27. Inne nazwiska

199 17 2
                                    

Było już późno, mogłam jechać do domu i pogrążyć się w spokoju, kiedy już wszystko mieliśmy wyjaśnione. Jednak tak się nie stało. Siedziałam właśnie na kanapie w salonie chłopaka, opatulona kocem i grałam z nim w karty.

Jak do tego doszło? Nie wiem. To była kwestia zaledwie kilku sekund, gdy postanowiłam dłużej zostać u chłopaka.

- To w takim razie, jak wszystko mamy już wyjaśnione, to ja będę się zbierała – posłałam mu niezręczny uśmiech, bo dalej nie mogłam uwierzyć w to, że powiedziałam mu prosto w twarz, że w sumie jakby była dobra okazja, to pozwoliłabym mu się zerżnąć.

- Możesz zostać – odparł niepewnie. Nie przywykliśmy do tego, że spędzamy czas tylko we dwójkę. Dotąd nie umieliśmy dojść wspólnie do porozumienia i bałam się, że przy pierwszej lepszej okazji zabije chłopaka. Jednak mieliśmy spróbować się dogadać pod kątem koleżeńskim, więc warto było spróbować – Moglibyśmy już wstępnie zacząć opracowywać plan włamania do firmy mojego ojca. Przed nami dużo roboty.

- Nami? - spytałam zdziwiona – Od kiedy to potrzebujesz czyjejś pomocy, panie inteligentny? - chłopak się zaśmiał i z politowaniem pokręcił głową. Mój kącik ust też lekko się podniósł, ale tylko lekko.

- Co dwa genialne mózgi to nie jeden. Kto wie, może masz jeszcze inne talenty, a nie tylko ten z otwieraniem drzwi wsuwką.

Więc tak właśnie doszło do tego, że przegrywałam w tym momencie z Lorenzem w UNO. On się świetnie bawił, a ja tylko niepotrzebnie irytowałam. Nie umiałam przegrywać. Mieliśmy rozmawiać, ale jakoś tak wyszło, że nie nadarzyła się jeszcze ku temu okazja. Bardziej zależało mi na tym, żeby z twarzy chłopaka w końcu zmazać ten uśmiech zwycięstwa.

- Po unie – odezwał się znów, na co rzuciłam kartami, a chłopak głośno się zaśmiał.

- Nie gram już w to. Pewnie oszukiwałeś za każdym razem – powiedziałam ofuczana i bardziej okryłam się kocem.

- Właśnie tak. Za każdym razem, gdy odwracałaś wzrok, magiczne krasnoludki podstawiały mi karty – przewróciłam oczami z zażenowania, ale widząc dobry humor Lorenza, który nie zdarzał się często, mimowolnie sama się zaśmiałam – Jesteś głodna? Już dosyć późno, a ty pewnie nic nie jadłaś.

- Troszczysz się o mnie, uroczo – powiedziałam niby żartobliwym tonem, ale naprawdę uważałam, że w takich momentach chłopak serio był uroczy – Chętnie coś zjem. Umieram z głodu.

- Troszczę się o siebie. Gdybyś umarła tu z głodu, to ja miałbym problem, podczas gdy ty leżałabyś kilka metrów pod ziemią. Znając Xaviera, gdyby mnie dorwał, wylądowałbym nagrobek obok ciebie – uśmiechnął się, a ja się głośno zaśmiałam. Głośno i przede wszystkim szczerze. Co ja wyprawiałam? - Pizza?

- Fantastycznie – odparłam i posłałam mu szeroki uśmiech. Zachowywaliśmy się w tym momencie, jak najlepsi przyjaciele, gdy tak naprawdę byliśmy sobie całkiem obcy. Hasztag dziwne.

Podczas gdy chłopak dzwonił do pizzeri, ja postanowiłam wykazać się swoim brakiem kultury i wścibskim nosem i pozwiedzać sobie mieszkanie chłopaka.

Jego apartament był dwupiętrowy i miał własny ogród. Na dole znajdował się salon połączony z jadalnią i kuchnią, mała łazienka i pomieszczenie, w którym jeszcze nie byłam.

Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Pokój okazał się być czymś na kształt pracowni. Znajdowało się tutaj dosłownie wszystko, co w jakimś stopniu było związane ze sztuką. Na środku stał wielki fortepian, a obok niego sztaluga z niedokończonym obrazem. Na jednej ze ścian widniał wielki regał zapełniony ogromną ilością książek. Obok drzwi stała półka z aparatami i różnymi notesami, a za półką znajdowała się gitara. Colin nie kłamał, gdy mówił, że Lorenzo ma bzika na punkcie sztuki.

The night's of hunting [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz