16. Czy jest zbyt późno, aby powiedzieć przepraszam?

10.3K 471 456
                                    

Płytkie oddechy, skryte spojrzenia i wdzięczna cisza. Karuzelą stała się rzeczywistość a ja na niej małą przestraszoną dziewczynką, pragnącą zejść i wtulić się w ramiona ojca. Jak bezpiecznej przystani próbowałam uczepić się stojącej obok mnie bliskiej osoby ale ona postanowiła zrezygnować ze spokojnej wody i zmuszona zapragnęła zagłębiać się na głębszych, bardziej niebezpiecznych wodach.

Potrzeba bezpieczeństwa była zbyt dużym wymaganiem w aktualnej sytuacji. Wiedziałam, że nigdy już go tego nie odczuje, nawet jeśli miałabym zniknąć z powierzchni ziemi.

Powietrze stało się duszne, zaciskało moje gardło niczym zawiązana w okół niego gruba pętla ciężkiego sznura.

Cienie wyrastającego spod jego postaci otuliły moje ciało ciągnąć je znów w dół, tam gdzie ostatnim razem mnie pozostawiły.

Dumny uśmiech i emanujące czernią oczy działały na mnie w nie wytłumaczalny sposób. Nawoływały do bitwy. Do kontynuacji tego czego nie zakończyliśmy ostatnim razem.

Niestety moja naruszona zbroja nie była wstanie poskładać się na nowa, zbyt mało czasu upłynęło odkąd głęboko wbite w nią sztylety zostały wyciągnięte.

I mimo chaosu panującego w okół, pozostawaliśmy nie wzruszeni. Tak jak gdyby czas zatrzymał się dla nas, jak gdyby próbował wytłumaczyć mi jakie wyzwanie zostało rzucone mi ponownie przed twarz.

Dopiero teraz miałam szanse bardziej mu się przyjrzeć. Nie wiem czy określenie tego, że wygląda lepiej po śmierci jest na miejscu ale faktycznie tak się stało.

Kiedyś wiecznie postawiona w górę grzywka została opuszczona na dół, urosła a co więcej zmieniła kolor.

Pojedyncze kosmyki jasnego blondu przysłaniały mu połowę twarzy i nie mogłam stwierdzić czy pasował mu ten kolor czy nie. W każdym bądź razie wyglądał inaczej. I chyba mi się to podobało.

Zastanawiała mnie kwestia jego ubrań, choć kiedy dłużej nad tym pomyślałam doskonale znałam tą garderobę.

Należała do Jaxona. Czarna bluza z logiem L.A Lakers którą podarował Jaxonowi mój ojciec na 10 urodziny, była jego ulubioną. Nigdy się z nią nie rozstawał. 

-Zazwyczaj lubię, kiedy dziewczyny pożerają mnie wzrokiem ale chyba nie lubię twojego spojrzenia w tym momencie, Mia. Ty mną gardzisz.

Unoszę głowę i próbuję szybko zasłonić się włosami aby ukryć swoje zażenowanie. Wcale nie pożerałam go wzrokiem. Ale gardzić, gardziłam z całej siły.

-W takim razie wszystko jest na porządku dziennym i nic się nie zmieniło - rzucam chłodno i wreszcie odrywam stopy i opanowanym krokiem podążam do kuchni.

Ciężkie decyzje spadły na mnie niczym grom z nieba, uziemiając mnie całkowicie.

Jeżeli teraz powiem policji, że Justin żyje będą chcieli się dowiedzieć kto mu pomógł to zaplanować. A osoba, która w tej chwili zrzucała broń z kanapy na ziemie była w to zamieszana.

Dlaczego każda decyzja którą chciałam podjąć musiała być powiązana w konsekwencjami? Dlaczego wszystko co robiłam musiało sprowadzać się do złych rzeczy a kończyć na jeszcze gorszych.

-Jej chyba naprawdę odjebało. Zamierza zmywać naczynia, kiedy stoję w jej domu pełnym mojej broni? - pyta Jaxona, kiedy staję przed zlewem.

Przyglądam się przez chwilę resztką jedzenia na moich białych porcelanowych talerzach i powoli czuję jak krew zaczyna we mnie się gotować. Nóż który znajduję się nagle w mojej dłoni potwierdza to jak bardzo jestem wściekła.

Worst NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz