Wysoka świątynna wieża opleciona pomarańczowym światłem powoli zachodzącego słońca rzucała długi cień na zebranych na cmentarzu mieszkańców.
Przed dwoma kamiennymi płytami zgromadziło się około dwudziestu osób. Oprócz Sarah i Tristana oraz rodziny Bridget pojawili się również najbliżsi drugiej kobiety, która dzisiejszego ranka padła ofiarą Monumm. Na miejsce dotarł także Ben, który pełnił na pogrzebie rolę przedstawiciela Żółwi zgodnie z przekazaną mu w liście informacją. Vivian jako jedna z kapłanek stała pomiędzy dwoma grobami, trzymając w dłoniach starą księgę z pieśniami religijnymi.
Tristan przyglądał się stojącym w tłumie, szukając wzrokiem mężczyzny, którego zdrada doprowadziła do dzisiejszej tragedii. Wątpił, że mógłby się tutaj pojawić, szczególnie po tym, jak został zabrany przez strażników, jednak jakaś część jego świadomości bardzo chciała go zobaczyć, żeby na własne oczy przekonać się, jak bardzo cierpi.
Zaskoczony brutalnością swoich myśli otrząsnął się lekko i już chciał oderwać wzrok od zgromadzonych, gdy jego oczy napotkały jaskrawą, czerwoną apaszkę u jednego z mężczyzn stojących w grupie przedstawicieli różnych oddziałów. Przyglądał mu się przez chwilę.
Doskonale wiedział, kto to jest. Jeden z przywódców owianych sławą Dzięciołów Orglasii rozmawiał teraz z innym mężczyzną o pokaźnym brzuchu i niskim wzroście. Kontrast między nimi był wręcz zabawny. Richard, jak domyślał się na podstawie swojej wiedzy Tristan, był wysokim, około czterdziestoletnim brunetem o niezwykle gęstej i zadbanej brodzie. Nie wyglądał na umięśnionego, ale chłopak podejrzewał, że jego sprawność fizyczna i tak jest na bardzo wysokim poziomie, bo bez niej prawdopodobnie nie dałby sobie rady z pojawiającymi się przed nim wyzwaniami.
W głowie Tristana oddział Dzięciołów zawsze budził ogromny podziw, a po dzisiejszych przeżyciach to uczucie tylko się umocniło. Może gdyby sam potrafił walczyć z demonami, to sytuacja potoczyłaby się zupełnie inaczej – myślał.
Nagle uświadomił sobie, że czarnowłosy Dzięcioł patrzy się z lekkim uśmiechem na zagapionego chłopaka. Speszony Tristan czym prędzej odwrócił głowę w kierunku Vivian, która właśnie rozpoczęła pożegnalną pieśń wykonywaną jedynie podczas uroczystości pogrzebowych.
***
Kil siedział na dachu, obracając w palcach ciemną monetę. Gdy odprowadził wzrokiem wychodzących Sarah i Tristana, zaczął przyglądać się układającemu się do snu miastu.
Uwielbiał ten widok.
Ludzie zamykający sklepy, wracający z pracy, grupki dzieci odprowadzane przez nauczycieli po kolei do domów napawały go jakimś nieopisanym spokojem, który bardzo ciężko było mu osiągnąć w każdej innej codziennej sytuacji. Mimo swojego pozornie chłodnego i obojętnego zachowania, w głowie bez przerwy panował mu chaos zaciskających się na supeł różnorodnych myśli, które przepychały się między sobą, walcząc jakby o to, na której ma się skupić najbardziej.
W pewnym momencie jego ciało przeszył dreszcz. Miał nieodparte wrażenie, że za jego plecami pojawiło się uosobienie zła, wściekłości i brutalnej żądzy krwi. Czuł, jak wszystkie szalejące w jego głowie myśli kurczą się teraz pod kreującym się obrazem nieokiełznanej bestii gotowej rozszarpać wszystko, co znajdzie na swojej drodze. Usypiające przed jego oczami miasto stało się nagle niewidoczne i całkowicie nieistotne. To, co było za nim, pochłonęło całą jego uwagę.
Chociaż rzadko odczuwał lęk, teraz bał się odwrócić.
Mimo całkowitego paraliżu ciała i zalanego wręcz zmaterializowaną nienawiścią umysłu, poczuł po chwili ulgę gdzieś w głębi ściśniętego stresem serca.
Znał to uczucie.
– Kil. – Odezwał się za nim głos tak przerażająco wyraźny i stanowczy, że chłopak poczuł, jak dźwięk wręcz przecina powietrze za jego plecami.
Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił się do wpatrującej się w niego Saturn.
– Chcę zabijać demony – dokończyła bez zająknięcia dziewczyna.
Jej oczy płonęły furią. Wąskie źrenice jej kocich oczu potwierdzały emanującą z jej słów wściekłość.
– Czekałem na to! – oznajmił radośnie Kil, nawet nie kryjąc swojego zadowolenia. – Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Chłopak wstał prędko i zachęcił Saturn gestem, aby poszła jego śladem.
Chwilę później dwa bezkształtne cienie zaczęły przemykać po dachach zasypiających budynków Orglasii, pędząc w tylko sobie znanym kierunku.
CZYTASZ
Dzięcioły Orglasii (krótsze fragmenty)
Fantasy(Wersja opowiadania Dzięcioły Orglasii podzielona na krótsze fragmenty, szybsze i łatwiejsze w czytaniu) Siedmioro przyjaciół żyjących razem pod jednym dachem pewnego dnia staje się świadkami brutalnej śmierci swojej wspólnej znajomej, która ginie z...