Rozdział 51

2.8K 159 25
                                    

Coraz bliżej końca...

Reuven

- Stary, czy to... - zawahał się Joe, po czym zassał powietrze, powodując złudne poczucie winy w moich myślach. - Kurwa, Reuven. Nie wierzę.

Przewróciłem oczami, przechylając głowę do tyłu i opadłem na kanapę w salonie. Od tygodnia większość pracowników w wydawnictwie nie dawała mi spokoju, próbując mi przekazać, że wydanie romansu pod moim nazwiskiem, jest totalnie chujowym pomysłem.

Rzuciłem telefon o szklany blat stolika przed sobą i wcisnąłem głośnomówiący. Wyrzuty sumienia mojej nierozsądnej decyzji nie dawały mi spokoju.

Co mnie opętało?

Miłość Frost.

Oparłem łokcie o kolana, marszcząc czoło w totalnej złości. Pokręciłem energicznie głową i nagle poczułem nieopisane zmęczenie w ciele. Przytuliłem plecy o oparcie miękkiej sofy i wypuściłem z ust głośne westchnienie.

- Jeśli dzwonisz i pytasz, czy to prawda, to... Tak, to prawda - wycharczałem niskim głosem. Czułem, jak rękawy koszulki zrobiły się zbyt ciasne od napiętych mięśni.

- Ja pierdole - parsknął przyjaciel i zaszurał długopisem. - Myślałem, że prędzej cię zobaczę w stroju pawia w jakimś twoim komiksie niż...

- Nie nabijaj się Joe... - przerwałem mu szybko. Przesunąłem gołą stopą po drewnianej podłodze, czując dziwne dreszcze wstydu. - Pisałem ci, że to dla mnie ważne - warknąłem. Moje dziurki od nosa lekko się poszerzyły od szybszego oddechu.

W słuchawce zapadła kilkusekundowa cisza. Mogłem sobie tylko wyobrazić, jak Joe nerwowo kreślił szlaczki na jakieś już mocno zabazgranej kartce.

- To dla niej, prawda? - zdobył się na pytanie, które zapewne już od dłuższego czasu zaprzątało mu głowę.

Omiotłem językiem wargi i wziąłem głęboki wdech. Postukałem palcami o puchowy materiał kanapy i wypuściłem nagromadzone powietrze w płucach.

- Tak - wydusiłem z siebie nieco zawstydzonym głosem.

Usłyszałem, że przełknął ślinę, po czym cmoknął ustami. Wypuścił z ust dziwny pomruk, którym zapewne bronił się przed odpowiedzią bądź szukał słów, które mógłby z siebie wydobyć. Postawiłem przeczekać, bo nie miałem nic więcej do powiedzenia.

- Reuven... - zaczął. Słyszałem, jak wstał z fotela, a jego wypastowane buty zaskrzypiały na płytkach w jego gabinecie. Zapewne przemierzał drogę z biurka do wysokich okien, które miały idealny widok na zatokę Massachusetts. - Znam cię od dzieciaka i wiem, że nawet byłbyś w stanie zdobyć gwiazdkę z nieba, gdyby była taka konieczność, żeby zdobyć serce laski, na której ci zależy. I... Nie nabijam się. Po prostu... Wiem, że... - Potarł swoje dłonie. - Kochasz ją i zrobisz dla niej wszystko.

Westchnąłem i podrapałem nerwowo swój kark. Zrobiłem to chyba zbyt mocno, bo poczułem ból.

- Aż tak to widać? - burknąłem cicho, zwijając swoje palce w pięści.

- Tak - przytaknął bez ogródek. - Więc chłopie, nie każ jej długo czekać.

Podniosłem oczy do góry, wbijając wzrok w biały sufit. Z ust wyparował mi zakłopotany jęk, który niósł się po pustym mieszkaniu. Kurewsko pragnąłem, aby znów w nim była roześmiana Bloom.

- Rozmawiałem z nią... - zdobyłem się na wyznanie. Poczułem dziwne ukłucie w sercu, którego nie potrafiłem opisać słowami.

- I? - dociekał Joe.

Po prostu ideał [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz