludzi, wyłaniając się spod ziemi tylko sobie znanym sposobem. Mieszkańcy Orglasii oraz innych miast dotkniętych tym problemem z czasem przyzwyczaili się do opuszczania domów w parach lub większych grupach, jednak samotni staruszkowie, wdowy i samotnicy wciąż byli zdani na łaskę społeczeństwa. Niekiedy w desperacji próbowali wybrać się samemu choćby do sklepu na innej ulicy, lecz ich podróż często kończyła się na kłach ohydnego monstrum.

Tristan i Saturn dobiegli do rozległego placu, na którym często odbywały się występy taneczne lub muzyczne. Na samym jego środku stała zapłakana młoda kobieta ubrana w długą, zwiewną, granatową spódnicę do ziemi i białą koszulę zapinaną na guziki. Na prawym ramieniu założoną miała opaskę z narysowaną głową borsuka – symbol osób pracujących jako urzędnicy. Czarne, kręcone włosy spięła z tyłu głowy tak, by tylko kilka kosmyków opadało jej na aktualnie zalaną łzami twarz. Okulary z grubymi oprawkami, dotąd spoczywające jej na nosie, zrzuciła teraz gwałtownym ruchem, roztrzaskując je o kamienne płyty.

– Jak śmiesz! Za moimi plecami! Ty demoni szczochu! Zdradziecki psie! – wyła w stronę półnagiego, młodego blondyna, który stał na skraju placu.

Do mężczyzny przylegała owinięta prześcieradłem brunetka. Na jej twarzy zmieszanie mieszało się z poczuciem winy i strachem. Odkąd rozpoczęli ten sekretny romans, zawsze obawiała się, że kiedyś zostaną przyłapani, ale nigdy nie sądziła, że zdruzgotana żona wybiegnie sama na ulicę ze świadomością, jak bardzo jest to niebezpieczne. Dopiero teraz zaczęła żałować podjętego ryzyka, ale przecież nie mogła przewidzieć jej niespodziewanego powrotu do domu.

– Kochanie, wybacz mi, proszę! To wszystko moja wina! Proszę, uspokój się, zanim stanie się coś złego! – niewierny mąż wołał rozpaczliwie do zdradzonej przed chwilą kobiety.

– Nie chcę cię więcej widzieć na oczy! Niech mnie Monumm pożre, byle bym nie widziała już nigdy w życiu twojego zdradzieckiego ryja.

Mężczyzna spoglądał co chwilę to na jedną kobietę to na drugą, jakby musiał podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu. Po chwili chwycił kochankę za rękę i zaczął iść w stronę żony.

– Nawet tu nie podchodź z tą kurwą! – zagroziła zrozpaczona.

Tłum gapiów wyglądający przez okna przyglądał się sytuacji, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Wszystkie domy zbudowane wokół placu znajdowały się daleko od miejsca wydarzeń, a ulice w tych godzinach były szczególnie puste.

Młody blondyn jeszcze raz spojrzał panicznie na dwie kobiety, po czym odepchnął owiniętą prześcieradłem dziewczynę i ruszył biegiem w stronę zdradzonej żony.

Gdy znalazł się pomiędzy nimi, zamarł w bezruchu. Za czarnowłosą urzędniczką wśród przeraźliwego syku zaczął pojawiać się odrażający demon. Mężczyzna uświadomił sobie, że właśnie doprowadził do sytuacji, w której trzy osoby stały się idealnymi ofiarami dla tych przerażających bestii.

Dzięcioły Orglasii (krótsze fragmenty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz