Rozdział 7

354 31 4
                                    

W ostatni dzień uznałam, że dam im trochę wolnego. Nie chciałam żeby wyjechali zmęczeni. Nie wiadomo, jakie będą tam warunki. Choć Erwin mówił, że mamy gdzie się zatrzymać - to nic nie było pewne.

Co napawało mnie lekkim niepokojem, wolałam mieć jasną i klarowną sytuację. Z drugiej strony, byłam w stanie zrozumieć, że niepewne czasy wymagają takich kroków.

- Zaraz wracam. - oznajmiłam do Nify z którą stałam na korytarzu, między wejściem do jadalni.

Z oddali zauważyłam oddział specjalny, podejrzanie się zachowywał. Dość szybko, domyśliłam się co mogą robić. Było to częste zachowanie żołnierzy - szczególnie młodych, by znieczulić się przed ważnymi zadaniami. Tym razem, nic z tego.

- Rozwiążmy to polubownie. - stanęłam koło stolika, bacznie ich obserwując.

Conny spiął się na mój widok, nerwowo kręcąc po siedzeniu. Wyciągnęłam rękę w ich stronę. Szybko zrozumieli. Jean westchnął, podając mi butelkę alkoholu.

- Tylko tyle? - zapytałam, analizując ich spojrzeniem.

Po chwili, nieśmiało Eren podał mi drugą.

- Co nam za to grozi? - zapytała Sasha, ściskając w dłoni kromkę chleba. Skąd ona ją ma? Dziś na śniadanie, była owsianka.

Westchnęłam, przyciskając butelki do piersi.

- Nic. - oznajmiłam.

Na ich twarzach zauważyłam cień ulgi, nie chciałam ich stresować, szczególnie Sashy i Jeana.

- Tylko żeby mi to było ostatni raz. Nie toleruje picia, kiedy następnego dnia musicie być świadomi swoich czynów w 100%.

Zgodnie pokiwali głowami, rzucając mi krótkie - przepraszam.

- Oddam wam to jak wrócicie. - dodałam końcowo, odwracając się w stronę wyjścia.

- Idziemy na papierosa? - zagadała kobieta, gdy z powrotem do niej dołączyłam.

- A od kiedy ty palisz?

- Od wczoraj. - oznajmiła, radośnie się śmiejąc.

Uśmiechnęłam się na jej komentarz. Zgodziłam się pójść, uprzedzając, że najpierw muszę, zanieść butelki do pokoju. Kroczyłam po schodach, wspinając się coraz wyżej. Gdy dotarłam, na korytarzu z oddali wyłoniły się dwie sylwetki.

- O Mary, idziesz się upić przed jutrem? - zagadała, rzucając żartem.

- Oczywiście, ale spokojnie postaram się nie przespać zbiórki. - odpowiedziałam sarkastycznie.

Drugą sylwetką, okazał się Kapitan. Na mój komentarz prychnął, obrzucając nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Żartuje Kapitanie, odebrałam je oddziałowi.

Miałam nadzieję, że to do niego dotrze i nie zacznie snuć w swojej głowie, kolejnych wizji mojej osoby. Na odchodne uznał, że musi ich ukarać, a ja stwierdziłam, że ma im odpuścić bo to nie czas na to. Nic nie odpowiedział, ewidentnie znowu go zdenerwowałam.

Po tamtej sytuacji w nocy, ograniczyliśmy nasz kontakt tylko do spraw służbowych. Sama starałam się nie zostawać z nim sama. Do dziś jestem na siebie zła, że tak wiele mu powiedziałam. Akurat trafił w moment, gdzie zaczęłam się rozpadać, kawałek po kawałku. Nie czułam, by chciał to wyjaśnić więc ja również, nie wykazałam inicjatywy.

Aczkolwiek, muszę przyznać, że wydawał się ciekawą osobą. Był ewidentnie inteligentny, również oczytany. Na półce znalazłam dużo romansów. Ciekawe, jak wygląda prawdziwa dusza Ackermanna.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz