12. Raz dwa trzy giniesz ty.

12.6K 523 103
                                    

-Dobrze, więc po grzeczności opowie nam Pani jak dokładnie doszło do okoliczności w której przekazany został Panu Bieberowi gryps lub zrobimy w to inny sposób.

Pokręciłam głową po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny.

Pustą, więzienną przestrzeń wypełniali wysocy napakowani mężczyźni a wśród nich niziutki w krawacie, który siedział naprzeciwko mnie przy starym drewnianym stoliku.

Przymglona żarówka, mrugało co kilka sekund co zwiastowało się jej zepsuciem. Powietrze było gęste a mój oddech przyśpieszony, przez co nie potrafiłam uspokoić drżących dłoni które nakrywały moje zdarte przez upadek kolana.

Wpatrujący się we mnie mężczyźni nie pozostawali dłużni. Podeszli do mnie łapiąc jak wcześniej za ramiona i unieśli mnie w górę. Popatrzyli na tego niskiego, na co on jedynie głośno się roześmiał.

-Chcę rozmawiać ze swoim ojcem - wysyczałam przez zęby, nie przez to że naprawdę chciałam z nim rozmawiać, tylko dlatego że trzymali mnie tak mocno jak gdybym miała im zaraz uciec.

-Mamy przed sobą grubą rybę, panowie - uśmiechnął się prześmiewczo w stronę dwóch mięśniaków -Córeczka tatusia, jedna z najlepszych studentek. Wyobrażacie sobie to? Pewnie nas pozwie za to.

-Nikt was za to nie będzie pozywał, jeżeli mnie puścicie.

-Słoneczko, niestety jak widzisz twojego tatusia tutaj nie ma a my wciąż nie znamy prawdy. Więc albo zaczniesz śpiewać albo znajdziemy ci celę dokładnie obok Twojego bohatera, przez którego właśnie tutaj się znajdujesz - szepnął mi do ucha, strażnik który stał po mojej prawej.

-Mówiłam wam już, że nic takiego nie zrobiłam! - krzyknęłam, próbując wyrwać się z objęć na co oni jeszcze bardziej mnie ścisnęli. - To musi być jakaś pomyłka!

-Jaka pomyłka, panno Sheeran? Doskonale znam treść grypsu a pan Bieber sam nam potwierdził, że dostał to od pani. Więc jak niby mogłaby to być pomyłka?

-Nigdy nie zrobiłam czegoś takiego! Ma pan w ogóle dowód na to, że to ja? Proszę was, powiedział wam to więzień który zabił własną rodzinę i teraz mu nagle wierzycie? Ten człowiek jest niezrównoważony! - krzyczałam aż w końcu dwójka pachołków odsunęła się ode mnie i pozwoliła mi na swobodne poruszanie się.

Odwróciłam się w stronę lustra weneckiego i podbiegłam do niego, uderzając w nie mocno pięścią. Odrazu zaklnęłam pod nosem, wyrzucając wiązankę ciężkich przekleństw których nigdy nie zdarzyło mi się użyć w życiu.

Wiedziałam doskonale, że za cienką powierzchnią znajduję się jeszcze kilkanaście innych osób tylko czekających na to aż się przyznam do swojego czynu.

Ale nie zamierzałam tego zrobić.

Byłam całkowicie oszołomiona od ponad trzech godzin, kiedy to w okół moich nadgarstków zamiast święcących dodatków znalazły się metalowe kajdanki. Z początku nic do mnie nie docierało, marzyłam o tym aby podróż radiowozem z eskortą kilkunastu policjantów okazała się tylko snem.

Potraktowano mnie gorzej niż jakiegoś zabójcę. Nikt nawet nie starał się odpowiedzieć na moje pytania. Ignorowano mnie i grożono, że jeżeli będę jeszcze mówić sprawią że nigdy nie wydostanę się na wolność.

Próbowałam zachować spokój ale nic nie działało. Myśli w mojej głowię gromadziły się z sekundy na sekundy a nienawiść do Justina Biebera, nie miała już granic.

Zrobił to po raz kolejny.

Zniszczył mnie i doskonale wiedział co robił.

Byłam taka naiwna, wierząc w to że uda mi się może mu pomóc.

Worst NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz