217. Wiem, jak się czujesz

371 15 8
                                    

Wszedłem do domu. Odłożyłem upominek dla Anki na szafkę i zmieniłem buty. Następnie skierowałem się w stronę salonu, z którego dobiegał dźwięk grającego głośno telewizora. Gdy wszedłem, zobaczyłem, że Anka śpi skulona na kanapie. Zastanowiłem się, jakim cudem kobieta może spać w takim hałasie, ale przypomniało mi się, jak pani Emilia mówiła kiedyś, że głośno grający telewizor, czy głośna muzyka mogą odwrócić uwagę od natłoku myśli lub je zagłuszyć. Biedna Anka, chciała pewnie odciąć się od własnych myśli i dlatego tak bardzo rozgłośniła telewizor. Podszedłem do kobiety, usiadłem obok i podniosłem pilota. Wyłączyłem grający telewizor i wpatrywałem się w kobietę. Anka zaczęła się budzić, aż w końcu zaspana spojrzała na mnie.
- ,,O, wróciłeś?" - zapytała z drobnym uśmiechem.
- ,,Hej słoneczko. Tak, wróciłem." - przywitałem się, uśmiechając się.
Kobieta przybliżyła się i przytuliła. Przytuliłem ją i pocałowałem w głowę. Po chwili Ania spojrzała na mnie, wahając się.
- ,,Co tam?" - zapytałem łagodnie.
- ,,Gdzie byłeś?" - zapytała, po czym się wzdrygnęła i spuściła głowę.
- ,,Przepraszam..." - szepnęła.
Ująłem delikatnie jej podbródek i podniosłem tak, żeby patrzyła na mnie.
- ,,Spokojnie. Masz prawo mnie zapytać, nic się dzieje." - powiedziałem.
Anka patrzyła na mnie zdziwiona, a ja po raz kolejny przekląłem w myślach Potockiego.
- ,,Byłem u Pani Emilii..." - zacząłem, ale przerwała mi wystraszona:
- ,,Czemu? Coś źle zrobiłam?"
- ,,Nie. Nie zrobiłaś nic złego. Po prostu potrzebowałem porozmawiać i poprosić o radę." - odpowiedziałem delikatnie.
- ,,W jakiej sprawie?" - zapytała niepewnie.
- ,,W jaki sposób mam Ci pomóc i o tym, co się stało dzisiaj." - odpowiedziałem z wahaniem.
- ,,Przecież mi pomagasz." - zaprotestowała.
- ,,Wiem, ale nie dawałem sobie rady już..." - wyszeptałem, a Anka spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- ,,Dlaczego mi nie powiedziałeś?" - zapytała z troską, czym tak bardzo przypominała swoją dawną wersję.
- ,,Bo już wystarczająco źle się czujesz. Nie chciałem zadręczać Cię moimi problemami."
- ,,Wikuś, to że ja się źle czuję, to nie znaczy, że Ty nie możesz się źle czuć. Nie chcę, żebyś pomagając mi, sam się załamał. Chcę wiedzieć, jak się czujesz, rozumiesz? Może będę mogła Ci pomóc."
Słowa kobiety bardzo mnie wzruszyły, tak samo jak to, jak mnie nazwała. Użyła tej formy po raz pierwszy, od tych tragicznych wydarzeń.
- ,,Jesteś taka kochana Aniu." - powiedziałem i dopiero po chwili zrozumiałem, że użyłem innej formy jej imienia.
Spojrzałem na nią zmartwiony, bojąc się, że wrócą do niej złe wspomnienia, ale o dziwo blondynka uśmiechnęła się i przytuliła do mnie.
- ,,A Ty wspaniały." - odparła, po czym zapytała:
- ,,Co się dzisiaj takiego stało?"
Zamarłem, nie wiedząc co powiedzieć. Bałem się powiedzieć prawdę. Nie wiedziałem, jak Ania na to zareaguje. Obawiałem się, że zacznie się mnie bać.
Anka usiadła przede mną i ujęła moje dłonie w swoje. Patrzyła mi w oczy, tymi swoimi pięknymi i mądrymi oczkami.
- ,,Co się stało?" - zapytała z troską.
Po policzkach spłynęły mi łzy, ale Anka starła je.
- ,,Jestem tutaj." - szepnęła, ściskając mnie za ramię.
- ,,Wysłuchaj mnie do końca, zanim mnie ocenisz." - poprosiłem, a kobieta skinęła głową.
Opowiedziałem jej o wszystkich. O skrzywdzeniu tego dziecka, o słowach tego faceta oraz o tym, co zrobiłem. Gdy skończyłem, spojrzałem niepewnie na blondynkę. Kobieta chwilę milczała, aż w końcu spojrzała mi w oczy.
- ,,Pomyślałeś o mnie, prawda?" - zapytała cicho.
Skinąłem głową, a Anka pokiwała głową ze zrozumieniem.
- ,,Zrobiłbyś to samo Alllanoowi?" - zapytała, jąkając się, przy wypowiadaniu jego imienia.
- ,,Jego to bym wykastrował lub zatłukł." - mruknąłem zły.
- ,,To dobrze." - powiedziała, zadziornie się uśmiechając, a ja zdziwiony spojrzałem na nią.
- ,,Co?" - zapytałem.
- ,,No co? Zasłużył sobie, ale lepiej tego nie rób. I wiem, że mnie ochronisz, jak będzie trzeba Wikuś." - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
Zaskoczyła mnie swoją reakcją, ale również bardzo ucieszyła.
- ,,Aniu?" - zapytałem niepewnie.
- ,,Tak?"
- ,,Dlaczego Ty się mnie nie boisz?"
- ,,A dlaczego mam się bać?" - odpowiedziała zdziwiona pytaniem na pytanie.
- ,,No bo jestem mężczyzną..."
- ,,Ale mnie nie skrzywdzisz." - przerwała mi stanowczo.
Uśmiechnąłem się szeroko. Czyli pani Emilia miała rację.
- ,,Anka, Ty wiesz, że powinnaś to zgłosić na policję?" - zapytałem delikatnie.
- ,,Wiem..." - szepnęła. - ,,Ale jeszcze nie dam rady..."
- ,,W porządku. Jak będziesz gotowa, to zgłosisz go, a ja wtedy też będę pewnie musiał złożyć zeznania." - powiedziałem, a Anka wtuliła się mocniej we mnie.
Przytuliłem ją mocniej. Milczałem chwilę, aż w końcu zapytałem cicho:
- ,,Aniu, co Cię najbardziej przeraża ostatnio?"
Anka spojrzała na mnie lekko wystraszona, ale z wahaniem odpowiedziała:
- ,,To, że on wróci i znów poczuję ten ból... nie wytrzymam go po raz drugi..."
Przytuliłem ją mocniej do siebie i zapewniłem:
- ,,Nie będzie drugiego razu! Nie pozwolę na to!"
Anka spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i po chwili kontynuowała:
- ,,To wszystko mnie przeraża Wikuś. Ja nie wiem, co się ze mną dzieje. W jednej chwili jest dobrze, a zaraz potem wpadam w jakąś histerię. Wciąż mnie nawiedzają te obrazy, emocje, czuję ten ból i ogarniającą panikę. Nie rozumiem tego, ale tracę jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. To uczucie mnie pochłania... przytłacza... nie wiem, gdzie jestem, ani co się właściwie dzieje. Dopiero, jak mnie przytulisz, czuję się bezpiecznie i budzę się z tej... otchłani... wracam do rzeczywistości..."
Gdy skończyła, po policzkach spływały jej łzy.
- ,,Już dobrze. Aniu, już dobrze. Wiem, jak się czujesz..." - szepnąłem, starając się ją uspokoić.
- ,,Wiesz?" - zapytała, pociągając nosem.
- ,,Wiem. Opowiem Ci o czymś, ale już nie płacz." - powiedziałem, ocierając jej łzy.
- ,,Dobrze." - powiedziała, uspokajając się w miarę.
Siedziała przede mną, patrząc na mnie z ciekawością. Zastanawiałem się, od czego zacząć, ale w końcu zdecydowałem, że powiem jej o wszystkim. Nawet Zosia o tym nie wiedziała. W zasadzie całą prawdę, znali tylko Martynka i Piotruś, a to tylko dlatego, że sami w tym uczestniczyli. Wziąłem głęboki oddech i patrząc na Anię, zacząłem opowiadać.
- ,,To się wydarzyło kilka miesięcy przed tym, jak miałem do Ciebie wezwanie na to lotnisko. To było moje ostatnie wezwanie tego dnia. Jeździłem wtedy z Martyną i Piotrkiem. Wezwanie byli do porażenia prądem. Na miejscu okazało się, że to robotnicy uszkodzili jakąś rurę czy przewód przy remoncie drogi i jednego z nich poraził prąd. Na szczęście po badaniach stwierdziliśmy, że mężczyźnie nic się nie stało, bo prąd był pod bardzo niskim napięciem. Nie było potrzeby zabierać go do szpitala, jednak poleciłem, że jeśli tylko poczuje się gorzej, ma się zgłosić do szpitala. A, bo tego nie powiedziałem. Ci robotnicy zabezpieczyli jakoś drogę, bo mieli do tego prawo. Kiedy zaczęliśmy zbierać nasz sprzęt, jeden z robotników puścił jeden pas ruchu. Kierowca zaczął jechać, jednak inny kierowca, jakiś idiota, ruszył z naprzeciwka, mimo że droga była zamknięta. Ten pierwszy kierowca, aby ominąć tego idiotę, zrobił gwałtowny manewr i wjechał wprost na nas... Usłyszałem głośny huk, potem poczułem mocny ból, gwałtownie odrzuciło mnie gdzieś na pobocze... upadłem na ziemię, uderzając głową o drzewo... zapadła ciemność..." - powiedziałem, drżącym głosem.
To wszystko wróciło do mnie w jednej chwili. Wzdrygnąłem się, a po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Anka widząc to, od razu przytuliła mnie mocno. Zauważyłem, że również leciutko drży.
- ,,I co było później?" - zapytała niepewnie.
- ,,Ocknąłem się w szpitalu miesiąc po wypadku. Od Michała dowiedziałem się, że miałem nikłe szanse na przeżycie..." - odparłem, a Anka spojrzała na mnie przerażona.
- ,,Co..." - szepnęła.
- ,,Gdyby nie Martyna, nie miałbym żadnych szans... Ze złamaną ręką i niewielką pomocą kierowcy udzieliła pierwszej pomocy mi i Piotrkowi... I zemdlała dopiero, jak przyjechała pierwsza karetka..." - powiedziałem cicho.
Anka patrzyła na mnie, a po chwili wtuliła się, chowając głowę w moją klatkę piersiową. Jej ramiona mocno drżały. Przytulając ją, kontynuowałem z trudem:
- ,,Mogłem osierocić córkę... Ta świadomość uderzyła mnie chwilę po tym, jak wybudziłem się ze śpiączki... Zacząłem mieć koszmary o tym wypadku... wracały do mnie obrazy tego wszystkiego... dodatkowo znów wróciło do mnie, jak zginęła Ela... i to, że Zosia mogła stracić również mnie... Wciąż towarzyszył mi lęk... bałem się o Zosię... stałem się paranoikiem... w pracy bywałem okropny... w końcu ponownie załamałem się, tak jak po śmierci Eli... zacząłem pić... Po jakimś czasie zauważyłem, że nie daję już rady... Poszedłem na wizytę do psychologa... rozmowy z nim przywróciły mi spokój, jednak... zacząłem przepracowywać się... pracowałem dzień i noc, bo to pozwalało mi zapomnieć... Aż w końcu zemdlałem na dyżurze... Miałem udar..."
Anka odsunęła się trochę.
- ,,To wtedy...? Tam w szpitalu...?" - zapytała cicho.
- ,,Kiedy się mną opiekowałaś? Tak, to było po tym udarze..." - zakończyłem.
Oboje milczeliśmy długą chwilę, patrząc na siebie, aż Anka odezwała się niepewnie:
- ,,Ale potem już było dobrze?"
- ,,Tak, dzięki pomocy psychologa, rodziny i przyjaciół doszedłem do siebie. Dlatego, doskonale wiem, co możesz czuć, choć w Twoim przypadku na pewno jest to silniejsze, bo jednak to wszystko trwało i dodatkowo mogłaś liczyć tylko na siebie. Dlatego teraz ja chcę Ci pomóc." - zakończyłem moją opowieść.
Anka siedziała przede mną z bardzo dziwnym wyrazem twarzy. Nie umiałem go zdefiniować. W końcu odezwała się cicho:
- ,,Czyli mogłam Cię nigdy nie spotkać... Mogłeś..."
Przerwała, a po policzkach spłynęły jej łzy.
- ,,Aniu, równie dobrze, to Ty mogłaś nigdy nie uciec od Potockiego, wylądować na innym lotnisku lub nigdy się nie obudzić..." - dokończyłem z trudem i mi również spłynęły łzy.
Anka spojrzała na mnie i wtuliła się zrozpaczona. Pogłaskałem ją po głowie.
- ,,To był znak kochanie. Było tyle różnych możliwości, a my na siebie wpadliśmy." - pocieszyłem ją.
- ,,Dobrze, że jesteś." - szepnęła.
- ,,Też się cieszę, że jesteś." - powiedziałem, całując ją w głowę.
Anka po chwili odsunęła się ode mnie i zapytała niepewnie:
- ,,Skoro Tobie udało się dojść do siebie po tym wszystkim, to może... mi też się uda?"
- ,,Na pewno Ci się uda. Jesteś dużo silniejsza ode mnie."
- ,,Nieprawda." - zaprzeczyła.
- ,,Prawda." - odparłem, przyciągając ją do siebie i przytulając.
Zobaczyłem, że na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech, co poprawiło mi humor. Milczeliśmy chwilę, przytuleni do siebie, aż w końcu odważyłem się zapytać:
- ,,Może zrobimy jutro piknik w ogrodzie? Ma być ładna pogoda."
- ,,No nie wiem..." - zawahała się.
- ,,Aniu, Ty od ponad miesiąca nie wyszłaś na dwór." - mruknąłem.
- ,,Boję się." - szepnęła.
- ,,Czego?"
- ,,Że on tam będzie..." - ledwo zrozumiałem, co wyszeptała.
- ,,Kochanie, nie będzie go. Nie wie, gdzie mieszkamy. A poza tym będę z Tobą." - zapewniłem ją.
- ,,No dobrze. Mogę spróbować, ale nie obiecuję, że nie spanikuję." - mruknęła.
- ,,Będzie dobrze." - uspokoiłem ją.
Chwilę milczeliśmy, aż Ania cicho zapytała:
- ,,A jak sobie poradziłeś z... koszmarami?"
- ,,Spałem z zapaloną lampką..." - przypomniałem sobie i spojrzałem na Ankę.
- ,,Cholera, jaki ze mnie idiota. No przecież. Tobie śni się, że znajdujesz się w ciemnej chłodni i powoli zasypiasz, prawda?"
Kobieta wzdrygnęła się mocno, ale skinęła głową.
- ,,A w dzień nie masz problemów ze snem, prawda?"
- ,,No nie, bo jest..."
- ,,Widno." - przerwałem jej.
- ,,Tak, widno i bezpiecznie." - mruknęła.
- ,,No to może jak zostawimy zapaloną lampkę na noc, to jak się obudzisz, to aż tak bardzo się nie wystraszysz." - stwierdziłem.
- ,,Prąd będziesz marnował."
- ,,No, ale jest przecież lampka na baterie."
- ,,Ale jak to się będzie palić całą noc, to wiesz jak te baterie szybko się zużyją? Przecież to drogo wyjdzie." - zaprotestowała.
- ,,I co z tego? Jeśli Ci to pomoże, to pieniądze nie są ważne. Najważniejsze, żebyś poczuła się znowu bezpiecznie." - zapewniłem ją.
Anka nic nie powiedziała, ale widziałem w jej oczach wzruszenie. Po chwili szepnęła:
- ,,Dziękuję, że mi o tym wszystkim powiedziałeś, choć było to dla Ciebie na pewno ciężkie. I że tak mi pomagasz."
- ,,Zależy mi na Tobie Aniu." - powiedziałem.
Kobieta uśmiechnęła się. Chwilę milczeliśmy, przytuleni do siebie, aż w końcu zapytałem:
- ,,A może jak już trochę do siebie dojdziesz, to pojedziemy gdzieś? Na przykład nad morze?"
Anka spojrzała na mnie niepewnie.
- ,,Nie wiem, czy dam radę..."
- ,,Jestem pewny, że tak. Byśmy wyjechali na kilka dni, odpoczęli, odcięli się od tego wszystkiego."
- ,,To brzmi super, ale jak znów spanikuję albo coś?" - zapytała niespokojnie.
- ,,To Cię uspokoję i pocieszę." - zapewniłem ją.
- ,,No to może... ale Ty dostaniesz urlop?" - zapytała, a ja skapnąłem się, że jeszcze o jednym jej nie powiedziałem.
- ,,No, bo... tak jakkby..." - jąkałem się.
- ,,Coś się stało?" - zapytała zaniepokojona Anka.
- ,,Gabi zawiesiła mnie na 2 miesiące." - powiedziałem prosto z mostu.
- ,,Za to, że się na niego rzuciłeś?"
- ,,Tak i że go pobiłem. Zresztą już wcześniej mnie ostrzegała, żebym zaczął panować nad agresją."
- ,,Przepraszam..." - szepnęła załamana.
- ,,Za co niby?" - zapytałem zdziwiony.
- ,,Bo to przeze mnie straciłeś panowanie nad sobą..."
- ,,Anka, nie wygaduj głupot. Ty nie jesteś tu niczemu winna. To moja wina, powinienem był już dawno pogadać z panią Emilią." - zapewniłem ją.
- ,,Ale jakbym Ci o tym nie powiedziała..."
- ,,Przestań. Jakbyś nie powiedziała, to byłoby jeszcze gorzej. Znam Cię, zauważyłbym, że coś jest nie tak. Wolę znać nawet najgorszą prawdę, niż zadręczać się, że nie wiem, co Ci jest." - powiedziałem, przytulając ją do siebie.
- ,,Aniu, Ty nie jesteś winna całemu złu tego świata. Nie jesteś winna, że komuś innemu coś nie wyszło lub że coś złego zrobił. Nie jesteś winna niepowodzeniom innych osób i nikt nie ma prawa Cię za to obwiniać, ani znęcać się nad Tobą. Cokolwiek byś nie zrobiła, nikt nie ma prawa krzyczeć na Ciebie, bić Cię, a tym bardziej wykorzystać. Rozumiesz? To co się stało w ogóle nie było Twoją winą. Nie mieli prawa Cię tak krzywdzić. Kochanie, Ty nie jesteś niczemu winna. To Ciebie skrzywdzono i masz prawo źle się czuć. Masz też prawo donieść na nich na policję. Powinni ponieść odpowiednią karę za to wszystko, co Ci zrobili." - powiedziałem, a Anka się rozpłakała.
Przytuliłem ją mocno.
- ,,Słoneczko uwierz w to wreszcie. Nie jesteś winna temu, co Ci się przytrafiło. Nie miałaś na to wpływu." - dodałem.
Anka łkała, wtulona we mnie. Dopiero po długiej chwili odsunęła się lekko ode mnie i patrząc na mnie, szepnęła:
- ,,Nikt mi nigdy tego nie powiedział... zawsze byłam wszystkiemu winna... Temu, że zachorowałam..., że nadszarpnęłam dobro rodziny..., że sprowadziłam go na złą drogę..., że nie zrobiłam obiadu..., że nie posprzątałam..., że jemu coś nie wyszło..., że się przeciwstawiłam..., że byłam nieposłuszna..., że uciekłam..., że chciałam dobrze..., że doniosłam na niego..., że pokochałam innego..., że go zostawiłam..., że byłam za cicho..., za głośno..., że za dużo jadłam..., że byłam brzydka i gruba..., że go sprowokowałam..., że..."
Anka wymieniała to, zanosząc się coraz głośniejszym płaczem, aż w końcu zamilkła, łkając głośno. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno.
- ,,To nie była Twoja wina Aniu!" - powiedziałem stanowczo.
Dopiero po bardzo długiej chwili Anka przestała płakać i spojrzała roztrzęsiona na mnie.
- ,,Dziękuję..." - szepnęła.
Nic nie mówiąc, przytuliłem ją, a Anka wtuliła się mocno.
- ,,Będzie dobrze skarbie." - szepnąłem i zobaczyłem, że Anka szeroko się uśmiecha.
Po długiej chwili kobieta wreszcie się uspokoiła, a ja przypomniałem sobie, że mam coś dla niej.
- ,,A właśnie, mam coś dla Ciebie." - powiedziałem.
- ,,Dla mnie? Z jakiej niby okazji?" - zapytała zdziwiona.
- ,,A tak bez okazji. Żeby sprawić Ci przyjemność." - powiedziałem i poszedłem do kuchni.
Wziąłem słodycze i kwiaty i wróciłem do salonu. Wręczyłem Ance bukiet słoneczników i jej ulubione batoniki. Blondynka oszołomiona patrzyła na mnie.
- ,,To dla mnie?" - zapytała zdziwiona.
- ,,A widzisz tu jeszcze kogoś?" - zapytałem rozbawiony.
- ,,Jejku, dziękuję!" - szepnęła wzruszona, biorąc upominek.
- ,,Są piękne. Pamiętałeś." - powiedziała, patrząc na trzymane w ręku słoneczniki.
- ,,No jasne." - uśmiechnąłem się, siadając obok niej.
- ,,I moje ulubione batoniki kokosowe!" - zawołała rozpromieniona, po czym wtuliła się we mnie.
- ,,Dziękuję! Jesteś najlepszy!" - zapewniła wzruszona.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. Chwilę tak siedzieliśmy, przytuleni do siebie, ale w końcu postanowiłem przerwać ciszę.
- ,,Jadłaś coś dzisiaj?" - zapytałem zmartwiony. - ,,Tylko szczerze."
Anka pokręciła przecząco głową.
- ,,Och Aniu. Tak nie wolno. No, ale teraz jak mam wolne, to przypilnuję Cię. Nie uciekniesz mi." - powiedziałem, łaskocząc ją dla zabawy.
Wiedziałem, że kobieta ma łaskotki. Anka zaczęła się śmiać.
- ,,Wiki już! Dość! Już dobrze!" - zawołała przez śmiech.
Przestałem i przytuliłem ją.
- ,,Na co masz ochotę? Co Ci zrobić?" - zapytałem.
- ,,Kanapki z serem i pomidorem i... kakao." - powiedziała lekko niepewnie.
- ,,Już się robi!" - wstałem, pocałowałem ją w czoło i poszedłem do kuchni.
Włączyłem mleko i zacząłem robić kanapki. Gdy mleko się ugotowało, wsypałem kakao i dodałem piankę z mleka, tak jak kobieta lubiła, a sobie zrobiłem herbatę malinową. Skończyłem robić kanapki i postawiłem wszystko na stole. Zawołałem kobietę. Ania weszła i uśmiechnęła się szeroko. Usiadła i zaczęła jeść. Uśmiechnąłem się i też zabrałem się za jedzenie kolacji. Gdy skończyliśmy, pozmywałem naczynia. Gdy skończyłem, Anka podeszła do mnie i zarzuciła mi od tyłu ręce na ramiona. Odwróciłem się i położyłem jej ręce w talii. Patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałem, że Ania nareszcie jest spokojna i zadowolona.
- ,,Dziękuję... za... za wszystko..." - szepnęła i przytuliła się.
- ,,Idziemy spać? Już późno." - zapytałem.
- ,,Tak. A mogę dziś spać z Tobą?"
- ,,Oczywiście." - odpowiedziałem szczęśliwy.
Ledwo się powstrzymałem, żeby nie skakać z radości, że o to poprosiła.
- ,,To leć się przebrać." - powiedziałem.
Gdy Anka poszła się przebrać, udałem się do pokoju Zosi i wziąłem jedną z jej lampek na baterie. Wiedziałem, że dziewczyna nie miałaby nic przeciwko. Włożyłem nowe baterie i położyłem na stoliku nocnym w mojej sypialni. Gdy Anka wyszła z łazienki, szybko się przebrałem i wróciłem do pokoju. Kobieta siedziała na łóżku, patrząc na lampkę.
- ,,Będzie się świecić całą noc. Nie bój się." - powiedziałem, zapalając ją.
Anka uśmiechnęła się i położyła na łóżku. Zgasiłem główne światlo i położyłem się obok niej. Blondynka od razu przytuliła się do mnie, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
- ,,Śpij dobrze Aniu." - szepnąłem.
- ,,Ty też Wikuś." - powiedziała sennie.
Po chwili przymknęła oczy i zasnęła. Patrzyłem na nią z drobnym uśmiechem na twarzy. Była taka piękna.
- ,,Zadbam o Ciebie skarbie. Wszystko się ułoży." - szepnąłem.
Przytuliłem się do niej i zasnąłem.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz