Rozdział 10

92 6 9
                                    

Pov. Polska

Znów poniedziałek i znów mam na 8.00 zawsze tak zaczynam ale dzięki temu kończę o 14:30 albo 15:30 i mam więcej czasu dla siebie. W robocie zazwyczaj i tak się uczę, gdy nie ma klientów czytam sobie notatki. W mojej pracy wspomaga mnie jeszcze Turcja jest w podobnej sytuacji co ja ale jest starszy. W podobnej czyli że nie chce żeby jego też utrzymywali tylko rodzice. Bo tak na prawdę wprowadziłem się na czas nauki z mojego rodzinnego miasta żeby uczyć się w tej szkole. Mój tata RON zaproponował że będzie wysyłał mi pieniądze ale nie chciałem być zależny tylko od niego. Dlatego część wydatków takich jak na przykład mieszkanie albo szkoła pokrywam z własnych środków.

Nie spoufalamy się ze sobą raczej ale czasem prowadzimy powierzchowne rozmowy kiedy nie musimy odpowiadać klientom że "Nie wiemy jaki jest skład naszych parówek" jak dla mnie to to nie jest najzdrowsze nie polecałbym tego kupującym ale no, nie o to chodzi w mojej pracy.

Idę do szkoły i po drodze zaczepia mnie Niemcy.

- Guten Morgen! - krzyczy. No nie od samego rana będzie mnie wkurzał. Ignoruję go i idę dalej przed siebie.

Podbiega do mnie i zaczyna iść obok.

- Jak minęła ci niedziela - zapytał.

- Normalnie. Uczyłem się na chemię. A tobie? - odpowiedziałem od niechcenia.

- Was?! To było coś z chemii?! - wielce się zdziwił.

- No kartkówka z konfiguracji elektronów - odparłem. Nie wierzę że o tym zapomniał pan przecież z tysiąc razy o niej wspominał.

- Czyli? - Niemcy chciał dowiedzieć się o co mi chodzi. No debil.

- No z tego K L M itd. Tych takich kwadracików - wytłumaczyłem mu najprościej jak potrafiłem.

- Aaaa z tego to będzie łatwe - machnął ręką i uśmiechnął się.

Zapomniałem wspomnieć że nawet jeśli jesteśmy jedną klasą to i tak nie mamy wszystkich lekcji razem na przykład jak mamy inne rozszerzenia to jesteśmy w innych grupach ale niestety ja wybrałem te same co Niemiec w tym chemię więc jestem na niego skazany praktycznie cały dzień.

Wchodzimy do szkoły. "Karolinka" wydziera się na kogoś, współczuję mu. Później mieliśmy lekcje. Na chemii było bardzo łatwo. Napisałem to w 5 sekund. Ciekawiej zrobiło się na godzinie wychowawczej.

- Otrzymałam propozycję zielonej szkoły. Będziemy jechać nad jezioro. Zrobimy grę terenową i będziemy pływać łódkami, będziemy łowić raki i spacerować. Wycieczka trwać będzie 4 dni koszt to 450 zł. Zaraz puszczę listę i będziecie się wpisywać - ogłosiła nauczycielka i podała kartkę - celem wycieczki jest zintegrowanie się ze sobą. Telefonów nie będziecie używać.

Wszyscy westchnęli z niezadowoleniem. Mimo to dużo osób się zapisało. Kiedy kartka dotarła do mojej ławki zacząłem się wahać. Czy na pewno chcę wydawać pieniądze na karaluchy pod poduszką albo wpadnięcie do rzeki. Jak mój tata dowie się o tej wycieczce będzie koniecznie chciał żebym jechał. Dobra wpiszę się co najwyżej będę żałować...

- Wycieczka będzie od 26 do 29 września, a zakwaterowanie będzie w ośrodku. Jedzenie będzie zapewnione - dodała nauczycielka.

- To po co będziemy łowić jakieś raki? - spytał Holandia.

- W ramach zadania - odpowiedziała nauczycielka.

- Przecież to jest przemoc wobec zwierząt! - oburzyła się Estonia.

- Eee.. Wypuścimy je potem - nauczycielka zakłopotała się.

- Ale zwierzęta będą się męczyć - kłóciła się dalej Estonia.

Za Chiny nie będziemy przyjaciółmi! *Countryhumans*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz