Rozdział 7

3.5K 158 52
                                    

Reuven

         Minęła trzecia godzina od dostarczenia przesyłki do mieszkania 69, a telefon wciąż intensywnie milczał. Moje myśli zaczynały odpierdalać. Zdałem sobie sprawę, że od kilku jebanych kwadransów, stukam ciągle po ekranie swojego Iphona, by zerknąć czy przypadkiem nie dostałem jakiejś wiadomości.

         Pomasowałem skronie i przymykając powieki, odchyliłem głowę na zagłówek fotela. Definitywnie to nie był dobry dzień na pisanie książki. Wkurzony zamknąłem klapę laptopa bo i tak od dłuższego czasu patrzyła na mnie tylko pusta biała kartka w Wordzie.

         Bloom z Winx co ty ze mną robisz?!

         Jeszcze nigdy tak długo nie czekałem na nic. Miałem nadzieję, że ta kobieta tylko ćwiczyła moją cierpliwość. Kuźwa! Jaka laska nie skorzystałaby z okazji aby napisać na mój prywatny numer?

         No tak. Szanowna Królowa Sarkazmu z mieszkania 69 w Austin.

         Głośno westchnąłem, po czym zmrużyłem oczy, wystawiając twarz do bladych promieni słonecznych, prześwitujących przez niedomknięte żaluzje w oknie balkonowym.

         W moich myślach zakręcił się obraz zgrabnego tyłka w szarych dresach. Ciemnoniebieskie oczy patrzyły z nikłym zainteresowaniem przed siebie, a pulchne usta bluzgały sarkazmem. Była totalnie inna niż wszystkie kobiety, które poznałem. No oprócz Rose. Chociaż... i tak potem okazała się taka sama jak wszystkie.

         Potrząsnąłem głową i natychmiast otworzyłem oczy, kiedy telefon wydał charakterystyczną melodię. Popatrzyłem na ekran. Kurwa! Jebane reklamy! Cisnąłem telefon o łóżko i wstałem z fotela aby nerwowo przejść kilka razy po pokoju.

         Co się ze mną odpierdala?!

         Z zaciśniętą szczęką ubrałem czarną marynarkę i skierowałem się w stronę drzwi. Jednak, kiedy już miałem nacisnąć klamkę, wróciłem się i odnalazłem telefon w białej pościeli.

         Po paru minutach pojawiłem się w barze hotelowym. Przystanąłem przy hebanowej ladzie i mignąłem na barmana. Blondyn odstawił białą ścierkę, którą polerował kieliszki do czerwonego wina i leniwym krokiem podszedł do mnie.

- Co podać? - zaćwierkotał chłopięcym głosem. Zmarszczyłem brwi. Ten gość ewidentnie był przed mutacją.

- Bezalkoholowe Mojito - warknąłem, chyba zbyt ostro ale każda komórka w moim organizmie ziała wkurwieniem.

         Oparłem łokcie o ladę i lekko nachyliłem się do przodu. Westchnąłem głęboko i przejechałem wzrokiem po kolorowych trunkach.  

- Równie dobrze wystarczyłaby ci woda z wyciśniętą limonką - usłyszałem kobiecy głos tuż obok siebie.

         Zmarszczyłem brwi i bardzo wolno odwróciłem głowę w stronę towarzyszki. Moim oczom ukazała się tleniona blondynka koło czterdziestki. Miała na sobie elegancką dopasowaną czerwoną sukienkę z głębokim dekoltem. Na sekundę zanurkowałem w nim. Tylko kretyn by tego nie zrobił.

- Słucham? To do mnie? - zapytałem, prostując swoje plecy. Szczerze to nie miałem ochoty na rozmowę z kimkolwiek.

- Drink bez alkoholu? - Podniosła wysoko brew. Położyła prawą nogę na swoje lewe kolano, przez co jej czarna koronka z pończoch była widoczna przez głębokie  rozcięcie. Wiedziałem, że zrobiła to specjalnie. - Błagam, szanujmy się - parsknęła i dopiła swoje Red Jager Sour. Po kilku sekundach popatrzyła do środka szklanki i potrząsnęła nią, jakby chciała z tańczącego w niej plastra cytryny wykrzesać ostatnie krople. Przystawiła znów kieliszek do ust.

Po prostu ideał [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz