Rozdział 20

350 26 8
                                    

Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek określę wyprawę jako znośną. A gdyby nie moje poboczne myśli, może i nawet pokusiłbym się o nazwanie jej przyjemną. Po drodze, nie spotkaliśmy ani jednej kupy mięsa, co nie obyło się bez intensywnych westchnięć Hange. W ostatnim czasie, zdradziła mi swój dość brutalny plan, próby wydobycia człowieka ze zwykłego tytana. Nie widziałem w tym sensu, gdyż po przecięciu karku nigdy nie zobaczyliśmy czegoś, co jakkolwiek przypominałoby ludzką sylwetkę. Według jej logiki, jakiś fragment musiał pozostać, więc wyprułaby mu flaki, a nawet wlazła do środka, byleby osiągnąć swoje.
W niepamięć poszły czasy, kiedy uważałem, że pała miłością do tych kreatur. Tak po prawdziwe, nienawidziła ich bardziej ode mnie. W tym wypadku obsesja, wiązała się z natrętnym dążeniem do prawdy.

- Zatrzymamy się tutaj. - wskazał palcem pobliską gospodę, która zdążyła się odbudować po poprzednich atakach. - Przy okazji popytam mieszkańców, może oni coś widzieli.

W ostatnim czasie Smith, drażni mnie bardziej od Hange. A to swego rodzaju osiągnięcie, godne podziwu.
Naprawdę nie wiem, jak można organizować wyprawę dla takiego gówna, by jego zdaniem wykryć mordercę. Czy będzie mógł sobie spojrzeć w oczy, gdy po przyjeździe, ukaże nam się sześć ciał, zamordowanych gówniarzy? Obawiam się, że byłby z siebie zadowolony. To już nie ten sam Erwin.

Musi mieć, przerażającą motywację, skoro posuwa się do takich celów.

- Wiesz, może faktycznie się zamyśliła...

- Mam taką nadzieję.

Przysłuchiwałem się dyskusji Hange i Lucy, zastanawiając się, czy są takie głupie z natury, czy może im bliżej trzydziestki - tym gorzej. Milisekundy brakowały do tego żeby skoczyła, a sądzą po wyrazie twarzy, gdy brutalnie ją stamtąd zdjąłem - była zła, że zostało to przerwane. Zacisnęłam mocniej ręce na lejcach, zupełnie jakby miało mi to pomóc. Nie chciałem jej tam samej zostawiać, ale nie mogłem dać się ponieść emocjom. Już i tak przeraża mnie to, że nie jest mi obojętna i za często o niej myślę. Może jednak się boję, ale za cholerę, nie przyznam racji.

Zsiadłem z konia, przywiązując go o drewnianą belkę. Po upewnieniu się, że ma wodę, ruszyłem do środka.
Znajdowaliśmy się we wiosce, która mieściła się w obrębie murów. Planowo droga powrotna, będzie odbywać się przez kolejne miasta, aż dojedziemy do siedziby. I mam nadzieję, że zważając na późną porę, obejdzie się bez wrzeszczących w moją stronę kobiet. Nienawidzę tego, ale nawet moje zażenowanie spojrzenie, ich nie zniechęca.

- Kapitan Levi?!

Kurwa.

- O Boże to Pan!

Zignoruj. Zignoruj. Zignoruj.

- Christopher, co ty tu robisz?! - zawołała Lucy.

- Zorganizowali nam jakąś idiotyczną wycieczkę, mogę jechać z wami?!

- Nie. - oznajmiłem twardo, decydując się odwrócić. Uśmiech jaki wyrósł mu na twarzy, był aż nad to przerażający. - Odjedź. - syknąłem, gdy wyciągnął łapy w moją stronę.

Przeczesał blond włosy do tyłu, opierając plecy o stolik. To z jaką nonszalancją i gracją się nosił, było widoczne na kilometr. W dodatku biała marynarka z pagonami, czarne spodnie z lampasami, obszyte złota nicią. Całokształt jego osoby, sprawiał, że miałem ochotę przewrócić oczami. Pech chciał, że gówniarz ma na moim punkcie, niezdrową obsesję.

- A Mary gdzie? - zapytał, zerkając za mnie.

- Została.

Teraz, gdy zbyt się zbliżył zobaczyłem kilka szyć na twarzy i odkrytych częściach ciała. Wszystko wyglądało na bardzo precyzyjne i perfekcyjnie zrobione. Choć z tego co wiem, największych poparzeń zaznał na brzuchu i to obszernych.

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz