Spływające krople deszcze po szybie autobusu były jedyną rzeczą, która pozwalała mi choć przez chwile zapomnieć o tym co stało się zaledwie kilkanaście minut temu.
Po cichu liczyłam każdą spływającą łzę po moim policzku i porównywałam je do deszczu. Byłam jak deszcz . Szara, smutna, zupełnie nikomu nie potrzebna. Jednak coś nas różniło. Na niego reagował każdy, mojego płaczu nie słyszał nikt.
Owinełam się na fotelu szczelniej swetrem, próbując zakryć to co nosiłam teraz w swoim sercu. Chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemię, przepaść. Poczułam się zraniona i nie mówię tu o ciele.
Myślałam, że jest inny. Myślałam, że nie mógł ich skrzywdzić. Nie wierzyłam mu, lecz znalazł sposób na udowodnienie mi swojej sily. Bolesny sposób i niestety skuteczny.
Od momentu wyjścia z budynku, bałam się spojrzeć na swoją dłoń. Jego oczy, jego twarz... Momentalnie wszystko stawało mi przed oczami a ból wydawał się wciąż taki sam. Przyśpieszony oddech, szklane oczy, drżące dłonie oraz głosy w głosie nie pozwalały mi na jakąkolwiek chwilę odpoczynku.
Czułam się zagubiona wśród wszystkich. Nikt nie rozumiał mojej sytuacji, jednak każdy chciał poznać szczegóły. Ich zachowanie mnie irytowało. Zachowywali się jak gdyby nigdy nic się nie stało, jak gdyby dopiero co nie wyszli z piekła na ziemii.
Zastanawiało mnie jedno. Czy po tym wszystkim będę potrafiła znów znaleźć się z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu?
Ciekawe jednak jest to, że nikt nie reagował na mój krzyk. Dopiero po kilku minutach wreszcie przyszli mi z pomocą, jednak było już za późno. Za późno dla mnie i mojego ciała. Więc skoro teraz zareagowali z takim opóźnieniem czy następnym razem zdążą przybyć zanim skrzywdzi mnie jeszcze bardziej?
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i opowiedzieć wszystkim co tak naprawdę stało się w środku, jednak przyrzekłam że tego nie zrobię.
Po wyjściu z celi skierowano mnie do specjalego pomieszczenia gdzie czekał na mnie już mój wykładowca, kilkunastu strażników oraz lekarz.
Z początku byłam zupełnie zdezorientowana. Jedno przekrzykiwało drugie, nie pozwalając mi się skupić na odpowiedzi. I jeszcze założony w trakcie opatrunek, który przesuwał się w górę i w dół zachaczając o rane, powodował że co chwilę krzywiłam się z bólu.
Jednak nie jestem pewna czy to z powodu rany czy może ze słów wydobywających się z moich ust, czułam większy ból.
Odpowiadałam na każde z pytań, wymijająco. Nie chciałam wywoływać tych obrazów znów w swojej głowie. Potrzebowałam spokoju a nie kolejnych krzyków i stresu. Po dłuższej rozmowie ustaliliśmy, że będę koontyunować swoją pracę.
Tak właściwie to zostałam do tego zmuszona przez mojego wykładowce i swoją dumę. Właściwie to dlaczego w ogóle chciałam ją jeszcze ratować? Przecież i tak została w celi razem z nim.
Odebrał mi wszystko. Marzenia, odwagę, dumę, pewność siebie. Wszystko co mógł we mnie zniszczyć, zrobił to nie wachając się nawet przez chwilę. Nie byłam już dłużej tą samą osobą wchodząc do mieszkania, którą byłam kiedy z niego rano wychodziłam. Bałam się własnego cienia a każde skrzypnięcie podłogi przypominało mi o odgłosie łamanych kości chłopaka.
Powoli ściągnełam z siebie kurtkę oraz sweter, zwracając uwagę na słowa lekarza który kazał mi mi szczególnie uważać na nadgarstek i udałam się do kuchni. Zapach pozostawionego wcześniej przeze mnie jedzenia unosił się w powietrzu, powodując u mnie odruchy wymiotne. Chyba mój żołądek nigdy nie powróci do poprzedniego stanu po dzisiejszym dniu.
CZYTASZ
Worst Nightmare
FanfictionMłoda studentka i dość nietypowy kierunek studiów. Dwu miesięczny pobyt w jednym z najgorszych zakładów karnych w całym stanie to nie marzenie każdej nastolatki. Miejsce przepełnione mordercami, gwałcicielami oraz przedstawicielami gangów. Jednak ni...