Rozdział 28

374 25 23
                                    

Chciałem ująć to w słowa, spisać na papierze, ale nie jestem w stanie. Sądziłem, że po takim czasie będzie to banalne. Nic się jednak nie zmieniło. Jedynie się pogrążam, chwytając po rzeczy o które wcześniej bym się nie podejrzewał. Upadłem boleśnie. Cicho wołam o pomoc, pragnąc, by mnie nie usłyszano.

🥀

- Nie, zostawcie mnie...

- Chce zostać, nie chce uciekać błagam...

- To tak bardzo boli proszę...

- Mary. - położyłem dłonie na jej ramionach.

Gwałtownie podniosła się do siadu, ciężko oddychając. Oczy zaszła jej łzami, a kruche ciało, trzęsło z przerażenia. Przyciągnąłem ją do siebie, delikatnie gładząc po plecach.

- To tylko sen. - szepnąłem, próbując ukoić nerwy.

Niepewnie przytaknęła, odgarniając kosmyki włosów z czoła. Ciężko było ją dobudzić, zachowywała się jak w transie z którego nie mogła wyjść. Ująłem jej policzki, obserwując oczy. Wydawały się cholernie puste, jakby pochłonęła je otchłań, a ostatnia lina została urwana.

- Mary. - niepewnie powtórzyłem imię, próbując wyczuć co się dzieje. Nie zdołałem poznać, wszystkich symptomów choroby, musiałem się upewnić, czy wszystko z nią w porządku.

Nagle potrząsnęła głową, ciężko wypuszczając powietrze. Rozejrzała się po pokoju, powracając do mnie oczami. W nich zdołały zagnieździć się już te specyficzne iskierki, które co chwilę błyszczały.

- Już dobrze. - szepnęła.

Oparła głowę o zagłówek, przymykając powieki. Z tymi rozczochranymi na wszystkie strony włosami i za dużymi ubraniami, nadal wyglądała przepięknie. Przetarłem twarz dłońmi, zastanawiając się, co ja takiego odwalam. Wczoraj pod wpływem emocji, prawie wypowiedziałem słowa, których dzisiaj mógłbym żałować - poważne i obciążające. Nie chciałbym jej zranić i dawać złudnej nadziei. Sam jeszcze tego nie przetrawiłem. Na razie wystarczy mi fakt ogromnej potrzeby, dbania o nią. To i tak za dużo. Lata budowania muru przepadły. Nie zauważyłem nawet kiedy zmniejszyła dystans, siadając wprost na moje kolana. Teraz razem mogliśmy obserwować syf, który zostawiliśmy. Skrzywiłem się, odwracając wzrok.

- Posprzątamy. - mruknęła, klepiąc mnie po głowie, jakby pocieszała małe dziecko.

Prychnąłem, strzepując jej rękę. Spuściłem wzrok, dłużej przyglądając się dolnej części garderoby, którą na siebie włożyła.

- Czy to...

- Och. - zamilkła. - Chyba twoje. Oczywiście, że moje. Te same, które złożyłem w perfekcyjną kostkę i ułożyłem przygotowując na następny dzień. - A bo wiesz, było mi zimno, a były pod ręką i...

- I spałaś, gniotąc je. - wciągnąłem powietrze, przesuwając ją na bok.

Pospiesznie ściągnęła ubranie, przy okazji doprowadzając do jeszcze gorszego stanu. Rzuciłem ostrzegawcze spojrzenie, ale ona tylko niewinnie się uśmiechnęła.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz