26. Deal

193 17 0
                                    

Stałam właśnie przytulona na lotnisku do ciał moich rodziców. Te dni z nimi minęły zdecydowanie zbyt szybko. Mimo że wykorzystywaliśmy maksymalnie każdą chwilę w swoim towarzystwie, to i tak mogłabym tu zostać przynajmniej jeszcze tydzień, jak nie dłużej.

- Nie możemy jechać jakimś busem? - słyszałam z daleka płacz Gai, która już zaczęła panikować ze względu na jej strach przed lataniem – Mogłabym nawet za to zapłacić.

- Nawet się nie obejrzysz, a już będziesz na miejscu – Liam pocałował ją czule w głowę, na co od razu szeroko się uśmiechnęłam.

Wrócili do siebie. Po ponad trzech tygodniach w końcu odżyli. Przez ten cały czas byli nie do wytrzymania. Mało jedli, nie wysypiali się i ciągle mieli złe humory. Teraz kiedy w końcu znów byli razem, wierzyłam że wszystko zacznie wracać do normy.

Z drugiej strony byli też Cecily i Bryce, którzy również nie widzieli świata poza sobą. Rozmawiałam o tym z Gają i podobno nasza młoda para rodziców jest nie do wytrzymania jeśli mieszkają razem pod jednym dachem. I tu nie chodzi wcale o to, że Cooper bardzo troszczy się o swoją kobietę. Gaja po kilku spędzonych nocach będąc w sąsiednim pokoju, będzie miała już traumę do końca życia. Teraz przynajmniej wiedziała jak ja się czułam, gdy słyszałam ją i Liama.

Cecy i Bryce byli w sobie bardzo zakochani i był to na pewno wyższy level niż u Liama i Gaji. Ich związek był nowy i cieszyli się jego świeżością na różne, bardzo dogłębne sposoby. Jednak cieszyłam się, że w końcu postanowili spróbować ze sobą, bo oboje bardzo do siebie pasowali.

Widziałam ich razem w przyszłości z wielkim domem, małą córeczką i słodkim psem. Płeć dziecka nie była jeszcze znana, ale wierzyłam, że będzie to dziewczynka. Ginekologiczne przeczucie.

Do Brycra bardzo pasowałaby taka mała, blond dziewczynka z oczami mojej przyjaciółki. Zdecydowanie byłaby córeczką tatusia i najbardziej rozpuszczonym dzieckiem na świecie. Cooper nawet zaczął już wymyślać imiona i przystało na tym, że jeśli urodzi się dziewczynka, będzie nazywała się Addeline, a chłopczyk Jonathan.

No i w tym wszystkim byłam jeszcze ja jako wieczna singielka, która nie miała ani grama szczęścia w miłości i Xavier, którego miłość znajdowała się w innym stanie. A więc ja usychałam z samotności, a chłopak z tęsknoty. Mogliśmy się chociaż po części łączyć w bólu.

- Uważaj na siebie i zadzwoń, kiedy dolecicie – powiedziała mama i cmoknęła mnie w czoło. Dlaczego tak bardzo utrudniała mi pożegnanie z nimi?

- O ile w ogóle dolecimy – odezwała się przerażona Gaja, która dalej trzęsła się jak galareta w objęciach swojego chłopaka, który nie mógł powstrzymać śmiechu. Uroczo.

- Wy też uważajcie – odezwała się Tatiana Cooper, która objęła swoje dzieci i dziewczynę blondyna – Nie bój się skarbie, dolecisz w jednym kawałku – pocałowała ją w czoło – A wy pamiętajcie, żeby dzwonić, jakby cokolwiek się działo. I nie zapomnijcie poinformować nas czy czekam na wnuka, czy wnuczkę.

Pomimo kiepskiego startu między rodzicami bliźniaków, a Cecili, to teraz mniej więcej mieli dobry kontakt. Moja przyjaciółka jeszcze trochę miała za złe Tatianie i Colowi, że kazali oddać jej dziecko do jakiegoś okna życia, ale próbowała się z nimi dogadać ze względu na Brycea.

Cooperowie bardzo żałowali swoich słów i teraz chcieli im to jak najbardziej wynagrodzić. Cecily doceniała ich starania, ale mimo wszystko chciała na swoje życie zapracować sama, żeby być pewna, że będzie w stanie uszczęśliwić swoje dziecko w przyszłości, a nie żyć na ciągłej łasce teściów.

Wszyscy pożegnaliśmy się ze swoimi rodzicami i zaczęliśmy zmierzać do centrum oddania bagażu. Odprawa poszła nam całkiem sprawnie, a lot o dziwo nie był opóźniony, więc szybko znaleźliśmy się w samolocie, który za kilka minut miał startować.

The night's of hunting [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz