Rozdział 13 🔞

145 19 11
                                    

Nastała późna jesień, czas moich urodzin. W dzieciństwie, gdy mieszkałam jeszcze z Sanesem i mamą, tylko ona odważyła się co roku, obdarowywać mnie drobnym prezentem. Za każdym razem podkreślała, by nie mówić ani słowa ojcu, ale ja powiedziałam bo byłam tylko dzieckiem. Od tego momentu, urodziny kojarzyły mi się z agresją, czymś złym i podłym. Olivier próbował to zmienić przez wiele lat. Mimo drogich prezentów, tortu, słodyczy dalej trwałam przy swoim. Lucy wiedziała, jakie mam podejście, traktowała ten dzień jak coś normalnego. Dzisiaj wstałam z myślą, że chciałabym spróbować coś zmienić, spędzić czas dobrze choć w moim przypadku, było to ciężkie. Bałam się wielu rzeczy, czułam lęk, ale nie przy nim. Odganiał wszystkie demony.

- Wstał? - zapytałam samą siebie, gdy nie wyczułam go obok.

Spaliśmy razem, wtedy koszmary były mniejsze. Uwielbiałam się do niego przytulać, nigdy nie przekroczył granicy, czekał na mnie ze wszystkim. Nasza intymność, opierała się tylko na delikatnych pocałunkach. Choć nikt przez ten czas, nie powiedział, że kocha drugą stronę to odczuwaliśmy to mocniej niż kiedykolwiek. Wstałam z łóżka, przecierając oczy piąstkami. Moją uwagę zwrócił duży pakunek, tuż obok łóżka. Przy szafce, jak każdego ranka znalazłam bukiet róż, tym razem znacznie większy. Nie przypominałam mu o tym dniu, nie zależało mi na życzeniach dlatego byłam zaskoczona, widząc tak duży prezent.
Przysiadłam obok, zdejmując czerwony papier. Moim oczom, ukazała się wielka sztaluga z zestawem różnokolorowych farb, drogich pędzli. Do całości, dołączył skórzany szkicownik i zestaw ołówków. Znałam się na cenach, w końcu sama tworzyłam swego czasu sztukę i wiedziałam, że musiał wydać na to dużo pieniędzy. Położyłam ręce na policzkach, odczuwając rosnące rumieńce. To naprawdę dziwne, nie należę do osób które się rumienią.
Szybko wybiegłam z pokoju, pędząc do kuchni z której wyczułam kuszący zapach. Stał tyłem do mnie, bez koszulki. Mogłam dokładnie przyjrzeć się jego mięśniom, które napinały się z każdym ruchem. Nie przestał ćwiczyć, mimo, że nogi z dnia na dzień odmawiały posłuszeństwa, trenował jeszcze ciężej. Nie znałam bardziej wytrwałej i upartej osoby, naprawdę go podziwiałam. Hans doktor, który raz na jakiś czas do nas przyjeżdżał, spekulował już dawno, że będzie potrzebny wózek, tymczasem Levi, sięgał po kule tylko przy dłuższych wyjściach.

- Dziękuję. - wtuliłam się w jego plecy, obejmując w talii. - Bardzo dziękuję, ale nie musiałeś.

- Bez ale. - obrócił się przodem, odwzajemniając gest. - Zasłużyłaś na wszystko i jeszcze więcej. A teraz siadaj... - wskazał głową stolik. - Zjemy śniadanie.

Chętnie przytaknęłam, wybierając krzesło po prawej stronie. Udało mi się przytyć, praktycznie każdy kilogram który schudłam. Nie ukrywam, że Levi miał w tym swój udział bo cholera, gotuje bardzo dobrze. Co prawda, ja też starałam się coś robić, ale chyba załamałam go umiejętnością robienia bałaganu w kuchni.

- Pamiętałeś... - uśmiechnęłam się, nabierając na widelec truskawkę.

- Ciężko było zapomnieć. - podał kawę, nie ukrywając skrzywienia. - Codziennie rano, słyszałem o naleśnikach z truskawkami.

Prychnęłam oburzona, upijając łyk napoju. Raz w tygodniu do wioski przyjeżdżał ogromny wóz, pełen świeżego jedzenia, warzyw i owoców. Nie mogliśmy jeszcze swobodnie poruszać się po mieście, to był ich sposób, by ograniczyć wyjścia ludzi. Czasem w nocy, nadal można było usłyszeć strzały. Momentami było ciężko, żyć ze świadomością bezradności.

- Dzisiaj masz terapię.

- Wiem. - burknęłam, zerkając na zegar. - Może sobie odpuszczę w końcu...

- Nie. - położył dłoń na mojej. - Proszę, zrób to dla mnie, potem jeśli będziesz miała ochotę, gdzieś cię zabiorę.

- A gdzie? - przechyliłam głowę, odczuwając ciekawość połączoną z niepokojem.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz