ROZDZIAŁ 24

437 17 8
                                    

GAVI

Snuliśmy się z Natalie po mieszkaniu jak jakieś cienie. Próbowaliśmy znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale raczej na nic się to zdało. Natalie siedziała tylko na kanapie i cicho płakała, jakby to co najmniej nasz związek się posypał.

- Wiem, że jest ci ciężko.- powiedziałem i usiadłem na stoliku kawowym, dotykając jej kolana.- Ale płaczesz bardziej niż jak my się rozstaliśmy.

- Nie prawda.- powiedziała.- Po prostu... oni do siebie pasują.

- My do siebie też.- powiedziałem.- Ale już ci mówiłem, że się pogodzą. To Laura i Pedri. Oni zawsze do siebie wracają. Zawsze. Nie ważne co się dzieje to oni są razem. Laura i Pedri. I znam ich od dawna i wiem, że to tylko chwilowy kryzys. I ślub się odbędzie. Albo ja ich przed ten ołtarz zaciągnę osobiście.

- Wiesz co?- powiedziała i objęła rękami mój kark.- Ja ci pomogę ich zaciągnąć przed ołtarz a potem... zaciągnę przed ołtarz ciebie, okey?

- Z tym pierwszym okey a z drugim...- powiedziałem.- To nie przejdzie.

- Dlaczego nie chcesz się ożenić?- zapytała zdziwiona.

- Po co to?- zapytałem.- Więcej z tym problemów niż jest to w ogóle warte.

- Ale...- powiedziała.- Ja bym kiedyś chciała wziąć ślub.

- Proszę cię Natalie.- powiedziałem.- Przecież jest dobrze tak jak jest. Po co to zmieniać, co?

Zrobiła zawiedzoną minę i oparła się znowu o oparcie kanapy. 

- Jedź już lepiej na ten trening.- powiedziała oschle. 

Nie wiem o co jej chodzi. Już na początku związku mówiłem, że nie chce ślubu i póki co nic się w tej kwestii nie zmieniło. Wstałem ze stolika i gdy chciałem ją pocałować, ona się odsunęła. Zacisnąłem usta w cienką linię i zabrałem torbę sportową. Wyszedłem z mieszkania i schodami zszedłem do samochodu. Wrzuciłem do niego torbę i usiadłem za kierownicą, odpalając samochód. 

Na stadion dotarłem w przeciągu 15 minut. Zaparkowałem na swoim miejscu i wyciągnąłem torbę, udając się prosto do szatni. Wszedłem tam i pierwszy raz nie byłem ostatni. Wszyscy byli prócz... Pedriego.

- Ty już jesteś a Pedriego jeszcze nie ma?- zapytał zdziwiony Ferran.

- Możliwe, że go wcale nie będzie.- powiedziałem.

- Czemu?- zapytał zdziwiony.- Przecież ta wczorajsza akcja.... no to nieporozumienie. 

- My to wiemy.- powiedziałem.- Ale.... Pedri z Laurą.... się rozstali.

Zapanowała taka cisza w szatni jak makiem zasiał. Wszyscy spojrzeli się na mnie i czekali aż zacznę się śmiać i powiem im, że to żart.

- To żart, tak?- zapytał Ferran.

- Pedri był u mnie rano i mi tak powiedział.- powiedziałem.

- To nie żart Ferran.- odezwał się Pedri, który zmarnowany wszedł do szatni.- To prawda.

- Nie! Nie! Nie!- powiedział Ferran i nerwowo zaczął się śmiać.- Oboje żartujecie! To jest akurat bardzo kiepski żart. Bardzo!

- Nie żartuje.- powiedział Pedri i usiadł na ławce.- Ja i Laura się rozstaliśmy dzisiaj rano. Ona wyprowadziła się z domu. A jak dziewczyna wyprowadza się z domu to, to niestety oznacza koniec.

- A ślub?- zapytał nerwowy Ferran.- A wasz 5 letni związek? Wasz wspólny dom? Wspólne życie?

- Nie ma tego!- powiedział załamany Pedri.- Rozsypało się. Nie wyjaśniliśmy wczorajszej sytuacji, bo Laura spakowała swoje rzeczy i się wyprowadziła. A ja nawet nie wiem gdzie. I nie wiem co robić?!

Jesteśmy sobie pisani |Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz