Epilog 🔞

175 23 9
                                    

Trzy lata później

- Nie tak, kochanie. Zobacz.

Odebrałam bukiet róż, wsadzając kwiaty do wazonu, umieszczonego na płycie nagrobnej. Spojrzałam na Williama, który w czasie demonstracji zdążył zainteresować się płatkami śniegu, spadającymi na ławkę. Pokręciłam w rozbawieniu głową, kierując ostatnie spojrzenie w stronę nagrobków. Nie pogodziłam się ze stratą po dziś dzień. To nieprawda, że z czasem boli mniej, przynajmniej w moim przypadku. Zabranie niektórych ludzi z naszego życia, nieodwracalnie kradnie kawałek duszy.

- Choć Will. - poruszyłam palcami. - Zaraz jedziemy.

Ochoczo złapał za rękę, ciągnąc mnie w stronę domu. Ubranie wysokich szpilek przy takiej pogodzie, było nierozsądnym pomysłem, a już szczególnie przy dwuletnim dziecku z napędem na dwóch nóżkach. Od kiedy nauczył się chodzić, korzysta z tego każdego dnia.
Z oddali, zauważyłam samochód i wścibska sąsiadkę, wyglądającą z okna. Cóż, to jeden z powodów, czemu wyprowadzka okaże się dobrym pomysłem. Zbyt często, wsadzała nos w nie swoje sprawy.

- Zobacz, kto tam stoi. - kucnęłam, wskazując palcem na kobietę, odwróconą tyłem.

- Ciocia! - krzyknął rozemocjonowany, po drodze biegu gubiąc czapeczkę w brązowe misie.

Uśmiechnęłam się na widok Hange Zoe. Nie widziałyśmy się trzy miesiące, cieszę się, że od dzisiaj, będziemy mieszkać blisko siebie.

- Moje kochanie, małe! - podniosła go do góry, unosząc ponad swoją głowę. - Jak ty urosłeś, bąbelku! - nachyliła się, całując go w pulchny policzek.

- Uważaj na mojego syna, wariatko.

Zagryzłam wargę, opanowując śmiech cisnący się na usta. To jak mój mąż, dbał o William, było najcudowniejszym widokiem pod słońcem. W dodatku synek, wyglądał jak jego miniaturka. Te same kruczoczarne włosy, prosty nos i ostre, charakterystyczne spojrzenie w kobaltowym kolorze. Miał tylko dwa lata, a już potrafił oceniająco spoglądać na innych.

- Ale masz tatę marudę... - wymamrotała, stawiając dziecko na ziemię. - Dobrze wyglądasz, staruszku. - podparła ręce na biodrach.

Jestem pewna, że rzuciłby niecenzuralne słowa, gdyby nie William wspinający się na kolana. Przekroczyłam próg domu, upewniając się, czy wszystko zabraliśmy. Nowi lokatorzy, planowali się tu wprowadzić lada dzień. Nagle, poczułam rękę na talii. Szybko zostałam pociągnięta do tyłu, prosto na kolana mężczyzny.

- Przestraszyłeś mnie. - fuknęłam, uderzając go w ramię.

- Taki miałem zamiar. - zaśmiał się, składając pocałunek na policzku. - Jak się czujesz?

- Trochę się stresuje, nie lubię zmian. Poza tym, to z mojego powodu się wyprowadzamy.

William nie był planowany, w żadnym stopniu się go nie spodziewaliśmy. Po tym wszystkim, szanse na zajście w ciąże były zerowe, a jednak jakie było nasze zdziwienie, gdy lekarz zalecił zrobienie testu. Gdy tylko ciąża się potwierdziła, wpadłam w panikę. Biegałam po lekarzach, wydaliśmy mnóstwo pieniędzy to wszystko po to, by upewnić się, czy z moją chorobą posiadanie dziecka jest bezpieczne. Bałam się, że genetycznie może to przejść na maleństwo, które jawnie skrzywdzę. W życiu, nie pozwoliłabym, żeby przeżywał to samo co ja muszę, każdego dnia. Po rozmowach i jeszcze większej ilości badań, okazało się, że przy prawidłowym dbaniu o siebie, mogę wychowywać dziecko. Od razu zaczęliśmy od dobrania nowych leków, regularnej terapii i ogromnej ilości pracy. Jestem w stanie rozpoznać i poinformować otoczenie, gdy zbliża się stan depresyjny. Levi też już po takim czasie widzi, gdy zaczyna się stan psychozy. Mamy swoje metody, wiemy jak chronić przed tym synka, ale powoli zaczynamy mu tłumaczyć, że jestem chora. Małymi kroczkami.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz