13. MARATON AUT

157 3 0
                                    

–To pa!– krzyknęłam do wszystkich, gdy wyjeżdżali z garażu. Zrobiło się już ciemno, więc postanowili, że wrócą do domów. Jedynie Caspi ze mną zostawał, bo cudem udało mu się ubłagać brata, by mógł zrobić sobie ze mną maraton, który niedawno mu obiecałam.

Oczywiście Az i tak postawił na swoim, bo musiałam przystać na to, że młody będzie tu spał, żeby nie jeździć w nocy, a on z nim, bo przecież samego go nie zostawi. Wolałabym towarzystwo tylko i wyłącznie młodego, ale cóż, musiałam przeżyć.

–Wiesz, że to będzie trwało koło pięciu godzin?– upewniłam się zaglądając do szafki by zobaczyć, czy mamy jeszcze jakieś przekąski. Caspi niemal wisiał mi nad głową także tam zaglądając, a brunet rozgościł się na kanapie.

Mruknął w odpowiedzi coś, co brzmiało jak „tak" więc wzruszyłam ramionami. Udało mi się wygrzebać jeden popcorn i żelki, jednak byłam pewna, że to będzie za mało. Mi samej wystarczyłoby to na maksymalnie dwa filmy, a tym razem będzie ze mną mały żarłok i jego starszy brat.

–Az, musimy jechać do sklepu. Nie ma jedzenia– powiedział Caspi podbiegając do brata i ciągnąc go za rękę, żeby wstał.

Mimowolnie zaśmiałam się pod nosem, jednak gdy poczułam na sobie jego wzrok, od razu spoważniałam i skinęłam głową żeby nie pomyślał, że jego brat przesadza. Zdecydowanie wolałam towarzystwo tego młodszego. Był... uroczy.

Casper był dniem, a Az nocą. Dzień był pełen energii i radosny, a noc... Noc była chłodna i cicha.

Brunet przewrócił oczami, podniósł się z kanapy, po czym ruszył w kierunku schodów mijając mnie po drodze. Szatyn szedł za nim krok w krok, a ja stałam jak wryta w podłogę. Zeskanował mnie wzrokiem od góry do dołu i zatrzymał się przy barierce.

–Na co czekasz?– spytał Azrel.

Otrząsnęłam się z zagapienia, zatrzasnęłam szafkę krzywiąc się na hałas, jaki wydała, a następnie ruszyłam za nimi na dół. Chłopiec uparł się, że będzie siedzieć z przodu, więc chcąc nie chcąc Az musiał wcisnąć się na tył. W lusterku widziałam, że musiał rozłożyć nogi na boki by nie wbijały się w fotel przed nim, co mnie lekko rozbawiło.

Przez całą drogę czułam na sobie jego spojrzenie w lusterku, choć starałam się go ignorować. Musiałam skupić się na drodze bo miałam wrażenie, że w innym przypadku mnie zabije. Caspi podśpiewywał to, co leciało w radiu, a ja mu wtórowałam.

Co chwilę prosił brata by do nas dołączył, jednak ten zawsze odmawiał. Siedział w ciszy na tylnym siedzeniu i przyglądał się wszystkiemu w milczeniu. W końcu młody odpuścił, a Azrel głęboko odetchnął.

Niedługo później wysiedliśmy przed tym samym sklepem, którym kupiłam farbę do włosów. Musiałam trzymać Caspiego za rękę, by nie wyleciał od razu do przodu i poczekał na nas.

Był strasznie podekscytowany maratonem.

Kazałam mu wziąć koszyk i pokazywać mi, co by chciał. Przeszliśmy wszystkie alejki kilkukrotnie, a Az czasem zabierał coś z rąk chłopca mówiąc, że tego nie może. Dzięki temu dowiedziałam się, że młody miał alergię na kokosa, co zapamiętałam, żeby nie dać mu nic, co by go zawierało.

W koszyku było już parę paczek chrupek, żelek oraz kilka tabliczek czekolady, a do tego jeszcze dwa litry lodów.

Zauważyłam, jak z każdą kolejną rzeczą mina bruneta rzednie jeszcze bardziej, więc gdy chłopiec chciał wziąć jeszcze jedną paczkę chipsów tylko dla tego, że miały jakiś tam kształt poprosiłam go, by wybrał między jednymi a drugimi tłumacząc mu spokojnie, że tyle nam już wystarczy.

Last Race #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz