26 rozdział - Cip cip ptaszki!

306 37 5
                                    

Dni mijały spokojnie. Kalipso opowiadała że wyspa Kirke często zminia położenie. To że kiedyś była niedaleko Ogygii jest już nie prawdą. Opowiadała że pod koniec więzienia na wypie widziała coś na horyzoncie i nie wyklucza że to była wyspa. Ja jak zwykle gadałam z Nicem. Wszyscy postanowili żebym nadal miała terapię z nim. Często gramy w skojarzenia. Jak zwykle pytał mnie o Olimp i bogów. Co i nich sądzę. Ja na to że to zło największe. Za to on pytał czy Atena też. Oczywiście zaprzeczyłam. Powoli robiłam postępy. Rozmawialiśmy o bogach i ich historiach. Polubiłam Dionizosa Apolla Artemidę Demeter Persefonę czy też Hermesa. Na mojej czarnej liście czyli bogowie których nie nawidzę nadal zostali Hekate Zeus. Dlaczego? Bo Relivię potraktowali jak zabawkę! Nadal Nico próbował coś wyskrzesić. Abym przestałam nienawidzić lecz nic to nie dało. No cóż mój doktorek poddał się. Po tym Mark zaczął wypełniać mój czas. Walczyliśmy długo i męcząco. Pewnego dnia coś zaskoczyło nas. To nie było byle co! Usłyszałam najpierw wrzask ptaków a potem chyba uderzenie metalu o metal. Kalipso wyskoczyła na burtę z Leem. Leo zrobił oczy wielkie ze zdumienia.

O co chodzi? Co to jest! Krzyczałam.

Lena to ptaki stymfalskie! Usłyszałam.

Nie no tylko nie one! Proszę bogowie tylko nie one!
Pytacie pewnie dlaczego. Wybrażcie sobie ptaka który ma ze spiżu dziób i szpony. Dodajcie wrzask od którego uszy bolą. Ale to nie wszystko! Znacie pewnie piranie które zjedzą wszystko na swej drodze. Te ptaki to latające piranie!

Leo masz tam gwizdek na te ptaki! Krzyknęłam.

Tak. Odstrasza je gwizdek wykonany ze spiżu wydający wyższy dźwięk niż ich wrzaski. Odstrasze je.

Zaczął grzebać po kieszeniach. Rozłożył ręce. Nie ma.

Dobra. Leo Lucy ze mną. Reszta bronić co się da. Krzyknęłam.

Poszłam do maszyniowni. Były tam piece.

Lucy pogrzeb w pasku i znajdź spiż i narzędzia do jego stopienia. Leo ty wiesz jak wygląda. Musicie zrobić ten gwizdek. Bo inaczej sam Ares pogrataluje nam przegranej. Powiedziałam.

Ok. Powiedzieli.

Dobra ja idę na górę im pomóc. Zróbcie go jak najszybciej. Powiedziałam i wyszłam.

Zobaczyłam pokład. Barierki zniszczone. Maszt zwalony. Żagle w strzępach. Cud jeśli przeżyjemy. Biorę łuk. Nakład z wielką szybkością strzały. Durne ptaki. Wszystko od nich się odbija i nie robi im to żadnej szkody. Zaczęłam przeklinać po grecku. Rozglądam się po pozostałościach statku. Ooo jest. Czarny proch. Może to coś da.
Zamieniłam łuk na miecz.

Cip cip ptaszki! Zawołałam.

Na to poleciały wszystkie na mnie. Jak to na żarłoczne bestie przystało zaczeły mnie dziobać. Odgarniałam je mieczem rękami. Biegłam w stronę czarnego prochu. Podfrunęły i zaczęły go jeść. Nie zwracały na mnie uwagi.

Przepraszam wszystkich! Krzyknęłam.

Podpaliłam kupkę prochu. Grzmot plusk wody. Wybuch.

Ta dam. Jest rozdzialik. Wiem jestem bezduszna zabierając im statek. Wiem.
*Mindalan

Z pamiętnika ateńskiej córki Berło HadesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz