218. Odzyskiwanie siebie

130 14 10
                                    

Odkąd wyznałam Wiktorowi prawdę, minęło już 3 tygodnie. Czułam się już całkiem dobrze. Przestałam miewać ataki paniki w domu, zaczęłam się więcej uśmiechać, byłam dużo spokojniejsza. Obecność Wiktora działała na mnie kojąco. Byłam mu niezwykle wdzięczna za to, że tak bardzo się o mnie troszczył. Pamiętam doskonale, jak jakiś czas temu zmusił mnie, żebym wreszcie wyszła na zewnątrz. Byłam przerażona, gdy znalazłam się na podwórku, jednak Wiktor mnie uspokoił. Spędziliśmy wtedy bardzo miłe popołudnie, siedząc na kocu i jedząc przekąski. Z początku czułam się bardzo niepewnie na otwartej przestrzeni, ale bardzo szybko uspokoiłam się i zaczęło mi się podobać. Drugim razem Wiktor namówił mnie, żeby pojechać do pobliskiego parku. Obiecał, że będzie przy mnie i nikomu nie pozwoli mnie skrzywdzić. Bardzo się bałam, ale Wiktor zapewnił mnie, że jak tylko będę chciała, to wrócimy do domu. Zgodziłam się, choć byłam przerażona. Gdy dojechaliśmy, długo nie mogłam się zmusić, żeby wysiąść z samochodu, ale wreszcie wzięłam głęboki oddech i wysiadłam. Od razu też spanikowana rozejrzałam się. Bałam się, że gdzieś tam za drzewami kryje się Alan, gotowy mnie zaatakować. Wiktor widząc to, objął mnie ramieniem i przytulił, szepcząc, że z nim nic mi nie grozi. Po chwili poczułam się pewniej, więc ruszyliśmy przed siebie, idąc powoli i rozmawiając. Wiktor specjalnie wybrał taką porę dnia, kiedy w parku było mało ludzi, dzięki czemu czułam się pewniej. Po jakimś czasie zaczęłam się cieszyć spacerem i niezbyt chciałam wracać do domu. Po pierwszej wycieczce do parku, byliśmy tam jeszcze kilka razy, a z każdym kolejnym razem czułam się coraz pewniej. Przedwczoraj odważyłam się nawet podejść do budki z lodami i chociaż bardzo drżącym głosem, to kupiłam nam po lodzie. Gdy spacerowaliśmy, jedząc te lody, czułam jakąś dziwną dumę z samej siebie. Odważyłam się wreszcie porozmawiać z kimś innym niż z Wiktorem. Mężczyzna widząc moją radość, uśmiechnął się do mnie i pochwalił mnie, mówiąc, że jest bardzo dumny ze mnie. Zarumieniłam się, słysząc to. Wiktor był przekochany, tak bardzo mnie wspierał i pomagał. Nakłaniał mnie delikatnie do stawiania czoła i pokonywania moich lęków, ale nigdy nie naciskał. Dzięki jego wsparciu obecnie bez strachu potrafiłam wyjść na podwórko lub do ogrodu. Znów radośnie biegałam goniąc po podwórku Fafika lub Miłkę, albo po prostu siedziałam, wygrzewając się w słońcu. Wychodzenie poza podwórko lub odwiedzanie jakiś miejsc, gdzie było dużo ludzi, wciąż mnie lekko przerażały, przytłaczały, nie czułam się tam do końca komfortowo, ale pomału zaczynałam się również z tym oswajać. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do obecności innych ludzi i rozumieć, że to, że dwóch mężczyzn mnie skrzywdziło, to nie znaczy, że każdy tak zrobi. Cieszyło mnie bardzo to, że pomału wracam do równowagi i znów potrafię się cieszyć życiem. Bywały nawet takie dni, kiedy zaczynałam tęsknić za powrotem do pracy, co wcześniej wydawało mi się nierealne. Jak to stwierdził pewnego razu Wiktor, powoli zaczynałam zdrowieć, co bardzo mnie cieszyło. Dość już miałam tych okropnych ataków paniki, ciągłych koszmarów, lęku, poczucia beznadziejności i obawy, że on wróci i znów mnie skrzywdzi.

Otworzyłam zaspana oczy i spojrzałam na śpiącego obok mnie Wiktora. Uśmiechnęłam się. Mężczyzna tak słodko wyglądał jak spał. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 5:00. Delikatnie wyswobodziłam się z ramion Wiktora i poszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie kawę i uśmiechnęłam się, zdając sobie z czegoś sprawę. Jutro wracała Zosia z obozu. Już tak bardzo za nią tęskniłam. Chciałam ją przytulić, zasypać pytaniami jak było i wysłuchać jej opowieści. Brakowało mi kontaktu z nastolatką. Przez to wszystko nie miałam z nią żadnego kontaktu. Z jednej strony cieszyłam się, że ten jej obóz wypadł akurat teraz. Przynajmniej oszczędziło to jej widoku mnie w takim stanie. Nie chciałam dodatkowo jej obciążać. Jednak z drugiej strony tak bardzo za nią tęskniłam i chciałam już ją przytulić. Miałam tylko nadzieję, że dziewczyna będzie chciała mnie jeszcze znać, po tym jak całkiem urwałam z nią kontakt. Dopiłam kawę, zrobiłam śniadanie Wiktorowi, po czym poszłam się przebrać. Następnie zabrałam się za sprzątanie, nucąc coś cicho pod nosem. Właśnie ścierałam ostatnie kurze z szafki, gdy poczułam czyjaś obecność w salonie. Odwróciłam się i uśmiechnęłam szeroko, widząc Wiktora. Starłam do końca, odłożyłam ścierkę i podeszłam do niego. Zarzuciłam mu ręce na ramiona i pocałowałem w policzek.
- ,,Hej." - przywitałam się z uśmiechem.
- ,,No cześć słoneczko. Widzę, że już nie śpisz?" - zapytał rozbawiony.
- ,,No, już nie mogłam. W kuchni masz śniadanie." - powiedziałam.
- ,,Hmm... A najpiękniejsza pani doktor to jadła coś dzisiaj?" - zapytał mnie uwodzicielskim głosem, a ja się zarumieniłam.
- ,,Jaka tam pani doktor? Przecież nie pracuję." - zaprotestowałam.
- ,,No i co z tego? To nie znaczy, że nagle przestaniesz nią być. A teraz zapraszam szanowną panią na śniadanie." - odparł, uśmiechając się łagodnie.
- ,,No dobrze panie doktorze." - odparłam rozbawiona, pozwalając mu się zaciągnąć do kuchni.
Tam w przyjemnej ciszy zjedliśmy śniadanie.
- ,,Co będziesz dziś robił?" - zapytałam po śniadaniu.
- ,,No nie wiem, nie mam zbytnio planów. A co?" - odpowiedział, spoglądając z ciekawością na mnie.
- ,,Pójdziemy na spacer?" - zapytałam cicho, wywołując szeroki uśmiech u Wiktora.
- ,,No jasne, że pójdziemy." - odpowiedział, przytulając mnie, po czym zapytał:
- ,,Pamiętasz, że jutro wraca Zosia?"
- ,,Tak." - powiedziałam niepewnie.
- ,,Co jest?"
- ,,Boję się."
- ,,Czego?" - zapytał zaskoczony.
- ,,Przecież ja się tyle czasu do niej nie odzywałam... może już nie będzie chciała..." - zaczęłam, jednak mężczyzna mi przerwał:
- ,,Na pewno będzie chciała. Codziennie o Ciebie wypytuje. Jak dowiedziała się o tej akcji ze strażą, to chciała rzucić wszystko i wracać, ale udało mi się ją uspokoić, że wszystko jest w porządku. Ale i tak wciąż dopytuje, czy wszystko u Ciebie dobrze, jak się czujesz, co robisz i tak dalej. Anka, ona bardzo tęskni za Tobą, za swoją ukochaną mamą."
Uśmiechnęłam się, słowa Wiktora podniosły mnie na duchu i troszeczkę uspokoiły.
- ,,Nie jestem jej matką." - zaprzeczyłam.
- ,,Jesteś. Nie biologiczną, ale prawdziwą i ukochaną mamusią." - zapewnił mnie.
Uśmiechnęłam się niepewnie, a Wiktor zaśmiał się, mówiąc:
- ,,Od razu lepiej. Do twarzy Ci z tym uśmiechem."
Zarumieniłam się lekko, po czym spojrzałam na niego i dość niepewnie zapytałam:
- ,,Mogę jutro jechać razem z Tobą na dworzec po Zosię?"
- ,,Jesteś pewna, że dasz radę?" - zapytał z troską.
- ,,Nie jestem..." - szepnęłam, spuszczając głowę.
Wiktor delikatnie chwycił mnie za podbródek i zmusił, żebym spojrzała na niego.
- ,,Dobrze. Jutro Zosia wraca pociągiem o 10:30, więc tak o 09:00 wyjedziemy. I jestem pewien, że dasz radę, a jak coś będzie nie tak lub się czegoś wystraszysz, to będę obok i Cię uspokoję." - stwierdził.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- ,,Dziękuję." - szepnęłam, po czym zapytałam:
- ,,To idziemy na ten spacer?"
- ,,Tak, tylko się przebiorę."
- ,,Dobrze, to ja czekam na dworze." - odparłam i wyszłam na zewnątrz.
Usiadłam na ganku i wdychając powietrze, i nagrzewając się na słońcu, obserwowałam ganiających się Fafika i Miłkę. Uśmiechnęłam się. Znów byłam szczęśliwa. Przymknęłam oczy i odpłynęłam do krainy marzeń.
Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu, więc zaskoczona otworzyłam oczy i odskoczyłam lekko wystraszona.
- ,,Przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć." - powiedział skruszony Wiktor.
- ,,W porządku. Po prostu się zamyśliłam. Gotowy? Możemy iść?"
- ,,Tak chodźmy."
Wyszliśmy furtką na leśną ścieżkę i szliśmy powoli. Rozglądałam się wokół, uważnie i lekko się trzęsłam, co nie uszło uwadze Wiktora. Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i przytulił mnie, a po chwili odsunął delikatnie, przyglądając mi się z troską.
- ,,Wszystko w porządku? Może wrócimy?" - zapytał cicho.
- ,,Nie. Ja chcę iść, tylko potrzebuję chwilki, żeby się oswoić." - powiedziałam drżącym głosem.
- ,,Aniu, ze mną nic Ci nie grozi, naprawdę. Jesteś bezpieczna." - zapewnił mnie, obejmując mnie ramieniem.
W końcu uspokoiłam się na tyle, że mogliśmy kontynuować nasz spacer.
Właśnie doszliśmy do pobliskiego parku i powoli spacerowaliśmy jego alejkami. Ten park był miły, jednak wołałam ten w centrum, ten gdzie Wiktor zabrał mnie na kilka randek, ten w którym wykąpaliśmy się w fontannie, jednak tam zawsze było pełno ludzi. Uśmiechnęłam się do miłych wspomnień. Wiktor przez dłuższą chwilę przyglądał mi się, aż w końcu zapytał:
- ,,O czym myślisz?"
- ,,Pamiętasz ten park w centrum? Ten, gdzie tyle razy mnie zabierałeś? Ten, gdzie wpadliśmy do fontanny, a potem ścigaliśmy się i upadliśmy na ziemię na siebie?"
- ,,No jasne. Tego nie da się zapomnieć." - odparł rozbawiony.
Zaśmiałam się.
- ,,Tam było magicznie." - szepnęłam rozmarzona.
- ,,Zabiorę Cię tam za jakiś czas i też będzie magicznie." - zapewnił mnie, przytulając mnie.
Uśmiechnęłam się, byłam tak bardzo szczęśliwa.
Spacerowaliśmy dalej i nagle zobaczyłam budkę z goframi. Na sam jej widok pociekła mi ślinka. Spojrzałam na Wiktrora. Mężczyzna spojrzał na mnie rozbawiony.
- ,,Masz ochotę?" - zapytał.
- ,,Hmm."
- ,,To ja mam kupić czy Ty?"
- ,,Nie wzięłam pieniędzy."
- ,,Ale ja mam."
- ,,To daj kupię." - powiedziałam.
Wiktor podał mi pieniądze, po czym podeszliśmy do budki. Spojrzałam na smaki. Młody sprzedawca przywitał się z uśmiechem:
- ,,Dzień dobry. Co dla państwa?"
- ,,Dzień dobry. Ja poproszę gofra z cukrem pudrem i owocami." - powiedziałam dość drżącym głosem, choć za wszelką cenę starałam się opanować jego drżenie.
- ,,A Ty kochanie na co masz ochotę?" - zapytałam Wiktora z uśmiechem.
- ,,Z bitą śmietaną i czekoladą, poproszę." - powiedział do sprzedawcy, po czym odwrócił się w moim kierunku i pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się radośnie, po czym spojrzałam na sprzedawcę. Chłopak uśmiechał się, obserwując nas.
- ,,To będzie 10,50 zł." - odparł.
Podałam mu pieniądze, chwilę czekaliśmy, aż w końcu dostaliśmy gofry, podziękowaliśmy i usiedliśmy na ławce, jedząc je. Pierwsza skończyłam jeść i wyrzuciłam tackę do kosza. Wiktor jeszcze jadł, więc odeszłam kawałek dalej, oglądając kwiatki i krzaki wokół alejki. Zapatrzona w nie, nagle wpadłam w kogoś. Wystraszona spojrzałam na mężczyznę, na którego wpadłam.
- ,,Przeprzepraszam..." - wykrztusiłam, jąkając się.
- ,,W porządku, nic się nie stało." - odparł z uśmiechem mężczyzna.
Mimowolnie zaczęłam drzeć.
- ,,Proszę pani wszystko w porządku? Coś się stało?" - zapytał, a ja zaczęłam się cofać przestraszona.
Mężczyzna chciał mnie złapać za rękę, ale odskoczyłam spanikowana.
Wtedy podszedł do nas Wiktor, który przytulił mnie do siebie.
- ,,O co chodzi?" - zapytał.
- ,,Wpaddłaam na paana i się przeprzestraszyłam..." - stwierdziłam, jąkając się.
- ,,Już dobrze. Pan Ci nic nie zrobi." - szepnął, przytulając mnie.
Uspokoiłam się i spojrzałam na mężczyznę.
- ,,Przepraszam." - powiedziałam, już normalnym głosem.
- ,,Nic się nie stało. Nie chciałem pani wystraszyć." - odparł, po czym poszedł dalej.
Schowałam głowę w dłoniach, czując się okropnie. Wiktor złapał mnie za dłonie i odpuścił je, tak że patrzyłam ma niego.
- ,,Już dobrze kochanie. To jest całkiem zrozumiałe."
- ,,Przecież jakby Ciebie nie było, to bym już całkiem spanikowała."
- ,,Ale byłem, tak? Więc teraz głowa do góry. W końcu się przyzwyczaisz do obecności innych. Wracamy?"
- ,,Nie chcę jeszcze..." - mruknęłam.
- ,,No to chodźmy dalej." - powiedział.
Spacerowaliśmy dalej alejkami, rozmawiając i śmiejąc się. Szybko zapomniałam o wcześniejszej sytuacji i cieszyłam się czasem spędzonym z Wiktorem. Gdy zaczęło się ściemniać, wróciliśmy do domu.
Na miejscu nakarmiłam zwierzaki, a Wiktor zrobił kolację.
- ,,Hmm... jutro trzeba będzie zrobić jakieś zakupy, bo już praktycznie nic nie ma w tej lodówce." - stwierdził w pewnym momencie.
- ,,No to będzie trzeba." - stwierdziłam, podchodząc do niego.
Zarzuciłam mu ręce na ramiona i pocałowałam w policzek. Wiktor spojrzał mi w oczy, a ja zatraciłam się w jego niebieskich tęczówkach. Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, aż w końcu przerwałam ciszę.
- ,,Tak bardzo dziękuję Ci za ten spacer! Było cudownie!" - zawołałam radośnie.
- ,,Nie ma za co słoneczko. Też się świetnie bawiłem." - odparł.
Uśmiechnęłam się. Następnie zjedliśmy kolacje. Posprzątałam po kolacji, a Wiktor w tym czasie przyszykował się do snu. Gdy wyszedł z łazienki, wszedł do kuchni i przystanął w progu, przyglądając mi się.
- ,,Coś nie tak? Ubrudziłam się?" - zapytałam niepewnie.
- ,,Nie, po prostu jesteś taka piękna i cieszę się, że mogę spędzać z Tobą czas, i że lepiej się już czujesz." - odpowiedział, a ja się zarumieniłam.
Po tym odłożyłam ostatni talerz do szafki i podeszłam do niego. Spojrzałam mu w oczy i zapytałam:
- ,,Mogę z Tobą spać?"
Wiktor uśmiechnął się i stwierdził:
- ,,Miałem nadzieję, że o to zapytasz. Oczywiście skarbie. Leć się przebrać."
Uśmiechnęłam się słodko, po czym poszłam do łazienki. Wykąpałam się, przebrałam i wyszłam. Weszłam do sypialni i położyłam się obok Wiktora. Myślałam, że już śpi, ale mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Uśmiechnęłam się, wtulając się w niego.
- ,,Cieszę się, że tu jesteś." - stwierdził.
- ,,Też się cieszę." - odparłam, ziewając.
- ,,Ktoś tu chyba jest zmęczony." - odparł rozbawiony.
- ,,No może trochę."
- ,,Śpij dobrze kochanie. Jutro odbierzemy Zosię, a później zabieram Was nad morze."
- ,,Naprawdę?!" - zapytałam zaskoczona, ale też zachwycona.
- ,,No jasne. Wiem, że za tydzień zaczyna się rok szkolny, ale po ostatnich wydarzeniach wszystkim nam potrzebny jest odpoczynek, więc usprawiedliwię Zosi te kilka dni."
- ,,Wspaniały jesteś." - odpowiedziałam zachwycona perspektywą spędzenia czasu z Zośką i Wiktorem.
- ,,Ty też. Dobranoc kochanie."
- ,,Dobranoc." - szepnęłam, po czym bardzo szybko zasnęłam, wtulona w Wiktora i otulona jego spokojnym oddechem i biciem serca. Nareszcie zaczynało być znowu dobrze.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz