5. Tak podobni, a jednak tak różni

291 18 2
                                    

Lorenzo

Siedziałem właśnie w gabinecie swojego ojca. Zawsze nienawidziłem tu być. Tak samo, jak nienawidziłem jego. Matteo Rosso. Z pozoru perfekcyjny człowiek, szef oraz ojciec, a w środku potwór jakich mało. Pomimo, że był moim rodzicem, nie okazywałem mu szacunku. Nie należało mu się. Odkąd pamiętam działam na swoją rękę i mało kogo słucham. Jedynymi osobami, które miały kiedyś na mnie wpływ była moja mama oraz siostra. Niestety obydwóch już nie było ze mną i już nigdy nie będzie. Po ich odejściu załamałem się całkowicie. Resztki dobrego dzieciaka z idealnego domu wypłynęły ze mnie szybko, a na ich miejsce weszła czysta nienawiść do tego świata. Nie mogłem się pogodzić z tym, że jest tak niesprawiedliwy. Że karze osoby, które niczemu nie są winne, a te, które zachowują się, jak potwory, zostawia przy życiu.

Nie chciałem tu być, ale czasami byłem do tego zmuszany, aby przekroczyć próg tego pomieszczenia. Kiedy ojciec wzywał mnie na swoje żałosne i równie irytujące rozmowy, wykorzystując jego nieuwagę, czasami potrafiłem pogrzebać w jego papierach i znaleźć całkiem interesujące informacje, które z czasem pomogą mi go pogrążyć.

- Mógłbyś chociaż raz zrobić coś, abym był naprawdę z ciebie dumny? - dokładnie wiedział, jaki do niego miałem stosunek, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że już wkrótce miałem doprowadzić do jego klęski. Ojciec po tym, co wydarzyło się parę lat temu próbuje mi to wszystko wynagrodzić, ale nic z jego dóbr materialnych nie jest w stanie zastąpić mi mamy oraz siostry – Miałeś tak dużo kierunków do wyboru. Tak dużo dobrych uczelni i to nie koniecznie moją, a wybrałeś szkołę artystyczną, po której będziesz nikim.

- Dobrze, że ty kim jesteś – wypowiedziałem te słowa sarkastycznie, mając całkowicie jego zdanie w dupie. Gdyby się mną interesował w jakimkolwiek stopniu, to by wiedział, że rok temu skończyłem dziennikarstwo. Mama zawsze powtarzała mi, że powinienem robić w życiu to, na co mam ochotę i co sprawia mi radość. Po co miałem studiować coś, co w ogóle mi się nie przyda. Miałem już plan na życie i na pewno nie odbędzie się on według idei Mattea Rosso.

- Czemu nie możesz być tak ambitny, jak twoja siostra – w mgnieniu oka przykuł moją uwagę tymi słowami. Agresja zaczęła wzbierać we mnie automatycznie.

- Nie waż się o niej mówić – nie miałbym skrupułów, żeby wstać i rozkwasić mu twarz, która w dużym stopniu przypomina moją, z czego nigdy nie byłem zadowolony.

- Albo, jak ta nasza nowa studentka. Jak jej było? Flora Garcia? - parsknąłem gorzko na jego słowa.

- Skoro jest tak genialna i ambitna, to czemu jeszcze zaledwie miesiąc temu chciałeś ją wyrzucić ze swojej uczelni? - nie zamierzałem silić się na grzeczność, na którą sobie nie zasłużył. Dobrze wiedziałem, że zrobił to na moją prośbę, tak samo, jak na moje zawołanie jednak ją przywrócił. Był na moje rozkazy cały czas, żeby tylko wynagrodzić mi coś, czego się nie dało za żadne skarby zrobić. Żałosne.

- Mam tego dosyć Lorenzo – podniósł głos – Serdecznie dosyć. Nie wiem, co mógłbym uczynić, żebyś w końcu mi wybaczył. Robię dla ciebie wszystko, a ty w żaden sposób nie umiesz okazać wdzięczności. Nigdy więcej już mnie o nic nie proś. To koniec twoich gierek.

- Nikt ci nie kazał tego robić – powiedziałem z kapryśnym uśmiechem – A to do czego się przyczyniłeś nigdy ci nie wybaczę – z tymi słowami wstałem z fotela i ruszyłem w stronę wyjścia. W międzyczasie, kiedy ojciec nie patrzył zwinąłem jedną z teczek leżących na półce obok drzwi. Może się na coś przyda. Do realizacji mojego planu zostało bardzo mało czasu, a tak dużo przygotowań, więc każdą informacje uważałem za cenną. Szedłem korytarzem uniwersytetu, zmierzając do wyjścia, aby jak najszybciej opuścić ten paskudny budynek, który należał do równie paskudnego człowieka. Wtedy po raz kolejny ujrzałem ją. Miała rozpuszczone włosy i pasującą jej białą, ciepłą sukienkę golfową. Pomimo, że nie darzyłem jej wielką sympatią, to musiałem przyznać, że prezentowała się dziś ślicznie i mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy zobaczyłem jej morderczy wzrok, kiedy jej oczy spotkały się z moimi. Chciała przejść obok mnie obojętnie, nie zwracając uwagi na moją osobę, ale ją powstrzymałem. Chwyciłem jej nadgarstek i zmusiłem, aby popatrzyła na mnie. Nie wiem, po co to robiłem, ale w głębi duszy podobało mi się nasze docinanie sobie i utrudnianie życia. Normalnie nigdy nie zwróciłbym na nią uwagi, ale miała coś takiego w sobie, że pomimo tego, że mnie nienawidziła i vice versa, to chciałem z nią rozmawiać, nawet w ten najokrutniejszy sposób.

The night's of hunting [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz