*Justin's POV*
Minął dokładnie tydzień.
Tydzień to 7 dni pełnych nienawiści.
Tydzień to 168 godzin niekończącego się bólu.
To 10 080 minut wiecznego upokorzenia.
To również 604 800 sekund popełnionych błędów.
Dlatego postanowiłem w końcu wyjść z ukrycia.
Czas był moim największym wrogiem. Boleśnie upływał skazując mnie na swoją osobę i ciszę, która pastwiła się nade mną. Moje myśli krzyczały. Krzyczały tak głośno, że każdy wydobyty się przez nich dźwięk odbijał się na mojej psychice dwa razy mocniej niż kiedykolwiek. Miałem dość przebywania ze sobą pośród czterech ścian 24 godziny każdego dnia.
Wyjechałem daleko, jak najdalej tylko się dało. Uciekałem przed rzeczywistością jak tchórz. Uciekałem bo tylko to mi pozostało. Musiałem to zrobić. W tamtej chwili liczyło się tylko to aby zapaść się pod ziemie, znaleźć czas dla siebie, zrozumieć i nauczyć się żyć na nowo z prawdą. Musiałem to zrobić dla dobra swojego jak i również innych.
Zajęło mi to dłuższą chwilę, może nawet kilkanaście godzin żeby zrozumieć, że krzyk ani ciągłe zadawanie sobie bólu w niczym mi nie pomoże. Zająłem się więc naprawianiem nie siebie ale tego co zdążyłem już wcześniej zniszczyć.
Pożerane żywcem przeze mnie kłamstwa przez wiele lat gromadziły się i rosły w siłę niczym grube pnie drzew, żeby na końcu swojego żywota zwalić się z całym swoim ciężarem na leżącą gdzieś na dole moją osobę. Nawet przez chwilę, kiedy byłem w najgorszych momentach swojego życia nie wyobrażałem sobie, że będę przeżywał coś tak niewiarygodnie krzywdzącego. Byłem upokarzany wielokrotnie, bity, wyśmiewany ale nigdy tak znieważony.
Wyobraźcie sobie jak ciężkie musi być życie w fikcyjnej rzeczywistości. Chociaż właściwie nie było ciężkie. Wierzyłem w to co miałem uwierzyć, nie było dla mnie wtedy innej rzeczywistości. Istniał dla mnie tylko świat, w którym zabiłem swoją całą rodzinę i podobało mi się to. Zachowywałem się jak gdyby to wszystko w co wierzyłem sprawiało mi przyjemność.
W tej sytuacji stawiałem przed sobą tylko i wyłącznie znaki zapytania. Czy faktycznie spodobałoby mi się morderstwo swojej rodziny? Czy mógłbym być zdolny do takiego czynu? A może naprawdę to zrobiłem ale moja świadomość ponownie chce żebym uwierzył w coś innego niż powinienem.
Moja ucieczka skończyła się 12 godzinną drogą do Denver. Za nim jednak wyjechałem musiałem zatuszować ponownie swoją tożsamość. Nie ukrywam było to dość uciążliwe. Od momentu w którym "umarłem" farbowałem włosy już jakiś 3 raz a i tak za każdym razem farba nie potrafiła pokryć moich wszystkich włosów.
Jak się okazało gówniana, najtańsza farba pokryła dosłownie każdy włos z koloru brązu na święcącą w nocy platynę. Nie potrafiłem się przyzwyczaić do swojego nowego wyglądu przez kolejne dni, jednak lepsze to niż żeby jakiś idiota mnie rozpoznał.
W Denver życie toczyło się zupełnie inaczej niż w Tucson. Energia przepełniała tutaj dosłownie każdego a noc tętniła kolorowymi światłami i pachniała jak whisky i cola. Wysokie biurowce drapały się w górę aż po same chmury a mężczyźni w garniturach w towarzystwie pięknych kobiet pędzili do swoich prac.
Zazdrościłem im takiego życia. Wiedziałem, że moje już nigdy tak nie będzie wyglądać. Nigdy nie będę szanowaną osobą publiczną, nigdy nie będę mieszkał w nowoczesnym centrum, które nie wygląda jak Tucson i nie będę przechadzał się w garniturze po ulicy w towarzystwie wysokiej brunetki.
CZYTASZ
Worst Nightmare
FanficMłoda studentka i dość nietypowy kierunek studiów. Dwu miesięczny pobyt w jednym z najgorszych zakładów karnych w całym stanie to nie marzenie każdej nastolatki. Miejsce przepełnione mordercami, gwałcicielami oraz przedstawicielami gangów. Jednak ni...