Ilekroć powtarzałam sobie, że picie jest złe, że to już ostatni raz kiedy piję i tak zawsze następnego dnia kończyło się to, tą samą żałosną poranną historią. Czułam się jak wielbłąd na pustyni, który nie pił przez co najmniej tydzień. Poprawka. Jak odwodniony i uderzony przez meteoryt w głowę wielbłąd na pustyni, którego raził najmniejszy promyk światła.
Moje ciało stało się moim własnym piekłem. Kończyny odmawiały mi współpracy za każdy razem, kiedy próbowałam się podnieść a rozrywający moją czaszkę ból głowy paraliżował wszystko co było zdolne za to, że mogłabym pójść przynajmniej po szklankę wody o której teraz tak marzyłam.
Po raz kolejny wszechświat dał o sobie znać i zaśmiał mi się wprost w twarz krzycząc "Karma to suka." Rzeczywiście tak było, miałam to o co sama się prosiłam ze skutkami nieodwracalnymi. Nie pamiętam nawet jak znalazłam się we własnym łóżku bo wydawało mi się, że przed chwilą oślepiały mnie kolorowe lampy a moje gardło rozpalała tequilla.
Powrót do rzeczywistości mógł okazać się dla mnie zbyt trudny, biorąc pod uwagę to że wspomnienia z poprzedniego dnia przelatywały przed moimi oczami niczym stary, czarno biały film z przerwanej kliszy. Wydawało mi się, że coś pamiętam jednak z następnymi sekundami nie wiedziałam co jest rzeczywistością a tym co sobie wyobraziłam.
Jamie. Tak, jego powrót pamiętałam zbyt dobrze. Wciąż czułam na sobie jego wzrok i słyszałam donośny, głęboki głos dudniący w moich uszach. Pamiętam złość rosnącą w moim ciele, gdy razem z Jaxonem otoczyli mnie i próbowali zamknąć w ich własnej klatce. Zakończyło się to spektakularnym wyjściem z domu i poszukiwaniu celu, jakim okazał się pub oddalony dwie ulicę dalej.
To tylko ja byłam zdolna do wrzeszczenia na kogoś w jednej chwili a w drugiej do pozwolenia mu na "tylko" jeden kieliszek tequilli. Rzeczywiście był to jeden kieliszek, bo reszty nie pamiętam. A skoro ich nie pamiętam to z całą pewnością na jednym się nie skończyło.
Zapamiętać: zadzwonić do Jamiego po zajęciach i przeprosić za swoje pewnie paplające co popadnie i ledwo trzymające się na nogach oblicze.
Byłam zdenerwowana, bolała mnie głowa, serce zamieniło się w kołatkę od drzwi a moje dłonie wytwarzały rekordową ilość potu. A to wszystko tylko dlatego, że bałam się zmierzyć z realiami studiów. Bałam się przekroczyć progu audytorium, stanąć twarzą w twarz z przyjaciółmi i osobami, którymi nimi nie byli. A przede wszystkim byłam zmartwiona swoją pracą końcową, którą miałam dzisiaj osobiście wręczyć panu Davisowi. Nie była doskonała i co prawda nie była również skończona. Był to więc kawałek marnego wstępu i rozwinięcia w moim wykonaniu.
Nigdy nie pomyślałabym, że pociągnięcie klamki wielkich brązowych drzwi dół, przed którymi właśnie stałam przyniesie mi tyle trudu. Wpatrywałam się w nie jak na swojego oprawcę i nie przyjaciela a w rzeczywistości były tylko zwyczajnymi drzwiami prowadzącymi do mojej przyszłości.
Ostatni raz westchnęłam ciężko i pociągnęłam za klamkę. Ze spuszczona głową w dole zrobiłam pierwszy krok do środka a za nim kolejny, udając że wcale nie stałam się centrum zainteresowania około 50 par oczu. Nim jednak zdążyłam dotrzeć do miejsca, które zazwyczaj zajmowałam dotarły do mnie różnorodne głosy szepczące moje imię.
Uniosłam głowę w górę i jak na nieszczęście omal co nie wpadłam na swojego wykładowce, pana Davisa. Jego mina mówiła jedno, nie był zadowolony a to było co najmniej dziwne. Powinien cieszyć się, że wróciłam. W końcu pisał do mnie maila, że już nie może się doczekać kiedy wrócę na zajęcia.
-Mia!
Nawet nie zdążyłam się odwrócić i zareagować, kiedy zostałam brutalnie zaatakowana i omal nie przewrócona. Znane mi dobrze dwa piskliwe głosy piszczały mi do ucha mocno ściskając mnie od tyłu, gdy próbowałam nabrać powietrza.
CZYTASZ
Worst Nightmare
FanfictionMłoda studentka i dość nietypowy kierunek studiów. Dwu miesięczny pobyt w jednym z najgorszych zakładów karnych w całym stanie to nie marzenie każdej nastolatki. Miejsce przepełnione mordercami, gwałcicielami oraz przedstawicielami gangów. Jednak ni...