17. To tylko kwestia czasu

10.5K 533 305
                                    

*JUSTIN'S POV*

Pierwsze kroki były
najtrudniejsze. Zazwyczaj zawsze były.

Żeby dotrzeć do czegoś wielkiego, trzeba poświęcić swój czas oraz chęci.

Odrzucić zaprzeczenie, nauczyć się podstaw, zupełnie jak małe dziecko. Poznawać na nowo pewne kwestie, widzieć sprawy w innym niż dotąd świetle a przede wszystkim zrozumieć.

Tak i ja uczyłem się każdego dnia, od miesiąca skruchy. Nie należało to do najłatwiejszych rzeczy. Można by powiedzieć, że samo zabójstwo nie okazało się dla mnie tak trudne, jak to co zamierzałem zrobić.

Nigdy nie przypuszczałem, że może do tego dojść.

To nigdy nie było w planach. Surowa maska na mojej twarzy nie miała skruszyć się w tak łatwy i bezczelny sposób. Moje mury miały trwać i drapać chmury.

Miałem być niezniszczalny, potężny niczym huragan przechodzący przez środek miasta i niszczący wszystko w okół.

A jednak stałem teraz pod drzwiami domu od którego wszystko się zaczęło i niczym wyrzucony na ląd rozbitek prosiłem o zlitowanie się nad moją już martwą duszą. Budynek w opłakanym stanie zdawał się nie osądzać. Tak jak gdyby wszystkie wyrządzone czyny zdawały się zniknąć.

To tu właśnie dorastałem, wychowałem się i doznałem zdrady.

To tu narodziła się przemoc
a pierwsze jej objawy miały miejsce już w najmłodszych latach.

Czy dom nie powinien zwiastować pełnego miłości miejsca?
Czy to nie właśnie tam wraca się aby otrzymać wsparcie i usłyszeć, że nie jesteś taki zły za jakiego cię uważają?

Zazdrościłem każdemu kto mógł tego doświadczyć bo ja nigdy nie mogłem otrzymać takiego przywileju.

-Znowu masz jakiś problem?
Naucz się w takim razie jakoś go rozwiązać - mówili.

Posłuchałem ich.

Zrobiłem co należało, aby przetrwać.

Z dnia na dzień stawałem się coraz bardziej samodzielny.
Z pierwszymi problemami w szkole radziłem sobie sam.

Każdy spór rozwiązywany był bójką
i kończył się ciemnym sińcem pod okiem, zamiast wizyty u dyrektora.

Wyobraźcie sobie 7 letniego chłopczyka wracającego do domu
z największą śliwą pod okiem
i świstkiem papieru z jego najlepszą oceną w dłoni, tą nieukrywaną radość i szeroki uśmiech mimo bólu.

Czy kogoś to obchodziło? Skądże.

Wszystko dało się jakoś załatwić, nawet brak zainteresowania ze strony rodziców i nauczycieli aż do czasu, kiedy ogrom problemów spadł na moje ramiona, niczym ciężki worek spychając mnie na dół.

Narkotyki były tu czymś co stanowiło jedyną deskę ratunku.

W ten właśnie sposób do mojego życia wkroczyła najgorsza ze wszystkich, agresja. Narkotyki otworzyły przede mną wspaniały świat, mówiąc że nie muszę się już niczego bać.

Że wszystkie sprawy z przeszłości da się załatwić teraz. Że możesz przestać myśleć, choć na kilka chwil i czerpać z tego przyjemność.

Narkotyki, alkohol i wszystkie twoje problemy znikną.

To właśnie słyszałem za każdym razem, kiedy miałem problem.
A rodzina przecież kazała mi sama nauczyć się rozwiązywać problemy, więc zaczynałem je rozwiązywać
po swojemu.

Worst NightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz