Rozdział 17

356 29 7
                                    

- Po co to wszystko? Za co ty się mścisz?

- Straciłem wszystko przez ciebie...

- O co ci chodzi?! Zwolniłam cię bo dobrze wiesz, że nie nadawałeś się do tego. Sabotowałeś każdą moją pracę.

Wykrzywił się w obrzydliwym uśmiechu, przypierając mnie do ściany.

- A mogłaś spłonąć w tym domu, wtedy dałbym innym spokój...

- Jak to...

- Do trzech razy sztuka Mary. Twoi bliscy będą cierpieć, tak jak ja cierpię.

Korpus mnie zapamięta.

Spojrzałam w sufit, ciężko oddychając. Położyłam dłoń na klatce, próbując uspokoić oddech. Ja pierdole.
Miałam wrażenie, że serce zaraz wskoczy mi z piersi, a jego bicie, rozprzestrzeniało się po całym pokoju. Zwilżyłam językiem spierzchnięte wargi, szukając wzrokiem szklanki z wodą. Słońce powoli wschodziło, rozświetlając szafkę koło łóżka, ale zdecydowanie było jeszcze za wcześnie.

Rozmowa z Juliuszem, śni mi się, co noc. Zresztą tak samo jak z Sanesem. Każda opiera się na tym samym schemacie. W koszmarach ich twarze są powykręcane, a ciało wije się w konwulsjach. Ja stoję jak słup soli, nie mogąc się ruszyć, nawet o krok. Moja głowa zmusza mnie do obserwowania tych pokracznych, obrzydliwych ruchów. Zastanawiam się, czy brak snu, nie byłby lepszym pomysłem. Bardziej kojącym niż te żałosne próby.
Dziwne leżeć tu, mając świadomość, że pode mną w klatce, siedzi zamknięty, mój pożal się boże - ojciec. A bardzo blisko także osoba, przez którą zbierałam baty w wojsku.
Westchnęłam, zanurzając twarz w poduszce. Jak bardzo Juliusz musi mieć zepsutą głowę, skoro zazdrość poniosła go, aż tutaj. Nie żebym ja, była lepsza.

Z tą znacząca różnią, że mam tego świadomość. Przynajmniej, gdy biorę leki.
Odruchowo zerknęłam na przeźroczysty, słoiczek z dużymi kapsułkami. W ostatnim czasie, czuje się jak słaba, przytłoczona przez życie dziewczynka. Kiedyś byłam silniejsza, stawiłabym czoła, wszystkiemu. Prawie.

Sięgnęłam po słoiczek, obserwując przesuwające się tabletki. A co jeśli, to one tak wpływają?

Może, lepiej byłoby bez nich?

Zagryzłam wargę, skupiając wzrok na szkle, zupełnie jakby, pod wpływem wzroku miało rozbić się na milion, mniejszych kawałków. Kiedyś wzięłabym jeden w dłoń, obserwując jak krew ścieka z ręki, prosto na czystą podłogę, a może...

Pokręciłam gwałtownie głową. Nie.

Takie myśli, tylko potwierdziły to, że muszę je brać i nie ma innego wyjścia.
Nie ryzykując, że zaraz się rozmyśle, wzięłam dwie do ust. Przepiłam wodą, która boleśnie przechodziła, przez wysuszone gardło.
Powoli zsunęłam się z łóżka, udając prosto do łazienki z zamiarem zażycia odprężającej kąpieli. Jeśli to w ogóle możliwe.

Nie jest mi szkoda ojca. Najchętniej, zrobiłabym to co Erwin, obserwując te obrzydliwe ślepia, pełne furii. To, że łączą nas więzy krwi, nic nie znaczy. Nie prosiłam się na ten świat. Jest ohydnym człowiekiem.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz