Rozdział 6 - Pierwsze kroki przez próg cz.2

1 0 0
                                    

Mark i Richard przywitali się skinieniem głowy.

– Wybaczcie niezapowiedziane najście – zaczął Dutio – ale dopiero dziś rano udało mi się przekonać pozostałych, żeby spełnić twoją prośbę o dołączenie do oddziału. Uznałem, że nie będziemy wysyłać Ważek, skoro możemy pojawić się osobiście.

– I potrzebowaliście aż sześciu osób, żeby mnie zaprosić? – zapytał podejrzliwie Kil.

– Ależ oczywiście, że nie! – Richard się roześmiał. – Chcieliśmy od razu pokazać ci, jak wygląda nasza praca.

Davir uniósł brew.

– W takim stanie? – Wskazał na złamaną rękę Marka spoczywającą w obwiązanej przez przeciwne ramię chuście.

Dutio spojrzał na kolegę z oddziału z serdecznym uśmiechem, po czym klepnął go kilkukrotnie po plecach.

Towarzysz skrzywił się z bólu, ale nic nie odpowiedział.

– Mark nawet w takim stanie byłby w stanie wygrać na pięści z Monumm – zażartował, jednak nieprzekonana mina Kila jasno wskazywała, że chłopak nie ma ochoty na dowcipy.

Dutio westchnął smutno.

– Widzę, że naprawienie atmosfery między nami może być trudniejsze, niż myślałem – przyznał przygnębiony. – Nie będziemy dzisiaj polować. A na pewno nie za dnia. Chcemy zamocować kilka pułapek w naszym sprawdzonym miejscu i pokazać ci, co i jak.

– A co ze mną? – odezwała się nagle Saturn, przykuwając uwagę pozostałych.

Mark mimowolnie wzdrygnął się z przerażenia, gdy tylko dziewczyna podeszła bliżej.

– Och, Saturn. – Richard wydawał się równie zaskoczony. – Nie wiedzieliśmy, czy w końcu się zdecydowałaś czy nie. Musiałbym to ustalić z pozostałymi.

Dziewczyna wydęła policzki wyraźnie obrażona, gdy na twarzach Dzięciołów pojawiła się niepewność i zakłopotanie.

– Czyli Kil może dostać coś w zamian za to, że nas przedwczoraj pobiliście, a ja nie? – zapytała wyzywająco coraz bardziej zdenerwowana.

– Ależ nie! – Richard zaczął ratować sytuację. – Nie ma absolutnie żadnego problemu!

Mark spojrzał na niego z wyrzutem. W odpowiedzi Dutio niezauważenie wbił mu swoją piętę w stopę. Dulium jęknął cicho.

– Żadnego problemu – wysyczał przez zęby z fałszywym uśmiechem, próbując okiełznać rozchodzący się po całej nodze ból.

– Jej! – Krzyknęła triumfalnie Saturn. – Idę się przebrać, poczekajcie.

Dutio uniósł brew, zastanawiając się, czy właśnie dziewiętnastolatka wydała rozkaz dowódcy oddziału, jednak po chwili uznał, że analizowanie zachowania tej dziewczyny nawet dla niego jest zbyt dużym wyzwaniem.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł, Kil. Ja bym im nie ufał. – Richard podniósł wzrok na czarnowłosego chłopaka mówiącego ściszonym głosem do davira.

– Ale ja im przecież nie ufam ­– odparł przyjaciel. – Wręcz przeciwnie.

– Czyli nie idziesz z nimi? – Tristan odetchnął z ulgą.

– Idę. To jedyny sposób, żeby walczyć z Monumm, a na tym zależy mi najbardziej.

Słysząc ponury, pozbawiony emocji głos przyjaciela, Tristan wyraźnie posmutniał. Jeszcze wczorajszego poranka miał nadzieję, że buzujące w Kilu emocje, które budziły się po każdej przemianie, szczęśliwie ucichły, jednak gdy teraz ponownie pojawił się temat demonów, chłopak wrócił do swojego oschłego nastroju.

– Ustąpimy wam miejsca w pojeździe – wtrącił się Richard, po czym odwrócił się do czekających na zewnątrz Dzięciołów. – Craig! Scott! Przenieście się na konie.

Siedzący na dwuosobowej kanapie w tylnej części pojazdu mężczyzna z obandażowaną, pozbawioną palca dłonią wydał z siebie pomruk niezadowolenia, jednak po chwili zwłoki wygramolił się z pojazdu, zeskakując na ziemię. Siedzący na koniu łysy mężczyzna z kozią bródką podał mu rękę i podciągnął go na grzbiet rumaka. Craig poszedł w ślady kolegi i po chwili siedział na drugim z wielkich ogierów, obejmując zabandażowaną ręką bruneta ze złamanym nosem.

– Uważajcie na siebie – oznajmił troskliwie Tristan, gdy Saturn i Kil wchodzili do pojazdu.

– Bez obaw – zapewnił Richard. – Są w dobrych rękach.

– Wybacz Dutio, ale niestety nadal nie jestem w stanie zaufać pozostałym członkom twojego oddziału.

– Przyrzekam na honor Dzięciołów, że dopilnuję, żeby nie doszło do żadnej nieprzyjemnej sytuacji! – Stanowczy głos dowódcy uspokoił Tristana.

Chłopak uśmiechnął się w podziękowaniu i odprowadził ich wzrokiem.

Richard i Mark usiedli w przedniej części pojazdu.

– Gotowi? – zwrócił się do siedzących z tyłu sierot Dutio, wyciągając czarny, trójkątny kryształ wielkości ludzkiej pięści. – Będzie gwałtowny start, bo to stary model!

Mimo ostrzeżenia Saturn i Kil odruchowo wytrzeszczyli oczy, gdy tylko Dutio wprowadził kryształ Monumm do specjalnego uchwytu i mocne szarpnięcie poruszyło maszyną, wprawiając ich w ruch.

Tristan spojrzał, jak ponadczasowy wynalazek samej Lillian Willow odjeżdża z jednostajną prędkością, prowadząc za sobą dwa wyraźnie niezadowolone dodatkowym ciężarem konie.

– Czemu ta dwójka zawsze jakimś cudem znajduje wymówkę, żeby wyślizgnąć się z domu, kiedy akurat mamy robić duże sprzątanie – zapytał sam siebie sfrustrowany, po czym pchnął z wyczuciem drzwi, pozwalając im zamknąć się bez naciskania klamki.

Dzięcioły Orglasii (krótsze fragmenty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz