Rozdział 21 🔞

392 24 3
                                    

Boli, gdy oddycham.

Boli, gdy się poruszam.

Boli, gdy mówię.

Prawdę mówiąc, nie chce tu być.

Ja nie chce, w ogóle być.

Zabiłaś ją.

Ta twarz w gazecie, którą zobaczyłam dwie godziny temu. Mogłam ją uratować, miałam możliwość wybawić z łap wstrętnych potworów. Jedynie, rzuciłam marne - uciekaj.
Kasztanowe włosy, brązowe tęczówki i okrągłe oprawki - Eva.

Robię to, co jej kazałam. Uciekam. Ja zawsze uciekam.

Muszę uciekać, żeby przeżyć.

Czy ja tego chce?

Tego też nie wiem.

Zacisnęłam zęby, czując jak jeden z nich, pomału się wykrusza. Jestem taka sama jak oni wszyscy, taka sama.

Eva, nie miała nawet osiemnastu lat.
Była dzieckiem, powinnam ją chronić.
Jestem tak okropnym człowiekiem.
Łzy lały się strumieniami po moich policzkach, ograniczając pole widzenia. Zapomniałam, gdzie miałam jechać, było mi zimno, cholernie zimno. Zacisnęłam pięść, ledwo czując zdrętwiałe palce.

Skrzywdzili ją, zabrali do tego przeklętego domu, który co jakiś czas, zamienia się w piekło dla młodych kobiet. Co jeszcze tam się odbywa, kto uczestniczy w tych spotkaniach - tak wielu rzeczy, jeszcze nie wiem.

- Przepustka!

Podniosłam głowę, słysząc gruby głos mężczyzny. Przede mną stał niski żandarm, groźnie mrużąc ciemne brwi. Rozejrzałam się naokoło, próbując zorientować - gdzie jestem.

- Nazwisko. - wydusił, sięgając do kieszeni.

Po zachowaniach innych, których uczyłam się latami, od razu wiedziałam, że mężczyzna sięga po broń. Wyprzedziłam go, przyciskając lufę do jego podbrzusza.

- Zostaw. - warknęłam. Zerknęłam w bok, poszukując wzrokiem ludzi.

Owiał mnie spokój, gdy przypomniało mi się, gdzie jestem i co planowałam zrobić. Mocniej docisnęłam spluwę, drugą ręką przeładowując nabój.

- Chce tam wejść, a ty mnie wpuścisz. - wycedziłam.

- Tak. - zaśmiał się ironicznie. - Jeszcze może myślisz, że dam ci...

Za to ja - nie dałam mu dokończyć. Przełożyłam lufę między oczy, naciskając spust. Jak w przypadku Hange, gdy zrobiła sobie krzywdę, testując nabój z małej odległości, na czole żandarma powstała - rozległa rana. Osunął się w dół, opierając plecy o ścianę. Kucnęłam, by przeszukać jego kieszenie w znalezieniu czegoś wartościowego.

- Wszystko w porządku?

Odwróciłam głowę. Starsza kobieta, przyglądała mi się z niepewną miną. Co jakiś czas, uderzała laską w ziemię, wystukując nierówny rytm.

- Kolega trochę, nadużył alkoholu. - oznajmiłam. - Zaraz go stąd wezmę...

- Och, może zawołam kogoś? Wydaje się ciężki.

Zacisnęłam szczękę, klnąc siarczyście pod nosem.

- To nie będzie konieczne.

- Ależ nalegam, zaraz kogoś...

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz