11. Prawdziwy początek problemów

233 16 2
                                    

Jak już upewniłam się, że to naprawdę oni przede mną stoją, od razu rzuciłam się w ich objęcia. Objęcia, które wyrażały tylko jedno. Dom. Byłam ogromnie wdzięczna Vannesie i Frankowi, że nauczyli mnie kochać i pokazali, jak to jest być kochaną. Wspierali mnie na każdym kroku po mojej adopcji i nigdy nie dawali przyczyny, do zawiedzenia się na nich. Pomimo, że nie było ich przy mnie, gdy pierwszy raz wypowiedziałam jakieś słowa, gdy po raz pierwszy wypadł mi ząb albo gdy pierwszy raz miałam jakąś kontuzję, to i tak mogłam ich nazwać rodzicami. Dali mi wszystko to co potrzebne małemu dziecku, czyli dom, wsparcie i miłość. Pokazali, że da się żyć inaczej, niż żyłam dotychczas. Że nie każdy człowiek na tej planecie jest zły. Przez trzynaście lat dorastałam przy ich boku i mogę stwierdzić, że były to definitywnie najlepsze dni mojego życia. Każda sekunda była, jak na wagę złota.

- Co wy tutaj robicie? - spytałam zdezorientowana, gdy już wyswobodziłam się z ich ramion. Rodzice posłali sobie zdziwione spojrzenia.

- Przecież wysłałaś nam bilety na przylot i odlot, żebyśmy cię odwiedzili. Kilka dni temu je dostaliśmy – rzecz jasna, nie wysyłałam żadnych biletów. Patrzyłam się na nich niezrozumiałym wzrokiem. Może nie miałam jakiejś dobrej pamięci, ale na pewno nie umknąłby mi fakt, że kupiłam bilety dla własnych rodziców. Coś tu definitywnie było nie tak, ale nie chciałam ich niepokoić, więc tylko posłałam im ciepły uśmiech i uderzyłam się dłonią w czoło. Potem zastanowię się nad tą nową zagadką.

- Ah no tak – próbowałam udawać, że sobie przypomniałam – Rzeczywiście. Kupiłam je tak dawno, że zapomniałam o tym. Miałam zrobić wam niespodziankę, ale wyszło na to, że to wy bardziej mnie zaskoczyliście – zaśmiałam się nerwowo. Nie zobaczyłam jakiś niepokojących znaków na ich twarzy, więc chyba kupili moją historię – Przez to zapomniałam wam przyszykować miejsce do spania. Zajmiecie moją sypialnie, a ja przez jakiś czas pośpię sobie w salonie.

Chłopaki pomogli wnieść walizki moich rodziców do pokoju. Z rozmowy z nimi dowiedziałam się też, że zostają tutaj do piątku, więc nie tak długo, jak się spodziewałam. W tyle głowy ciągle napastowała mnie myśl o tym, kto wykupił moim rodzicom lot do Nowego Jorku i z powrotem i jaki miał w tym cel. Jedynymi osobami, którzy znali Franka i Vanesse byli moi przyjaciele, którzy byli ich wizytą zaskoczeni równie co ja. Nikt poza nimi ich nie znał. Wydawało mi się to bardzo podejrzane. Ktoś musiał mieć w tym jakiś interes, a moim nowym zadaniem było dowiedzenie się, kto i po co.

Ustaliliśmy z rodzicami, że jak się ogarnę, bo dopiero wstałam z łóżka po ciężkiej nocy, pójdziemy sobie razem na wspólne śniadanie, a potem pozwiedzamy Nowy Jork. Nigdy tutaj nie byli, a że ja mieszkałam już tu od jakiegoś czasu, to postanowiłam zostać ich przewodnikiem. Umyłam twarz i nałożyłam krem. Włosy lekko wyprostowałam, a na siebie włożyłam biały sweter i skórzane, czarne spodnie. Nie malowałam się, ponieważ lubiłam siebie bez makijażu, który zajmował bardzo dużo czasu, a ja go nie miałam.

Wzięłam swoje rzeczy i wyszliśmy z mieszkania. Szliśmy chodnikiem w stronę centrum miasta. Tym samym, którym chodzę codziennie do pracy. Już z daleka mogłam dostrzec wozy policyjne pod jakimś lokalem. Lokalem Ottisa, który wczoraj okradziono. Kiedy podeszliśmy bliżej mogłam dostrzec już na miejscu zdarzenia mojego szefa. On również mnie zobaczył, a gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy, moje serce się załamało. W jego oczach mogłam dostrzec tyle bólu. Stracił naprawdę sporą sumę swojego majątku i pomimo posiadania świetnego alarmu i tak został obrabowany. Nie chciałam podchodzić, bo Ottis będzie miał teraz wiele spraw na głowie, więc posłałam mu jedynie ciepły uśmiech, aby chociaż w taki sposób okazać mu wsparcie.

Postanowiliśmy z rodzicami, że zjemy w lokalu naprzeciwko mojej pracy, bo był akurat otwierany. Pomimo pięknego wystroju i tak nie równał się restauracji, w której pracowałam. Uważałam, że Ottis posiadał jeden z lepszych lokali w tym mieście. Dekoracje w nim były skromne, ale wyraziste, a jedzenie można było porównać do napoju bogów. Nie dało się nie zakochać w tym miejscu. Zajęliśmy czteroosobowy stolik przy oknie i zaczęliśmy przeglądać menu. Kiedy kelnerka do nas przyszła, każdy miał już wybrane śniadanie. Oboje z moich rodziców stwierdziło, że weźmie sobie omleta z warzywami oraz do tego lemoniadę. Ja postawiłam na wegetariańskie tosty z warzywami oraz smoothie malinowe.

The night's of hunting [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz