Rozdział 44

2.8K 150 23
                                    

Bloom

- Bloom... - Joe podrapał swoją skroń i wnętrzem prawej dłoni potarł kierownice. Z lekko skrzywionymi kącikami ust, zastanawiał się nad czymś. Próbował się do mnie uśmiechnąć, jednak na marne. - To był tylko głupi żart, on nie chciał...

         Prychnęłam na te słowa i wlepiłam w niego zapłakane spojrzenie.

- Mam w to uwierzyć? - Pociągnęłam nosem i wytarłam swoje policzki, na których znów zawitały gorzkie łzy. Zapach wnętrza samochodu mężczyzny przypominał mi Frosta. Wkurwiało mnie to niemiłosiernie. - Kurwa - parsknęłam do siebie, przenosząc wzrok na rząd aut na parkingu. - Jaka jestem głupia.

- Bloom, nie jesteś. - Odwrócił ciało w moją stronę. Zaczął gestykulować dłońmi, ale chyba zabrakło mu słów na wytłumaczenie tego wszystkiego, co zadziało się w ostatnich dniach. Westchnął głośno, wypuszczając z ust fale powietrza. - Po prostu... Reuven ostatnio nie jest sobą.

- Mam w dupie kim jest - rzuciłam ostro. Czułam, że moje popuchnięte oczy zaczynają coraz mocniej szczypać. Zamrugałam instynktownie, po czym je przetarłam palcami.

- Wiem, że cię zranił, ale on po prostu miał kryzys...

- Kryzys, gdzie zakładał się o każdą dupę, którą przeleci? - Moja dosadność zbiła go po pysku. Totalnie zaskoczony moją bezpośredniością zamilkł i spuścił wzrok na swój płaszcz, który zapewne kosztował więcej, niż moja miesięczna wypłata. - Dzięki za podwózkę. Trzydzieści dolców wystarczy? - Otworzyłam torebkę w celu znalezienia portfela.

- Bloom, nie wygłupiaj się! - Dotknął moich palców, na co natychmiast się wzdrygnęłam. Zauważył to i zabrał ręce jak oparzony.

- Przepraszam - wychrypiał i przeniósł wzrok przed siebie.

- Dzięki. - Odpięłam pas i wyszłam z auta. Joe zrobił to samo. Spotkaliśmy się przed maską samochodu.

- Jakbyś czegoś potrzebowała... - Przerwał, kiedy zobaczył moje chłodne spojrzenie. Włożył ręce do kieszeni i posłał mi ciepły uśmiech, którego nie odwzajemniłam.

- Dzięki, ale jedyne czego obecnie potrzebuje moje ciało to trumny, jak znasz jakieś zakłady pogrzebowe, daj znać. - Rzuciłam kpiąco i mignęłam ręką na pożegnanie, po czym ruszyłam w stronę lotniska.

         Chwilę przed otwarciem drzwi do budynku, odwróciłam się do tyłu, upewniając się, że mężczyzna nie depcze mi po piętach. Jednak nadal stał przy swoim wielkim czarnym suvem, ale już nie był sam. Zmrużyłam oczy, wytężając wzrok. Dziewczyna z długimi blond włosami i z rozpiętym popielatym płaszczem stała naprzeciwko niego i wymachiwała wolną ręką. W drugiej dłoni trzymała rączkę od wózka dziecięcego. Wyglądała na zdenerwowaną, ale nie zastanawiając się nad tym, wyminęłam grupkę nastolatków i weszłam do środka.

         Na zakup biletu powrotnego do Austin wydałam praktycznie większość pieniędzy, które miałam na koncie. Nie przypuszczałam, że potrafią być ta kurewsko drogie w ostatniej chwili. W międzyczasie na mój telefon dobijał się Frost, zostawiając masę wiadomości, połączeń i nagrań na poczcie głosowej. Wkurzona jego zachowaniem, wyłączyłam urządzenie i wrzuciłam go do torebki.

         Kiedy wchodziłam na pokład samolotu, byłam totalnie wyprana z emocji. Moja dusza była bardziej zraniona i dotknięta niż mój strach, związany z lotem. Odnalazłam swoje miejsce i z przyciśniętą głową do fotela,  próbowałam zasnąć. Jednak wspomnienia związane z Reuvenem były na tyle intensywne, że pojawiał się za każdym razem, gdy tylko zamykałam oczy.

Po prostu ideał [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz