210. Wyścig z czasem

182 17 11
                                    

Dowódca strażaków od razu skierował się na trzecie piętro, a ja udałem się za nim. W budynku było bardzo ciemno i praktycznie nic nie było widać. W końcu weszliśmy na trzecie piętro i skręciliśmy w jedną stronę. W oddali zobaczyłem zarysy strażaków w nikłym świetle latarki. Gdy podszedłem tam, zobaczyłem leżącą na ziemi, nieruchomą postać. Od razu przy niej uklęknąłem. Kobieta leżała na brzuchu, a twarz miała skierowaną do ziemi. W nikłym świetle latarki zobaczyłem, że całe jej ubranie jest prawie czarne. Zrobiłem jej urazówkę. Odetchnąłem z ulgą, czując, że kręgosłup ma cały. Stabilizując jej głowę z pomocą Piotrka, obróciliśmy ją na plecy. Momentalnie pochyliłem się nad nią i sprawdziłem, czy oddycha. Z początku nic nie wyczułem, przez co prawie stanęło mi serce, jednak po chwili wyczułem słaby, urywany oddech. Ulżyło mi trochę.
- ,,Doktorze, oddycha?!" - zapytał wystraszony Piotrek.
- ,,Tak. Słabo, ale oddycha." - odparłem.
- ,,Może zabieramy ją do karetki? Bo tu nic nie widać." - zapytał Kuba.
- ,,Tak, daj kołnierz."
Kuba podał mi kołnierz, a ja założyłem go Ance. Po tym przełożyliśmy ją na deskę, zapięliśmy i ostrożnie znieśliśmy po schodach na parter, a następnie wynieśliśmy na zewnątrz i zabraliśmy do karetki. Ratownicy przełożyli ją na nosze i zabezpieczyli do transportu. Po tym wreszcie mogłem ją dokładnie zbadać.
Spojrzałem na jej bladą twarz. Cała jej twarz i włosy były pokryte popiołem. Z ust i czoła sączyła jej się krew. Gdy spojrzałem niżej, zobaczyłem, że jej ręce i dłonie są mocno poparzone, przez co pojawiły się na nich pęcherze. Jej ubranie całe pokryte było popiołem, sadzą, krwią i gdzieniegdzie rozerwane. Anka wyglądała strasznie. Widok jej w takim stanie sparaliżował mnie do tego stopnia, że nie byłem w stanie się ruszyć ani nic zrobić. Dobrze, że obok był Piotrek, który zachował trzeźwość umysłu i od razu podłączył kobiecie monitor, zmierzył jej parametry i podał tlen.
- ,,Doktorze, ciśnienie 87/60, puls 120, cukier 65, saturacja 68!" - poinformował mnie, co mnie przywróciło do rzeczywistości.
- ,,Cholera! Ona ma za niskie ciśnienie i cukier, za wysoki puls i krytyczny poziom saturacji!"
Kazałem Piotrkowi podać jej glukozę, płyny i inne leki oraz zwiększyć przepływ tlenu na maksa. Po chwili Piotrek zmierzył jej ponownie parametry. Ciśnienie i cukier się unormowały, jednak saturację wciąż miała krytyczną.
- ,,Dobra Kuba wsiadaj za kierownicę i migiem do szpitala! Ona musi trafić do komory hiperbarycznej, bo inaczej..." - głos mi się załamał i nie dałem rady kontynuować.
Kuba wsiadł za kierownicę, włączył syreny i ruszył.
Spojrzałem na Ankę i na jej spokojną twarz. Zbyt spokojną. Zadrżałem. Piotrek ścisnął mnie uspokajająco za ramię.
- ,,Będzie dobrze, doktorze."
Po tym zaczął opatrywać poparzone ręce i dłonie blondynki. Ja w tym czasie sprawdziłem skąd wzięła się krew na jej ustach. Od razu zorientowałem się, że podczas upadku Anka przegryzła sobie język i dlatego krwawi. Na szczęście kobieta nie miała problemów z krzepliwością, więc udało mi się zatamować krwawienie i zabezpieczyć język tak, żeby nie udławiła się krwią. Następnie opatrzyłem jej ranę na głowie. Spojrzałem na jej parametry. Nadal były niskie, a saturacja była krytyczna. Nagle ciśnienie gwałtownie jej spadło i usłyszałem ten cholerny dźwięk.
- ,,NIE!" - wydarłem się, strasząc Kubę, który lekko skręcił kierownicę, ale szybko wyprostował tor jazdy.
- ,,Zatrzymać się?!" - zapytał.
Nie byłem w stanie nic wykrztusić, ani tym bardziej zrobić. Byłem w totalnej rozsypce. Widząc to, Piotrek przejął stery.
- ,,Nie! Będę ją reanimował po drodze! Zawiadom szpital, żeby czekali w gotowości!" - zawołał.
Od razu też zaczął reanimować Ankę. Załamany tym wszystkim zachwiałem się lekko.
- ,,Doktorze, niech doktor siada! Nie potrzebujemy dwóch pacjentów!" - krzyknął na mnie Piotrek, a ja wiedząc, że ma rację, usiadłem, patrząc na blondynkę.
Sytuacja wyglądała tragicznie. Stan Anki był krytyczny, a do szpitala zostało nam jakieś 7 minut drogi. Piotrek wciąż się nie poddawał, masując blondynkę i podając jej leki, a Kuba walczył z czasem, starając się jechać najszybciej jak tylko mógł. Ja nie byłem w stanie nic zrobić, mogłem tylko patrzeć jak Anka odchodzi. Łzy spływały mi ciurkiem po policzkach i trzęsłem się mocno. Nagle na monitorze pojawiło się migotanie. Piotrek od razu strzelił blondynkę, ale bez skutku. Wznowił masaż, podając jej leki. Po chwili strzelił po raz drugi. Na chwilę pojawił się rytm, jednak zaraz znów była asystolia. Wiedziałem, że powoli tracimy ją i byłem przerażony. Pragnąłem, żeby to wszystko okazało się tylko głupim snem i żebym zaraz obudził się i wszystko było w porządku, ale to się działo naprawdę. Schowałem głowę w dłoniach i płacząc jak małe dziecko, wolałem i błagałem o pomoc i ratunek dla mojej ukochanej Anki. Jej stan był wręcz krytyczny. Piotrek walczył, żeby przywrócić jej krążenie, ale wydawało się to nieosiągalne.
- ,,Anka nie rób mi tego! Słyszysz?! Błagam Cię! Wiem, że ostatnio dużo się kłóciliśmy i mało rozmawialiśmy, ale kurde potrzebuję Cię! Bez Ciebie to wszystko nie ma sensu! Aniu obiecuję, że wszystko jakoś się ułoży! Obiecuję, że Ci pomogę! Kochanie, proszę Cię! Tak bardzo Cię proszę! Anuś, nie zostawiaj mnie! Ja nie dam rady! Błagam! Kocham Cię! Rozumiesz?! Kocham i chcę z Tobą być! Aniu..."
Głos uwiązł mi w gardle i nic więcej nie dałem rady wykrztusić. Płakałem, patrząc na poczynania Piotrka. Chłopak robił co tylko mógł, przeklinając i mamrocząc coś pod nosem. Choć starał się tego nie okazywać, widziałem jak bardzo się boi. Piotrek był wręcz przerażony, ale wiedział, że tylko on może coś tu zdziałać. Kuba prowadził, a ja nie nadawałem się do niczego. Byłem w zbyt dużym szoku, żeby myśleć logicznie.
- ,,Kuba, ile jeszcze?" - zapytał cicho Piotrek.
- ,,3..., może 2 minuty." - mruknął, po czym zatrąbił i krzyknął:
- ,,Jak jedziesz łamago!"
Załamany schowałem głowę w dłonie. Przez głowę przelatywały mi same najczarniejsze scenariusze.
- ,,To nie może się tak skończyć!" - krzyknąłem, płacząc.
Po czasie, który ciągnął się dla mnie w nieskończoność, wjechaliśmy na podjazd dla karetek. Kuba od razu wysiadł i otworzył drzwi z tyłu. Razem z pielęgniarką wyprowadzili nosze z Anką i zabrali ją do szpitala. Piotrek wciąż ją reanimował. Ja wysiadłem z karetki i patrzyłem załamany za nimi. Gdy drzwi szpitala zamknęły się za nimi, zsunąłem się na ziemię. Po chwili usłyszałem wołanie Martyny:
- ,,Doktorze, co się stało?! Wszystko w porządku?!"
Podniosłem wzrok i spojrzałem na koleżankę, która do mnie podbiegła.
- ,,Nic nie jest w porządku..." - mruknąłem.
Martyna patrzyła na mnie pytająco, zaniepokojona.
- ,,Ania... ona... jej stan jest krytyczny..." - wykrztusiłem z trudem, na nowo zalewając się łzami.
Przerażona Martyna spojrzała na mnie i szepnęła:
- ,,Nie..."
Po tym usiadła obok mnie na ziemi i przytuliła mnie. Czułem jak płacze. Oboje płakaliśmy, martwiąc się o naszą Anię.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz