Rozdział 8

370 33 7
                                    

Wstałem odpowiednio wcześniej, by zdążyć ze wszystkim. Założyłem jeden z kompletów moich cywilnych ubrań, składających się z czarnych spodni oraz bluzki. Spojrzałem do lustra, oceniając czy odzienie jest w idealnym stanie. Wolałem nosić koszulę, korpus mnie do tego przyzwyczaił. Choć kiedyś nie wyobrażałem sobie takowej założyć, nie pasowała do mnie. Warto też zaznaczyć, że takie ubrania w podziemiach mało kto nosił, a jeśli już to szansa, że zostanie napadnięty wzrastała dwukrotnie. Dlatego żeby wtopić się w tłum, neutralny ubiór był najrozsądniejszą opcją. Przeczesałem włosy grzebieniem, dopakowałem ostatnie ważne rzeczy. Do wyjazdu pozostała jeszcze godzina.

Poprawiłem poduszki, które niesfornie przesunęły się na bok. Zlustrowałem pokój, oceniając jego stan. Wyszedłem z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Klucz, postanowiłem schować w gabinecie, dla bezpieczeństwa. Gdy skończyłem wszystko, co miałem zrobić, zszedłem do kuchni. Była dopiero 6 rano więc gówniarze zapewne jeszcze spali. Sięgnąłem po moją herbatę. Część z nich, wyniosłem do górnej kuchni, by mieć wszystko pod ręką. Odmierzyłem idealną porcje, czekając aż woda się zagotuje. Nigdy jej nie słodziłem, uważałem, że cukier w tym wypadku - psuje jej naturalny aromat. Zalałem filiżankę, przykrywając ją spodkiem żeby odpowiednio się zaparzyła. Oparłem się plecami o blat. Z całej siły, starałem się odrzucić myśli o podziemiach. Jak zwykle będę profesjonalny, to nie czas i miejsce na emocjonalne rozterki.

  Nigdy nie ma czasu, na takie głupoty.

🥀

Kierowałem swoje kroki w stronę szopy. Chciałem od razu założyć sprzęt do manewrów, oraz sprawdzić jego stan. W środku zastałem resztę osób, z którymi niedługo wyruszaliśmy. Sasha wraz z Jeanen siedzieli na stogu siana, gdy mnie zobaczyli prędko wstali, by złożyć salut.
Kazałem im spocząć, sam podchodząc do butli z gazem. W międzyczasie do pomieszczenia weszła Mary, trzymając w dłoni snajperkę.

- Potrzymaj. - rozkazała do Jeana.

Chłopak nie spodziewając się ciężaru, lekko się ugiął.

- Ile to waży? - zapytał.

- Około 12 kg, ale z czasem da się przyzwyczaić. Choć, plecy bolą po dłuższym czasie.

Chłopak mruknął coś pod nosem, ewidentnie będąc pełnym podziwiu. Obróciła się do tyłu, szukając czegoś wzrokiem

- O jesteś... - odezwała się w moim kierunku. - Masz - wyciągnęła dłoń, podają czarną kaburę na pas. - To jest...

- Wiem. - przerwałem, od razu zabierając przedmiot.

Nosiłem to w podziemiach. Razem z Farlanen, ukradliśmy jakiemuś pijanemu typowi, który zasnął na dachu. Było to przydatne, można ukryć pistolet wewnątrz ubrania, dzięki czemu stawał się niewidoczny. Druga komora przy pasie, służyła do trzymania magazynku.
Założyłem swój sprzęt, porządnie mocując pasy na udach, przez to, miałem na nich liczne obtarcia, ale nie zważałem na to. Powierzchownie, oceniłem również stan uzbrojenia gówniarzy. Na szczęście, byli dobrze wyszkoleni, nawet gdybym chciał, ciężko było się do czegoś przyczepić. Wyszedłem na zewnątrz, powoli pogoda, robiła się coraz cieplejsza, z oddali zauważyłem stojący powóz - którym mieliśmy udać się do miasta. Konie były bezsensownym pomysłem, zważając na to, że nie mieliśmy ich gdzie zostawić. Podążyłem w stronę Hange, która trzymała gotowe dla nas peleryny. Zawołałem Sashe i Jeana, by wsiedli już do środka.

- Wszystko gotowe? - dopytała, widząc zbliżającą się z drugiej strony Anson.

Przytaknęła, odbierając od niej odzienie.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz