*Justin's POV*
Siedząc na zimnej ziemi, trzymałem kurczowo w swoich ramionach zagubioną i bezradną dziewczynę, która jeszcze nie była świadoma tego co niedługo nadejdzie. Nie mogłem jej pomóc, tym nie razem nie udałoby mi się to. Nie potrafiłem przed nią wyznać, że byłem zaniepokojony tym co się działo w okół nas. Nie chciałem aby była bardziej przerażona niż zawsze. Musiałem pozostać dla niej wciąż tym samym wzorem nieustraszonego chłopaka, którego poznała dawno temu.
Nie mogłem przyznać się do tego, że zaczynam obawiać się bardziej o nasze życia niż zwykle. Jedyne co mogłem zrobić to trzymać ją mocno i całować aby chociaż przez chwilę uśmierzyć jej cierpienia jakie sobie gotowała myśląc nad teoriami spiskowymi. Wyglądała tak śmiesznie, kiedy marszczyła czoło a jedna z idealnie wyregulowanych brwi, unosiła się w górę jak gdyby stanowiła zupełnie osobną część jej ciała. Przyglądałem się jej skupieniu ale nie próbowałem nawiązać rozmowy. Nie miałem nic innego do powiedzenia a gdybym spróbował ją rozśmieszyć wyszedłby na idiotę. Sprawa wymagała powagi a nie głupich żartów.
Oboje wpatrywaliśmy się w jakiś konkretny punkt przed siebie, wsłuchując się odgłosy ulicy i swoje głośne oddechy. Lubiłem tą błogą ciszę między nami, doceniałem to że możemy tak po prostu tu siedzieć i nie rozmawiając rozumieć się całkowicie w stu procentach. Nie potrzebowałem słyszeć jej głosu, żeby wiedzieć że jest przejęta. I choć może to trochę nie przyzwoite ani nie odpowiednie w tej chwili, to przypominałem sobie kiedy cichutko pieściła moje uszy swoim jękiem.
Ciężko było mi rozmawiać o takich rzeczach, w szczególności że był jej to pierwszy raz. Nawet nie spytałem czy jej się podobało. Byłem zbyt przejęty samą jej obecnością, że zapominałem o najważniejszych rzeczach. A co jeśli jej się nie podobało? W sumie to możliwe, chociaż przysiągłbym że ostatnie minuty naszego stosunku były dla niej wyjątkowo przyjemne.
-Muszę pogadać z Xavierem.
Wyrwany ze swoich myśli, musiałem się mentalnie uderzyć w twarz żeby za bardzo nie dać się ponieść swojej wyobraźni, kiedy Mia poruszyła się na moich kolanach.
-Zwariowałaś? - odsuwam ją lekko od siebie, żeby móc spojrzeć w jej oczy. -Nie wpuszczą cię, poza tym nie wiadomo czy nawet się obudził.
-Chcę spróbować jeszcze raz a ty idziesz ze mną -powiedziała, bawiąc się dziurą w moich spodniach. -Ten chłopak może być naszą jedyną szansą. Myślisz, że dlaczego teraz leży w szpitalu?
-Nie zaprzeczam ale nie uważam, że to po prostu dobry pomysł.
-Jak chcesz to siedź tutaj i czekaj aż ta sama osoba przyjdzie po ciebie żeby cię zabić.
Dlaczego zawsze ostatnie słowo musiało należeć do niej? Oboje byliśmy uparci, to fakt ale czasami czułem się jak małe dziecko, kiedy stawiała na swoim zupełnie mnie nie słuchając. Przeciwstawiała się mojej naturze całkowitego kontrolera. Tak nie mogło dalej być.
-A co jeśli któryś z policjantów mnie rozpozna? Pomyślałaś o tym?
Właściwie to nawet ja o tym nie myślałem. Postąpiłem całkowicie bezmyślni przyjeżdżając do szpitala ale kiedy tylko dowiedziałem się, że Mii mogło się coś stać mój mózg automatycznie przestał funkcjonować. Jak dziecko rzuciłem wszystko i popędziłem tam gdzie powinien być. Nie wiem dlaczego ale odczuwałem potrzebę opiekowania się nią, dbania o jej bezpieczeństwa. Ciążyła na mnie odpowiedzialność za jej życie.
-Nikt cię nie rozpozna. Wszyscy są zajęci czymś innym więc nawet nie zwrócą na ciebie uwagi -przewróciła oczami w sposób jak gdyby rzeczywiście była tego pewna, że nikt nie będzie próbował mnie rozpoznać.
CZYTASZ
Worst Nightmare
FanficMłoda studentka i dość nietypowy kierunek studiów. Dwu miesięczny pobyt w jednym z najgorszych zakładów karnych w całym stanie to nie marzenie każdej nastolatki. Miejsce przepełnione mordercami, gwałcicielami oraz przedstawicielami gangów. Jednak ni...