Rozdział 11

325 30 5
                                    

Christopher Rusel był dobrym chłopakiem, ale czasem cholernie irytującym. Odpalił się na tyle, że gadał jak najęty przez kilkanaście minut. Gdybym nie znała jego orientacji, pomyślałabym, że obsesja na punkcie Leviego to po prostu zakochanie.

Cztery lata temu, siedziałam u Lucy, gotowałyśmy razem obiad. Chłopak zapukał do drzwi, pobili go wtedy ludzie ze szkoły, wiedział, że mieszka tu pielęgniarka. Nie mógł tak wrócić do domu. Pomogła mu opatrując rany, dodatkowo pozwoliła zostać na noc. Otworzył się przed nami.
Był dręczony w szkole przez zazdrosne dzieci. Pobił się z nimi bo bronił dobrego imienia swojej siostry. Sprawę jej zaginięcia, słyszał chyba każdy w mieście, ale on nie chciał o tym rozmawiać. To zakazany temat.

Chris był dla mnie jak młodszy brat - którego nigdy nie miałam. Od tamtego czasu, przychodził do nas często. Czasem jak miałam dobry humor to odrabiałam za niego zadania domowe. Cholernie było mi przykro, że przez te dwa lata go nie widziałam. Jedynie, na jakiś bankietach - przelotem na kilka minut. Szkoda mi było Leviego, który musiał go znosić. A jednocześnie, sama słuchałam jego odpowiedzi. 

 Wiedziałam, że nawet znajomość ze mną, prędzej czy później zniszczy drugiego człowieka. Levi na to nie zasłużył. Zasłużył na relacje z kimś lepszym. Poza tym, gdyby tylko się dowiedział...

Czułam się dobrze, dopóki nie padło pytanie na temat Henry 'ego.

To poruszyło kolejną lawinę myśli. Chris nie zna całej prawdy. Poznał go i za nim nie przepada, wie, że jest wobec mnie nieprzyjemny. Ale nie zdaje sobie sprawy ze skali przemocy.

Nie zmienia to faktu, że z całego serca - chce się rozwieść. Problem w tym, że chce tego od lat, a nie mam wyjścia. Chciałabym choć pozornie poczuć się wolna, a jedynie posiadam na swojej szyi kaganiec, który mnie blokuje. Podziwiałam za to Lucy, że była na tyle niezależna, by wyrwać się z tego gówna. Niczym w książkach, uciekła sprzed ślubnego kobierca. Kilka miesięcy po tym incydencie, wysłała mi list z nowym adresem. Była niesamowita w swoim zawodzie, potrafiła zrobić wiele rzeczy na miarę lekarza. Swego czasu, ludzie dobijali się do niej drzwiami i oknami. Jest dla mnie bardzo ważna, nie ma drugiej osoby, które wie tyle o mnie.

Teraz jednak, nie chciałam jej martwić. Bardzo się u mnie pogorszyło i chciałabym to ukryć. Postaram się z całych sił bo nie chce obarczać jej problemami i dokładać kolejnych zmartwień. Dużo dla mnie w życiu już zrobiła i tyle wystarczy. Henry dobrze wiedział, że to jedna z ostatnich rzeczy która trzymała mnie przy życiu - odwiedzanie jej. Długie nocne rozmowy, wspólne gotowanie, często pomagałam przy pacjentach. Dzięki temu, sama znałam podstawy. Podziwiałam ją, zasługiwała na szczęście jak nikt inny. 

- Wystarczy. - rozkazała Lucy, ściągając chłopaka z krzesła. - Zamęczysz Leviego.

Niezadowolony, posłusznie odszedł na bok. Zabrał psa, przy okazji się z nami żegnając. Dodatkowo obiecał, że wpadnie jutro - na co Levi zareagował cichym westchnięciem.

Moje ramię lekko ciągnęło przy każdym ruchu, na szczęście - nie było źle. Dostałam rykoszetem, ale niegroźnie mimo, że mocno krwawiło. Lucy poinformowała nas, że lepiej będzie jeśli zostaniemy tu jeszcze jeden dzień. W tym czasie rana Sashy, na tyle się zasklepi, by mogła swobodniej chodzić. Myślałam, że Levi będzie niezadowolony, ale przyjął to ze spokojem.

W raporcie do Erwina, trochę naciągnę fakty i wyjdzie perfekcyjne. Najważniejsze, że czegoś się dowiedzieliśmy - znamy nazwisko. Teraz wystarczy pozbyć się szkodnika. Przypuszczałam, że ciężko będzie dogadać się z mordercą, który z uśmiechem na ustach podcinał gardła żandarmów. Ja też zabijałam. Dla mnie to była praca, a nie rozrywka. 

Psychoza | Levi X OC |🔞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz