220. Powrót

123 12 6
                                    

Wracałam właśnie z obozu językowego. Smutna oparłam głowę o szybę. Dwa dni temu pokłóciłam się z Natalką, a dodatkowo od początku obozu Anka w ogóle się do mnie nie odzywała. Bardzo się o nią martwiłam. Nie dość, że Potocki ją tak bardzo skrzywdził, to jeszcze ostatnio ten wypadek na wezwaniu. Gdy przeczytałam o nim w internecie, to myślałam, że nie wytrzymam z niepokoju. Wydzwaniałam kilkanaście razy do taty, jednak on nie odbierał, co tylko potęgowało mój lęk. Aż w końcu po kilku godzinach oddzwonił i poinformował mnie, że Anka przeszła skomplikowaną operację, ale już jest w porządku. Ulżyło mi trochę, jednak nadal się niepokoiłam. Mimo że w każdej rozmowie tata uspokajał mnie, że już wszystko jest dobrze, to jednak wciąż bałam się o Anię i czułam, że stało się coś jeszcze. Że to nie chodzi tylko o ten wypadek, a o coś jeszcze gorszego. Nie wiedziałam, czy kobieta w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać, ani jak będzie się zachowywać. Bałam się, a kłótnia z Natalką dodatkowo spotęgowało mój zły humor. Przyjaciółka nie rozumiała, dlaczego wciąż tak bardzo boję się o Ankę i nie mam ochoty ani z nią rozmawiać, ani się bawić. W pewnym sensie ją rozumiałam, ale bolało mnie, że nie umie zrozumieć, że po prostu boję się o mamę i nie mam ochoty na nic. Siedziałam tak sama na siedzeniu, wyglądając niechętnie przez okno. Chciałam już być w Warszawie. Nagle usłyszałam ciche i niepewne:
- ,,Zosia?"
Odwróciłam się i zobaczyłam Natalkę.
- ,,Tak?" - rzuciłam ostrzej niż zamierzałam.
- ,,Ja... przepraszam... nie chciałam się kłócić... zrozumiałam, dlaczego nie miałaś ochoty na rozmowę i zabawę... myślałam tylko o sobie i nie pomyślałam, jak okropnie musisz się czuć... rozumiem już, jak musiałaś się martwić o mamę... no, bo najpierw przez trzy miesiące leżała w śpiączce, potem straciła pamięć, teraz ten wypadek... nie wiem, jak ja bym zareagowała, gdyby komuś mi bliskiemu coś takiego by się stało... przepraszam za to, jak się zachowywałam i jak naciskałam..." - powiedziała.
Uśmiechnęłam się, słysząc jej słowa. Tego właśnie potrzebowałam.
- ,,Ja też przepraszam... powinnam od razu Ci o wszystkim powiedzieć, a nie kręcić i Cię unikać... nic dziwnego, że byłaś zdezorientowana... Po prostu było mi tak ciężko i nadal się boję..." - powiedziałam cicho.
- ,,Zosia, ona da radę, zobaczysz. Ania jest naprawdę silną kobietą i się nie podda. Zobaczysz, jak dojedziemy do Warszawy, przywita Ciebie jak zwykle z radością i uśmiechem." - próbowała mnie pocieszyć.
- ,,Tak myślisz?"
- ,,Na pewno. Zosiu, wybaczysz mi?" - zapytała.
- ,,A Ty mi?"
- ,,Tak."
- ,,To ja też." - stwierdziłam i przytuliłam ją, ciesząc się, że znów jest między nami dobrze.
- ,,Mogę się dosiąść?" - zapytała.
- ,,Jasne. Zagramy w UNO?" - zaproponowałam.
- ,,Chętnie."
Natalka przeniosła swoje rzeczy i usiadła na siedzeniu naprzeciwko mnie. Ja potasowałam i rozłożyłam karty. Zaczęłyśmy grać, rozmawiając się i śmiejąc. Droga przebiegała nam w miarę szybko, dopóki pod Warszawą coś się nie zepsuło i nie oznajmili nam, że dalej ruszymy z opóźnieniem conajmniej 30 minut. No po prostu świetnie, a już chciałam być z rodzicami w domu. Znudziła nam się gra w karty, więc zaczęłyśmy słuchać muzyki i jeść chipsy i żelki. W końcu pociąg ruszył zmierzając do Warszawy i po jakiś 10 minutach wjechał na peron 9 stacji Warszawa Zachodnia. Z niecierpliwością czekałam, aż wreszcie stanie i będę mogła z niego wysiąść. W końcu stanął, więc razem z Natalką szybko zabrałyśmy swoje rzeczy i wysiadłyśmy z pociągu. Tam czekała nasza opiekunka obozowa, która wysiadła pierwsza i teraz miała sprawdzić czy wszyscy są i czy ktoś ich odbierze. Wciąż byliśmy w końcu niepełnoletni. Kobieta mówiła coś do nas, jednak ja nie słuchałam jej, bacznie przeszukując peron. W końcu dostrzegłam tatę, który stał trochę dalej na peronie. Spojrzałam kto stoi obok niego i puściłam bagaż. Nie zwracając uwagi na opiekunkę, ruszyłam biegiem w tamtą stronę, krzycząc:
- ,,MAMA!!!"
Było to strasznie dziecinne, ale nie obchodziło mnie to teraz. Wreszcie od prawie miesiąca widziałam Ankę i chciałam się po prostu przytulić. Gdy byłam już blisko, Anka rozłożyła szeroko ramiona, a ja wpadłam w nie, przytulając ją bardzo mocno. Kobieta również mnie przytuliła. Gdy spojrzałam na jej twarz, zobaczyłam drobny uśmiech i łzy wzruszenia. Uśmiechnęłam się i szepnęłam:
- ,,Tak dobrze, że jesteś. Tęskniłam."
- ,,Ja też tęskniłam... tak bardzo tęskniłam, córeczko..." - powiedziała cicho, wciąż mnie mocno tuląc.
- ,,A o starym ojcu nikt już nie pamięta?" - zapytał rozbawiony tata.
- ,,Pamięta. Cześć tato." - powiedziałam również go przytulając.
Wtedy podeszła do nas Natalka, ciągnąć swoją i moją walizkę. Podała mi moją.
- ,,Dzień dobry." - przywitała się, po czym dodała, spoglądając na Anię:
- ,,Dobrze panią widzieć całą i zdrową. Zośka bardzo się o panią zamartwiała."
- ,,Nastka noo..." - zaprotestowałam zakłopotana, a rodzice się zaśmiali.
- ,,Zosiu przecież tata mówił Ci, że wszystko jest dobrze." - powiedziała Ania, targając mi lekko włosy.
- ,,No niby tak, ale nie odzywałaś się."
- ,,No wiem, przepraszam... po prostu ostatnie dni nie należały do najłatwiejszych..." - mruknęła cicho.
Zauważyłam, jak lekko zbladła, delikatnie zadrżała, a jej wzrok stał się na chwilę pusty. Wiedziałam, że moje podejrzenia są słuszne i stało się coś jeszcze, ale nie zamierzałam naciskać na Anię, tym bardziej widząc, że choć stara się za wszelką cenę to ukryć, to i tak widać ten niepokój w jej oczach. Udając, że tego nie zauważyłam, po prostu przytuliłam ponownie Anię.
- ,,Nic się nie stało Mami, dobrze, że jesteś." - powiedziałam.
Anka uśmiechnęła się szeroko. Widziałam, że tata uśmiecha się i wzruszony przygląda się temu wszystkiemu. Objął mamę ramieniem i pocałował ją w policzek, a ta spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się słodko. Ten drobny gest ucieszył mnie. Uśmiechnęłam się szeroko. Tak bardzo chciałam, żeby rodzice wrócili do siebie, a ten gest dodał mi nadziei, że wciąż jest to możliwe.
- ,,To co wracamy do domu?" - zapytał tata.
- ,,Tak!" - zawołałam, po czym odwróciłam się do Natalki.
Przyglądała się nam z jakimś dziwnym wyrazem twarzy.
- ,,Nastka coś się stało?" - zapytałam zmartwiona.
- ,,Nie nic..." - mruknęła.
- ,,Natalka, a gdzie są Twoi rodzice?" - zapytała Ania, rozglądając się.
- ,,Eee... pewnie są zajęci..." - odparła.
- ,,To kto Cię odbierze?" - zapytałam zdziwiona.
- ,,Nikt, pewnie wrócę sama." - stwierdziła.
- ,,Ale przecież opiekunka nie puści Cię samej." - stwierdziłam. - ,,Nie jesteś jeszcze pełnoletnia."
- ,,Tata jest w trasie, ale zadzwonię do mamy." - stwierdziła, po czym wykręciła numer mamy.
Ta odebrała po kilku sygnałach. Natalka miała podgłośniony telefon, po tym jak słuchałyśmy muzyki, więc chcąc nie chcąc, usłyszeliśmy ich rozmowę.
- ,,Hej mamo."
- ,,Tak? Co tam znowu?"
- ,,No, bo jestem już w Warszawie. Wróciliśmy z obozu."
- ,,No i?"
- ,,No, bo musi mnie ktoś odebrać..."
- ,,Niby z jakiej racji?! Masz nogi, to maszeruj do domu!"
- ,,No, ale ja nie jestem pełnoletnia i ktoś musi mnie odebrać..."
- ,,Ha ha ha dobry żart! Ja mając 5 lat dralowałam sama do szkoły kilka kilometrów, a Ty nie możesz?! Weź jedź jakimś autobusem, czy coś. I kup sobie coś do jedzenia czy tam zamów, bo ja wracam dopiero jutro wieczorem."
- ,,Ale jak to?"
- ,,Normalnie niewdzięczny dzieciaku! A teraz daj mi spokój! Nie mam czasu!" - zawołała jej matka i się rozłączyła.
Natalka z trudem powstrzymywała łzy, aż w końcu spuściła głowę. Mi nie mieściło się w głowie, jak jej matka mogła ją tak potraktować. Miałam właśnie przytulić przyjaciółkę, gdy podeszła do nas opiekunka.
- ,,Dzień dobry państwo Banach. Widzę Zosiu, że rodzice Cię zabiorą, tak?" - zapytała.
- ,,Tak." - odpowiedziałam, próbując powstrzymać śmiech, widząc minę Anki na określenie państwo Banach.
- ,,A Ty Natalka? Kto Cię odbiera?" - zapytała opiekunka.
Nim dziewczyna zdążyła się odezwać, wtrąciła się Anka:
- ,,Natalka jedzie z nami. Wszystko jest ustalone z jej rodzicami."
- ,,A mają państwo upoważnienie?"
- ,,Nie było czasu, ale może pani to sprawdzić u jej rodziców, ale to będzie trudne, bo jej ojciec jest w trasie, a matka ma ważne spotkanie biznesowe." - odpowiedziała Anka.
- ,,No dobrze, trzymajcie się dziewczyny." - pożegnała się i poszła sprawdzić resztę osób.
- ,,Ale naprawdę Nastka może jechać z nami?" - zapytałam zaskoczona, patrząc na rodziców.
Ania spojrzała pytająco na tatę, a ten się uśmiechnął i stwierdził:
- ,,No jasne. Co się będziesz tłuc autobusami. Poza tym skoro i tak masz siedzieć cały dzień i noc sama, to jak chcesz, to możesz przyjść i nocować u Zosi."
- ,,Właśnie. Zrobiłam pyszny obiad i deser, a wierzę, że jesteście głodne, więc akurat starczy dla wszystkich." - dodała Ania.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na zaskoczoną przyjaciółkę.
- ,,To co? Nocujesz u mnie?" - zapytałam.
- ,,To naprawdę nie będzie żaden problem? Naprawdę nie będę przeszkadzać?" - zapytała niepewnie.
- ,,Oczywiście, że nie, Natalka." - stwierdziła mama i przytuliła dziewczynę.
Natalka uśmiechnęła się.
- ,,Dziękuję pani i panu. To bardzo miłe z państwa strony." - powiedziała.
- ,,Natalka przecież już kilka razy mówiłam Ci, żebyś zwracała się do mnie po imieniu." - powiedziała rozbawiona Ania.
- ,,Ja też nie miałbym nic przeciwko temu." - dodał tata, a Natalka niepewnie uśmiechnęła się.
Potem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Zeszliśmy z peronu i ruszyliśmy drogą w stronę dworca. Zauważyłam, że z każdym kolejnym krokiem, kiedy pojawiło się coraz więcej osób, Anka robi się coraz bardziej niepewna i wystraszona. Starała się to ukryć, ale niezbyt jej się to udawało. A gdy weszliśmy na dworzec i otoczył nas tłum ludzi, Anka znów znacząco pobladła, zaczęła drzeć, jej wzrok był pusty i rozglądała się rozbieganym wzrokiem wokół. Po chwili po prostu wtuliła się w tatę, tak jakby chciała się przed kimś schować. Spojrzałam na Natalkę i widziałam, że ona też to widziała. Nie chcąc krępować, ani jeszcze bardziej zawstydzać Ani, wyszłyśmy przed dworzec, zostawiając rodziców samych. Zmartwiła mnie reakcja Anki na ludzi. Zaczęłam podejrzewać coraz bardziej, że coś się stało, ale rodzice nie chcą mi o tym powiedzieć. Natalka przyglądała mi się niepewnie.
- ,,Pogadamy wieczorem." - rzuciłam, widząc wychodzących rodziców. Natalka skinęła głową.
Przyjrzałam się Ani. Praktycznie nie było po niej widać wcześniejszej paniki. Jedyne co ją zdradzało, to to, że była trochę bledsza. Jednak postanowiłam nie pytać i nie naciskać na kobietę. Powie mi, jeśli będzie chciała.
Następnie poszliśmy do samochodu, wsiedliśmy i ruszyliśmy do domu. Całą drogę nie dawało mi spokoju, co się dzieje z Anką.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz