11. Ktoś grozi Ci śmiercią. Nie dotarło to jeszcze do Ciebie?

14.1K 506 84
                                    

Złość, przerażenie czy może strach kierował mną kiedy przekraczałam próg celi mojego nowego więźnia? Można byłoby powiedzieć, że wszystko naraz.

Każda emocja w moim ciele postanowiła o sobie przypomnieć,
jak zwykle utrudniając mi życie. Trudno było określić czym były one spowodowane. Informacją którą przed chwilą usłyszałam czy chłopakiem stojącym przy żelaznej kracie.

Xavier Harrison.

Na pierwszy rzut oka nie wydawał się być groźny. Wyglądał zwyczajnie, czyli tak jak opisałabyś każdego spotkanego wcześniej na ulicy chłopaka.

Mógł być twoim sąsiadem, najlepszym przyjacielem a nawet kolegą z klasy.
Nic go nie odróżniało odemnie, mojego brata i innych ludzi. Brak tatuaży, brak szyderczego uśmiechu na twarzy, żadnej blizny.

Skinął w stronę mężczyzny stojącego jeszcze przez chwilę obok mnie a ten opuścił pomieszczenie, szybciej niż udało mi się to zauważyć.

Postanowiłam się zbliżyć, lecz nie zbyt blisko.Wciąż pozostawała między nami bezpieczna przestrzeń, której potrzebowałam najbardziej.

Uśmiechnął się lekko pod nosem, na co zareagowałam. Był przystojny ale jego uroda nie powalała na kolana. Tak jak wspominałam wcześniej,wyglądał zupełnie przeciętnie.

Typowy amerykanin. Wielkie niebieskie oczy, jasne włosy i szeroki uśmiech. Nie miał w sobie po prostu tego czegoś, co mogłoby go odróżnić od innych.

-Cześć - powiedział jako pierwszy.

-Cześć.

-Xavier - wyciągnął dłoń w stronę kraty, po czym śmiejąc się głośno cofnął ją w tył. - Ciągle się zapominam.

-Mia - przedstawiłam się z grzeczności, chociaż doskonale wiedziałam że wszystko już o mnie wie.

-Spodziewałem się Ciebie już wczoraj. Miałaś jakieś problemy z dotarciem?

-Zapomniałam.

-Oh, zapomniałaś? A to przypadkiem na studiach nie można o niczym zapominać ? -ponownie wybucha śmiechem, nie przestając się we mnie wpatrywać. Czuje się dość niezręcznie stojąc przed nim całkowicie obnażona. Przydałoby się tutaj jakieś krzesło, tak jak było to w celi Justina.

Myślami wracam do ostatniego dnia, kiedy to Justin otworzył się przede mną najbardziej. Widziałam wtedy w jego oczach coś dziwnego, coś zupełnie nowego.

Widziałam w nich wiarę. Patrzył na mnie tak jak gdybym była jego wybawieniem, jedyną nadzieją. Choć jak twierdził dawno ją stracił, wiedziałam że w głębi jego ciemnej, zniszczonej
i pokrzywdzonej duszy znajdowało się to co pragnęłam odnaleźć i przywrócić do życia.

Przychodzi mi to z wielką trudnością, samo myślenie o nim. Nie powinnam o nim myśleć, ale nie potrafię przestać a teraz na dodatek kiedy napisałam do niego list chcę wierzyć że mój plan się powiedzie.

-Możemy zaczynać jeżeli chcesz - obraz przed moimi oczami automatycznie się zmienia i znów wracam do zimnej celi, w której znajduje się z Xavierem. Chłopak przygląda mi się z zaciekawieniem, jak gdyby badał moją czujność i sprawdzał czy nie powinnam sama znaleźć się w zakładzie psychiatrycznym.

-Jasne - rzucam od niechcenia, wyciągając z tylniej kieszeni swoich spodni mały dyktafon. Jest to nowy dyktafon, ponieważ poprzedni został mi skradziony i ślad po nim przepadł.
-Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko jeżeli będę Cię nagrywać. Naprawdę nie mam czasu na spisywanie tego wszystkiego...

Worst NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz