Rozdział 9

94 7 12
                                    

Pov. Niemcy

Zawsze ciekawiło mnie jak uszczęśliwiać ludzi. Nie umiałem nigdy być empatyczny ani nikogo pocieszać. Często słyszałem że trzeba tego kogoś przytulić. Tylko co zrobić kiedy chcę pocieszyć osobę uczuloną na wszelki dotyk.

Te myśli nawiedzały mnie podczas gdy szliśmy chodnikiem po mieście. Polen dalej siąkał nosem wydawało mi się że płacze ale nie byłem pewien bo miał odwróconą głowę i założony kaptur. Nie rozumiem jak można ukrywać takie piękne włosy.

- Wiesz co, opowiem ci trochę o tym miejscu, do którego idziemy - zacząłem. On wzruszył na to ramionami. - Kiedy byłem dzieckiem a mój ojciec pracował mniej niż teraz często przychodziliśmy tam całą rodziną. Lichtenstein był wtedy takim małym kaszojadem zawsze rozrabiał, a mój starszy brat Austria zagadywał do wszystkich ludzi jakich napotkał i gadał do nich jakieś głupoty o samochodzikach. Teraz twierdzi że ma fobię społeczną i nie chce nawet pójść do Żabki.

Westchnąłem na te wspomnienia. Chętnie wróciłbym do tamtych beztroskich dni.

- Tak średnio obchodzą mnie twoje historie z dzieciństwa - powiedział z trudem Polen bo teraz już było ewidentnie widać że zaraz się popłacze. Nie wiedziałem co robić.

Przypomniałem sobie nagle o pluszowym misiu, którego dostałem kiedyś od takiej miłej pani. To długa historia kiedyś ją przytoczę. Wyciągnąłem z plecaka zabawkę. Był mały, wytarty, miał swoje lata i nosił masę wspomnień. Podałem go albo raczej wcisnąłem do ręki Polski.

Chłopak spojrzał na pluszaka i dalej nic nie mówił. Kilka dużych łez popłynęło po jego twarzy.

- Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać - powiedziałem widząc jego płacz. Wytarł łzy. I spojrzał na mnie. Jego turkusowe zeszklone oczy odbijały blask zachodzącego słońca. Wyglądał tak niewinnie.

- Do-dobrze zga-zgadłeś n-nie rozma- wiajmy o tym - powiedział przez płacz. Jest taki słodki.

Dotarliśmy wreszcie do miejsca docelowego. Była to mała kawiarenka. Polen przestał już płakać i tylko zaciskał tego misia.

- To jest najlepsze miejsce w całym mieście. I ceny są przyzwoite - powiedziałem z uśmiechem.

Pov. Polska

Teraz jakaś kawiarnia. Na całe szczęście było już dość późno więc nie było wielu klientów. Dobrze że nie jest tu tak nostalgicznie jak się obawiałem. Po tamtej retrospekcji Niemca przypomniałem sobie szczęśliwe dni w moim życiu spędzone z rodziną. Małą Litwę i małego Węgra jeżdżących na jakiejś karuzeli i mnie przyglądającego się im z daleka bo bałem się takich rzeczy jak kiedyś poszliśmy na wesołe miasteczko. I to dobiło mnie wtedy jeszcze bardziej, że jednak takich miłych wspomnień mam mniej od tych negatywnych.

Ale wracając do rzeczywistości. Znowu się rozpłakałem i to przy Niemcu. Wciąż nie wiem czy mogę mu ufać co jeśli wszystkim rozpowie i cała szkoła będzie się śmiać.

- Już się uspokoiłeś? - spytał. Ten jego uśmiech.

- Cały czas byłem spokojny - odpowiedziałem oburzony i przytuliłem misia do swojej klatki piersiowej.

Roześmiał się.

- Co chcesz zamówić? - spytał się German gdy skończył się śmiać.

Spojrzałem na ciastka, które były za szybą i prawie się od nich zwymiotowałem. Niedobrze robiło mi się na myśl o tej ilości cukru w każdym z nich.

- Nie mam apetytu. Mogę ewentualnie wziąć coś do picia - powiedziałem mu gdy stanęliśmy przy ladzie.

- Dzień dobry, co podać? - spytała się starsza pani, która miała nas obsłużyć - widzę Niemcy że kogoś przyprowadziłeś. Kolega, przyjaciel, chłopak?

Za Chiny nie będziemy przyjaciółmi! *Countryhumans*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz