Rozdział 27 🔞

426 26 27
                                    

Nie uratujesz kogoś, kto nie chce być uratowany. Nie znajdziesz kogoś, kto nie chce być znaleziony. Wiedziałam, że cię zranię, mimo to dalej brnęłam, świadomie chcąc skończyć na dnie. Kiedyś się spotkamy, choćby miały minąć miliony lat bo mocno pragnę, ostatni raz podziwiać twoją piękną twarz.

🥀

- Mary Anson?

Obróciłam się do tyłu, słysząc swoje imię.

Upadłam, uderzając skronią o beton.

To ona mnie pochłonęła.

Chciałabym wiedzieć ile czasu minęło, ale przez pulsujący ból pleców, nie mogę się skupić. Podłoże pode mną, gwałtownie się poruszyło. Przejechałam palcami po drewnie, próbując wyczuć, gdzie mogę się znajdować. Ręce miałam wolne, ale na nogach czułam ciasny węzeł. Nagle ktoś ściągnął worek z głowy, pozwalając, by światło słoneczne, mocno mnie oślepiło. Zamrugałam kilkanaście razy, chcąc jak najszybciej zorientować się w sytuacji. Siedziałam na podłodze w powozie, który pędził przed siebie.

- Witaj, sikoreczko.

Podniosłam głowę do góry. Na kanapie po prawej siedział Oliver, jak zwykle elegancko ubrany.

- Przykro mi, że musieliśmy się do tego posunąć. - dodał, podając mi dłoń.

Spojrzałam na drugą męską postać, siedzącą tuż obok niego. Ostatni raz, widziałam go w dniu mojego nędznego ślubu. Choć, ciężko to tak nazwać. Pojawił się wręczając kopertę, a potem odszedł. Nie chciałam przyjmować od niego pieniędzy, ale Oliver się z nim przyjaźnił z tego względu, musiałam go tolerować. Pomachał do mnie ręką, zupełnie jakbym spotkała go w normalnych okolicznościach. Zawsze szeroko się uśmiechał, ukazując śnieżnobiałe zęby. Nie wyglądał na pięćdziesiąt lat, na głowie nie można było dostrzec, ani odrobiny siwego włosa, a luksusowe okulary w czarnych oprawkach, tylko odejmowały wieku.

- Ładna się zrobiła. - stwierdził, kiwając z podziwem głową.

Zagryzłam policzek, hamując się przed pogorszeniem swojej sytuacji. Mógł mnie świdrować wzrokiem, dopóki nie położy swoich łap. Xavier, znany jest ze swojej dużej brutalności. To on, miał być następnym klientem Evy. Mam okazję, żeby o to zapytać, ale najpierw muszę pomyśleć o sobie.

- Nie prosiłem o opinie. Opanuj swój popęd. - warknął, stukając laską. - Pewnie jesteś zdezorientowana dziecinko, za mocno cię uderzył. - posłał mężczyźnie, złowieszcze spojrzenie.

Westchnął pochylając się, by rozwiązać węzły. Gdy wyswobodził mnie z potrzasku, usiadłam naprzeciwko. Wyjrzałam przez okno. Kierowaliśmy się w stronę korpusu, co całkowicie wybiło mnie z rytmu.

- Czemu...

- Czemu tu jesteś? - dokończył, blado się uśmiechając. - Z wielu powodów Mary i każdy następny, jest mniej przyjemny. - westchnął.

Zacisnął usta w wąską linie. Xavier dziwacznie śmiał się pod nosem, co wyjaśniło rozszerzone źrenice. Czułam się zagubiona, Oliver pozwolił, by mnie uderzył, następnie sprowadził do wozu.

Nie pasuje.

Nie taki obraz stworzyłam.

Nie takimi kredkami go namalowałam.

Oparcie się o siedzenie, przywiało ogromny ból. Musiałam mocno przywalić. Uniosłam tęczówki, spoglądając na mężczyzn. W końcu przemówił ten stażem starszy, drażniąc biedne uszy, stukotem laski. Czasem tego nienawidziłam, ale nie miałam odwagi, by mu to wytknąć. Prawdę mówiąc, podejrzewałam o co może być zły, ale nie sądziłam, że dojdzie to do takiej skali. Rozumiem, że moje małżeństwo, pomogło mu obrosnąć w kolorowe piórka, ale ja po prostu...

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz