Rozdział 5 - Zatarte tragedie, przebudzone nieszczęścia cz.3

0 0 0
                                    

– To o co chcieliście mnie poprosić? – podjęła jak gdyby nigdy nic, poprawiając delikatnie wstążkę we włosach.

Tristan, któremu udało się wreszcie ocknąć z nowo doświadczonego stanu, którego nie potrafił sam przed sobą opisać słowami, zerknął na Sarah. Wydawało się, że powoli dochodziła do siebie, ale nie na tyle, by podjąć jakikolwiek dialog.

Zmuszony wziąć odpowiedzialność na siebie, wyjaśnił pokrótce całą sytuację zaciekawionej Vivian. Dziewczyna słuchała z zaintrygowaniem, potakując co jakiś czas.

– Zobaczę czego uda mi się dowiedzieć, ale nic nie obiecuję i oczywiście nie za darmo – odparła, gdy chłopak skończył opowiadać. – Czyli w zasadzie nie odkryliście niczego nowego mimo tej całej szopki w bibliotece?

– Niestety. – Przytaknął zawiedziony.

– A co z tym przyjacielem z dzieciństwa?

– Właśnie chciałem to sprawdzić, ale nam przerwałaś.

Vivian uniosła brew.

– Ach. Najmocniej przepraszam – odpowiedziała ze zbolałą miną i udawanym poczuciem skruchy, przewracając jednocześnie oczami.

Tristan zignorował jej teatrzyk i pochylił się nad spisem ludności.

– Pamiętasz, jak miał na nazwisko? – Oprzytomniała Sarah stanęła obok niego, oddychając głęboko. Jej policzki były jeszcze lekko czerwone.

Vivian, do której obydwoje byli teraz odwróceni plecami, przygryzła wargę z niezadowolenia. Czuła się wykluczona, ale nie zamierzała wciskać się na siłę między tę dwójkę.

– Zupełnie nie. Nie mam nawet żadnego pomysłu i szczerze mówiąc, wątpię, że kiedykolwiek mi w ogóle mówił.

– A chociaż imię?

– William – odparł pewnie.

– Był mniej więcej w twoim wieku?

– Jestem prawie pewny, że byliśmy rówieśnikami.

– Dobra. Dajcie mi chwilę.

– Co? Co zamierzasz zrobić?

– Poszukam go w spisie. To chyba oczywiste.

– Co?! Przecież nawet tobie zajmie to kilka długich godzin.

– Zobaczymy. Zacznę sprawdzać od najpopularniejszych nazwisk w mieście i liczę, że matematyka mnie nie zawiedzie.

Tristan spojrzał na nią z podziwem. Pomysł faktycznie może nie należał do najbardziej odkrywczych, ale sam nigdy by na to nie wpadł – przyznał sam przed sobą, po czym uśmiechnął się do koleżanki.

– A to nie tak, że szansa na sukces zawsze wynosi jedną drugą? Albo znajdziesz, albo nie?

Sarah spojrzała na niego zszokowana.

– Słucham?!

Tristan świadomy, że jego żart okazał się całkowitą porażką, pokręcił tylko głową i spojrzał na Vivian. Dziewczyna tłumiła śmiech.

– Cieszę się, że chociaż Ty zrozumiałaś.

– Z ciebie się śmieję, głupku – parsknęła.

Tristan uderzył dłonią w czoło.

– Przecież żartowałem! – frustracja załamała mu głos tak bardzo, że tłumaczący ton zmienił się w nienaturalny pisk, powodując kolejny wybuch śmiechu kapłanki.

– Jasne, jasne. Chodź kawalarzu, dajmy jej szukać w spokoju.

Chichocząc, dziewczyna skierowała się w stronę drzwi. Moment później przeszła przez próg i odwróciła się do stojącego wciąż w tym samym miejscu Tristana, by ponaglić go machnięciem ręki.

– No nie obrażaj się już. Chodź. Mam do ciebie sprawę.

Kiedy zamknęli za sobą drzwi, poczuli roztaczający się zapach przygotowywanego przez Briana i Bena śniadania. Skwierczenie boczku na patelni dobiegało nieśmiało z dołu w towarzystwie szczęku rozkładanych naczyń i sztućców.

– Ale Sarah była czerwona! – W oczach Vivian błysnęła duma i satysfakcja.

– Dziwisz jej się? – odparł lekko rozbawiony.

– Och nie! Absolutnie! – Uśmiechnęła się szeroko. – Tobie też się nie dziwię.

Zmieszana mina Tristana rozbawiła dziewczynę do tego stopnia, że ponownie wybuchnęła gromkim śmiechem.

Chłopak patrzył przez chwilę na koleżankę zrezygnowanym wzrokiem, czekając, aż ta się uspokoi, po czym podjął:

– To czego ode mnie chciałaś?

Kapłanka opanowała chichotanie i otarła łzę z prawego oka. Zanim odpowiedziała, wzięła jeszcze dwa głębokie wdechy, próbując nadać utracony spokój rozhahanemu organizmowi.

– Chcesz zarobić na sprzątaniu piwnicy w świątyni?

– A to w ogóle legalne? Ludzie mają tam wstęp? – odparł lekko zdziwiony.

– Nie. Tylko Monumm mogą tam wchodzić – rzuciła sarkastycznie. – Oczywiście, że jest to miejsce niedostępne dla byle kogo z ulicy, ale jak wejdziesz tam ze mną, to nikt nie będzie miał problemu.

Tristan przytaknął, po czym bardzo ostrożnie i nieśmiało zadał pytanie:

– A... czy to nie jest przypadkiem twój obowiązek?

Vivian rzuciła mu mordercze spojrzenie.

– Dostaniesz za to dwie garście czerwieni, a jeszcze pyskujesz? – warknęła.

Tristan miał wrażenie, że zmalał w obliczu przytłaczającej, piekielnej aury, którą roztaczała teraz wokół siebie ubrana w szkarłatną sutannę dziewczyna.

– N–nie wiedziałem, że aż tyle płacisz – wymamrotał, próbując ratować sytuację.

Vivian wyglądała na jeszcze bardziej oburzoną.

– Czy kiedykolwiek zapłaciłam komuś za mało albo wykorzystałam czyjąś pracę za darmo? – Jej złowrogi ton coraz bardziej przypominał syczenie gotowego do ataku węża.

Tristan w ostatniej chwili powstrzymał się przed odpowiedzeniem na pytanie zgodnie z prawdą. Vivian od dziecka używała wszelkich środków byle zyskać jak najwięcej dla siebie i jak najbardziej zaoszczędzić na innych. Pozostałe sieroty prowadziły nawet zapiski, kto ile razy wyświadczył jej przysługę w zamian za obiecane wynagrodzenie, którego nigdy nie otrzymał.

Dwie garści czerwieni nie brzmiały źle, ale świadomość, że nigdy tak naprawdę nie zobaczy ich na własne oczy była na tyle zniechęcająca, że chłopak nawet przez chwilę nie rozważał tej oferty na poważnie.

Dzięcioły Orglasii (krótsze fragmenty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz