Rozdział 14

355 29 9
                                    

- Erwin, kolejne spotkanie?!

Cóż poniekąd, ciężko było się z nią nie zgodzić. Chociaż, mogłaby przymknąć jadaczkę. Krzyk, tylko dokładał, kolejne cegły, które zaburzały nasze stosunki. Tym samym, wpływały na tok pracy.

Miałem tego wszystkiego dosyć. Nieświadomie, obrałem go sobie za autorytet od czasu, kiedy zginęli moi przyjaciele, rodzina. Potrzebowałem osoby od której będę mógł uczyć się życia na zewnątrz, aż odnajdę siebie. Przez te wszystkie lata, małymi kroczkami dążyłem, aby poznać swoje wady i zalety. Według mojej wersji, dziesięć lat temu, istniały tylko te pierwsze.

Wtedy, moja twarz ukazywała to, gdzie bywałem. Teraz jest inaczej.

Wyciągnął do mnie rękę, a ja ją przyjąłem. Mimo, że wiedziałem, że to tylko część, ukrytego planu zatrzymania mnie w zwiadowcach. Okłamywałem siebie bo tak było łatwiej, pytanie brzmi - czy teraz jest inaczej? Dalej to robię, ale nie w takim kontekście. Nie do Smitha.

Z wiekiem, zacząłem mu się sprzeciwiać, wchodzić w polemikę i nie trzymać języka za zębami. Nadal jednak, potrafiłem zamknąć na chwilę oczy i z trudem zaakceptować jego plan. A teraz...

Coś się zmieniło.

Zabawnie, jak kilka słów, może zaburzyć nasze postrzeganie, drugiego człowieka. Wiedział. Być może dalej w głębi, bywam naiwnym gówniarzem, ale boję się w pełni w to uwierzyć. Zbytnio go idealizowałem, teraz to widzę.

Hange ściągnęła okulary, przecierając zmęczone oczy. Jedno spojrzenia na jej twarz, a już wiedziałem, że nie spała przez całą noc. Była bardzo transparentna. O mało wczoraj, nie wygadała się Lucy. Jedno kopnięcie w łydkę pod stołem, przywróciło ją do porządku.

- Pojedziecie ze mną na spotkanie u Dariusa Zackly. - zwilżył językiem wargi, ciężko wzdychając. - Chce wam pokazać, część mojego życia. Może wtedy, choć trochę mnie zrozumiecie.

Raz na jakiś czas jeździł na takie spotkania. Z tego co wiem, sam za nimi nie przepadał i starał się unikać. Nigdy nie podał powodu, a ja zawsze miałem to gdzieś. Darius jest naczelnikiem sił zbrojnych, osobą o wielkim autorytecie.
Tak naprawdę, trzy wojskowe dywizje - korpus stacjonarny, zwiadowcy i żandarmerii - były pod jego komendą. Władza pozwalała mu na skazanie wojskowego na śmierć, bez szczególnego powodu. Nie trawie typa, miałem z nim niemałe problemy, na początku dołączenia do korpusu.

- Nie patrzcie tak na mnie. - westchnął zrezygnowany, spuszczając głowę w dół. - I tak nikt, by mnie nie posłuchał, wy nie rozumiecie...

- Wy nie rozumiecie, my nie rozumiemy... Nie Erwin. - uderzyła, otwarta dłonią w kolano. - To nie my tu jesteśmy problemem, tylko twoje zachowanie i podejście. - uniosła wysoko podbródek, obserwując go zacięcie. - Nie zachowuj się jak skatowane zwierzę, chroniłeś pedofilia i...

- Nie Hange. - przerwał jej, podnosząc się do góry. Podszedł w stronę okna z namysłem wpatrując się w przestrzeń. Zawsze tak robił, gdy temat był dla niego ciężki. - Nic nie mogłem zrobić. Nikogo tam to nie obchodzi. Ręka, rękę myje. - Poza tym nie mogę bo...

- Bo? - dopytałem.

Obrócił głowę, zaciskając usta w cienką linie. Jestem w stanie przysiąść, że zauważyłem u niego zalążki łez.

Kobieta otworzyła usta, gotowa do kolejnej dyskusji. Od razu kazałem jej się zamknąć. Nic nie wiemy, trzeba poczekać do jutra, a już i tak za bardzo dajemy się ponieść. Widać, że Smith nie ma zamiaru dokończyć i choć niezmiennie mnie to wkurza - odpuszczę.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz