Rozdział 12

103 19 2
                                    

Prawie ją zabiła. Gdyby Zack nie przybiegł na czas, zgniotłaby jej twarz do miazgi. Skończyło się tylko lub aż na złamaniu nosa i kości policzkowej. Nie chciała powiedzieć, czemu tak zareagowała, nie pozwoliła się opatrzeć. Wzięła leki i choć do tego, nie musiałem jej zmuszać. Czułem się wykończony, nie tylko fizycznie, psychicznie również nie było najlepiej. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że te trzy miesiące dały mi w kość, teraz czuję tego efekty. Dzień w dzień, patrzyłem jak ledwo funkcjonuje, nie odnajdując się w rzeczywistości. Chciałem zabrać od niej cały ból, przejąć na siebie każdą ranę. Jedyne co mogłem to pilnować, dbać żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Bałem się spać bo nie wiedziałem, czy w nocy się nie powiesi lub podetnie żył mimo ukrycia ostrych narzędzi. Bywały dni, gdy każda minuta stawała się walką, robiła wszystko, by się zabić.
Miała też chwilę, gdy zaczynałem wierzyć. Pamiętam moment, jak pierwszy raz sama z siebie, mnie dotknęła. Wstyd się przyznać, ale gdy byłem już sam, wypuściłem kilka łez ulgi.
Przymknąłem powieki, naciągając na siebie koc.

🥀

Otworzyłem oczy, spoglądając za okno. Na dworze zdążyło się ściemnić. Zrzuciłem okrycie, powoli wstając do góry. Czułem jak mięśnie, odmawiają posłuszeństwa, ale prędko nie miałem zamiaru się poddawać. W rogu salonu, czekał na mnie złożony wózek i kule. Chciałem jak najdłużej, oddalić ich przyjęcie. Nie potrafiłem tego zaakceptować.
Usłyszałem płacz dochodzący z kuchni. Siedziała przy stole z kocem owiniętym wokół nóg. Sądząc po pustym talerzu i kubku, zjadła przed chwilą posiłek.

- Obudziłam cię? - uniosła wzrok na ułamek sekundy.

- Nie. - przysiadłem naprzeciwko. - Chcesz porozmawiać?

Teraz to ona zaprzeczyła kręcąc głową. Między nami zapadła cisza, pełna niedomówień, a było ich mnóstwo. Przez pełne trzy lata nie mieliśmy kontaktu, dużo się zadziało, my się zmieniliśmy.

- Nie o tym wszystkim. - sprostowała. - Jaki jest twój ulubiony kolor?

- Skąd takie pytanie? - zapytałem, mrużąc brwi.

- Znamy się tylko od tych...gorszych, przykrych, traumatycznych stron. Doszłam do wniosku, że nie wiem o tobie podstawowych rzeczy. - przesunęła palcem po blacie. - Wiem, że to głupie, ale muszę się czymś zająć...

- To nie jest głupie, Mary. - przesunąłem palcami po jej skórze. - Nie mam ulubionego, ale... - spojrzałem w jej oczy. - Niech będzie niebieski.

Uniosła kącik ust, kierując spojrzenie na okno. Zastanawiałem się, czy chciałaby pójść na spacer. Być może, będzie to moje jedno z ostatnich wyjść na sprawnych nogach.

- Boję się wyjść z domu. - oznajmiła nagle.

- Czemu?

- Nie wiem to chyba dość irracjonalny lęk. - wzruszyła ramionami. - Tutaj czuje się w miarę bezpieczna, a tam wszystko może się zdarzyć.

- A jeśli pójdziemy razem? Gdziekolwiek zechcesz.

Zacisnęła ręce na kolanach, przygryzając wargę w zamyśleniu. Po trzech miesiącach, siedzenia praktycznie w miejscu, powinna wyjść na zewnątrz dalej niż na ogród. Jednak, jeśli nie będzie w stanie, nie mam zamiaru jej zmuszać. Wiem od lekarza, że wszystko powinno postępować we własnym tempie.

- Dobrze, ale będziesz obok? - naciągnęła kaptur bluzy.

- Cały czas.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz