Rozdział 3 - Przemieszane karty historii cz.5

1 1 0
                                    

Mark nigdy wcześniej nie miał styczności z sierocińcem Pani Bundles, a posiadanie informacji o innych mieszkańcach miasta nie należało do obowiązków Dulium. Między innymi dlatego nie mógł wiedzieć, że w tym momencie stały przed nim dwie osoby, które prawdopodobnie mogły pochwalić się najmniejszą cierpliwością ze wszystkich mieszkańców Orglasii albo i całego kraju Tinnet.

Pogrążeni w milczeniu Saturn i Kil emanowali wręcz namacalną wściekłością. Dotąd blada skóra chłopaka zaczęła nagle przyjmować różne kolory na całym ciele, rogowaciejąc i marszcząc się intensywnie. Powoli formujące się plamy o niebieskich konturach dodawały grozy stopniowo czerwieniejącej skórze. Nad jego oczami zaczęły formować się niewielkie rogi, nadając mu jeszcze bardziej niespotykanego wyglądu, budzącego niepewność wśród zebranych w środku mężczyzn.

Dzięcioły napięły mięśnie, wyczuwając nadchodzącą konfrontację. Stojący po bokach zaczęli powoli przesuwać się w stronę drzwi, aby otoczyć parę sierot o nieznanych intencjach. Mark podniósł się z krzesła, trzymając nisko ręce w uspokajającym geście, jakby chciał jeszcze opanować wymykającą się spod kontroli sytuację.

– Ludzie umierają z rąk demonów – oschły, cichy głos Saturn odwrócił uwagę wszystkich od przemieniającego się Kila. – Mężczyźni, kobiety, starcy, dzieci, davirowie. Na ulicach miast, na których nie można nigdy stanąć samemu, giną ludzie, których znamy. Monumm nie patrzą czyje oczy pożrą i ile par oczu obserwuje je bezsilnie. Czy będą to oczy mężczyzn, czy kobiet, czy bezbronnego dziecka, dla nich to to samo.

Podniosła głowę. Łzy obficie spływały jej po policzkach.

– Więc dlaczego wy patrzycie? – wbiła wzrok w Dulium. – Czemu odbieracie nam zemstę? Szansę. Nie wiem, jak zabija się demony, ale jeśli nie mogę liczyć na innego człowieka w tej przegranej z góry walce, to na kogo? Czym się różni od demona, który ma nas za truchła bez wartości, człowiek, który innych ludzi widzi jako gorszych, jako tych, którzy mogą stać się tylko i wyłącznie ofiarami, a nie jedynym, tak potrzebnym, wsparciem?

Zapanowała cisza.

Saturn rozluźniła zaciśnięte do tej pory pięści.

– Jak masz na imię? – podjął Mark, patrząc na dziewczynę.

– Saturn – odparła zachrypniętym głosem.

– Słuchaj, Saturn – zaczął Dulium. – Zadaniem Dzięciołów jest polować na demony, a nie bronić innych. Do tego potrzeba wyspecjalizowanych i silnych ludzi, dlatego nie ma w naszym oddziale żadnej dziewczyny. Mieszańca chętnie byśmy przyjęli, ale nie ma żadnego zarejestrowanego w naszym mieście, który byłby faktycznie udanym eksperymentem, a nie lichą próbą połączenia człowieka ze zwierzęciem. Dlatego zabieraj swojego kolorowego chłopaka i wracajcie do rodziców, bo pewnie się martwią, że nie ma was tak późno w domu.

Saturn spojrzała na z trudem powstrzymującego się przed wybuchem Kila i zacisnęła zęby.

– To nie jest mój chłopak.

– Nie obchodzi nas to, zwijajcie się stąd – odezwał się stojący po prawej stronie łysy mężczyzna z długą, czarną brodą ubrany w białą koszulę z rozpiętymi górnymi guzikami, po czym zrobił krok w stronę Kila i wyciągnął prawe ramię, jakby chciał go popchnąć.

Zanim jednak jego dłoń dotknęła celu, chłopak chwycił go za nadgarstek, ściskając z całej siły.

Jęk bólu przeszył pokój. Dzięcioł próbował panicznie wydostać uwięzioną rękę, jednak ona ani drgnęła.

Dzięcioły Orglasii (krótsze fragmenty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz