232. Odwaga

155 11 2
                                    

Następnego dnia wróciliśmy do domu. Byłam tak zmęczona nieprzespaną nocą, spędzoną z Wiktorem, że przespałam całą drogę. Dopiero pod domem obudził mnie ciepły głos Wiktora:
- ,,Kochanie, wstawaj, już jesteśmy."
Zaspana otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Widząc, że Wiktor okrył mnie moim ukochanym lawendowym kocem, uśmiechnęłam się w jego stronę i pocałowałam go. Następnie wypakowaliśmy bagaże i weszliśmy do domu. Tam przywitały nas stęsknieni Fafik i Miłka. Fafik piszczał zachwycony i podskakiwał wokół nas, a Miłka plątała nam się pod nogami, ocierając się i mrucząc. Widać było, że mimo dobrej opieki, bardzo się za nami stęskniły. Wiedząc, że Wiktor ma za sobą kilka godzin jazdy, zrobiłam coś do jedzenia, a gdy zjadł kazałam mu iść się przespać i odpocząć. Wiktor skorzystał z tego, a ja zaczęłam rozpakowywać walizkę i układać czyste rzeczy na półkę. Potem rozpakowałam Wiktora. Brudne rzeczy zabrałam i włożyłam do pralki. Zosia, która też się rozpakowała, dorzuciła swoje rzeczy i włączyłam pranie. Potem rozpakowałam niezjedzony prowiant i schowałam go do lodówki i poukładałam inne rzeczy. Następnie nakarmiłam zwierzaki i rozwiesiłam uprane pranie. Gdy wszystko już usprzątnęłam, zajrzałam do Zosi. Dziewczyna przeglądała zeszyty i książki. Była trochę zestresowana.
- ,,Zosiu, coś nie tak?"
- ,,Nie było mnie tylko tydzień w szkole, a już tak dużo zrobili... nie wiem, czy poradzę sobie z nadrobieniem tego wszystkiego..." - mruknęła.
Podeszłam do niej i położyłam jej rękę na ramieniu.
- ,,Na pewno dasz radę. Masz całe cztery dni na nadrobienie, a ja też idę do pracy dopiero w poniedziałek, więc chętnie Ci pomogę." - zaproponowałam.
- ,,Naprawdę?"
- ,,Tak, a teraz zmykaj do spania. Też jesteś zmeczona podróżą."
- ,,Dobrze. Kocham Cię mamuś." - powiedziała, przytulając mnie.
Uśmiechnęłam się, obejmując ją i całując w czoło.
- ,,A Ciebie córeczko też. Dobranoc słonko." - szepnęłam.
Zosia uśmiechnęła się i poszła się przebrać. Gdy wyszła z łazienki, sama z niej skorzystałam, po czym poszłam do sypialni. Położyłam się i wtuliłam w Wiktora, który przez sen objął mnie troskliwie ramionami. Szczęśliwa zasnęłam z uśmiechem na ustach.

Rano obudziłam się pierwsza. Nie chcąc budzić Wiktora delikatnie wyswobodziłam się z jego ramion i zeszłam na dół. Zrobiłam śniadanie Wiktorowi i Zosi, nakarmiłam zwierzaki i wypuściłam je na podwórko. Potem ubrałam się i wypiłam kawę. Wzięłam laptopa i wyszłam na ganek. Usiadłam i uruchomiłam go. Drżącymi rękoma wpisałam w wyszukiwarkę interesujące mnie hasło. Chciałam zgłosić Alana, więc chciałam się wszystkiego o tym dowiedzieć. Wiktor niby mi wszystko dokładnie wytłumaczył, ale wołałam sama doczytać. Zaczęłam przedzierać się przez różne artykuły oraz akty prawne. Tych drugich w ogóle nie rozumiałam. Im dłużej czytałam, tym gorzej się czułam. W końcu wyłączyłam laptopa, wróciłam do domu i odłożyłam go. Zdenerwowana wyjęłam z torebki głęboko schowaną paczkę papierosów. Ponownie wyszłam na ganek i przycupnęłam na schodku. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się nim. Od razu zakrztusiłam się i zaczęłam mocno kasłać.
- ,,Anka, czy Ty zwariowałaś?!" - usłyszałam i ktoś poklepał mnie po plecach.
Po chwili przestałam kasłać i zobaczyłam, że to Zosia mnie przyłapała. W tej samej chwili dziewczyna wyjęła z moich rąk zapalonego papierosa i zgasiła go. Potem wyrzuciła jego i całą paczkę papierosów do kosza. Patrzyła na mnie z wyrzutem w oczach.
- ,,Mamo, co Ty robisz?! Od kiedy Ty palisz?! Przecież to niezdrowe!"
Zawstydzona spuściłam głowę.
- ,,Co się stało?" - zapytała łagodniej.
- ,,Zdenerwowałam się..." - mruknęłam.
- ,,Czym?"
- ,,Nieważne..." - szepnęłam, nie chcąc obarczać dziewczyny.
- ,,Tata wie?" - zapytała.
- ,,O czym?" - zapytałam, udając, że nie wiem o co chodzi.
- ,,Że palisz."
- ,,Kiedyś wiedział... Potem nie paliłam... Teraz nie wie... Nie mów mu, proszę..." - zawołałam spanikowana.
- ,,Dobrze, ale obiecaj, że już tego nie zrobisz."
- ,,Obiecuję." - powiedziałam.
Zosia nie drążyła dalej, tylko poszła zjeść i potem poszła się uczyć. Ja nadal siedziałam zniechęcona i zdenerwowana na ganku. W końcu przyszedł do mnie Wiktor.
- ,,Hej kochanie." - powiedział, siadając obok mnie i całując mnie w czoło.
- ,,Hej." - powiedziałam, uśmiechając się.
Chwilę milczeliśmy, po czym spojrzałam niepewnie na Wiktora i zapytałam:
- ,,Zawieziesz mnie potem na komisariat?"
- ,,Jesteś pewna?"
- ,,Nie, ale powinnam."
- ,,No to dobrze, zawiozę." - zgodził się.
Uśmiechnęłam się. Mężczyzna poszedł zjeść śniadanie i się ubrać. Ja czekałam zestresowana na niego na ganku. Zastanawiałam się, jak to będzie i jak to zniosę, ale czułam, że muszę doprowadzić do sprawiedliwości. Mimo wszystko byłam tak bardzo przerażona. W końcu Wiktor wyszedł i pojechaliśmy na komisariat. Gdy Wiktor zaparkował serce biło mi jak szalone, jakby zaraz miało mi wyskoczyć z piersi. Wiktor złapał mnie pocieszająco za rękę.
- ,,Kochanie jesteś silna i odważna, dasz radę. Wierzę w Ciebie." - zapewnił mnie.
Uśmiechnęłam się lekko i zapytałam:
- ,,Poczekasz na mnie?"
- ,,Jasne. Mam iść z Tobą?"
- ,,Nie trzeba... poczekaj w samochodzie... ja zaraz przyjdę..." - powiedziałam niepewnie.
Wysiadłam z pojazdu na bardzo drżących nogach i ruszyłam w stronę budynku. Gdy znalazłam się na komisariacie cała moja odwaga gdzieś wyparowała. Przestraszona rozejrzałam się, nie wiedząc do kogo podejść. W końcu podeszłam do policjanta siędzacego w dyżurce. On niechętnie oderwał się i spojrzał na mnie.
- ,,Słucham o co chodzi?" - zapytał sucho.
Nie wiedząc, jak ubrać to w słowa, z trudem powiedziałam, jąkając się:
- ,,Chciałam zgłosić... przestępstwo..."
- ,,Tak? A co zrobili pani? Ukradli coś?" - zapytał lekceważąco.
Poczułam się źle i nie wiedziałam, czy chce nadal o tym mówić.
- ,,Chciałabym porozmawiać z kobietą..." - mruknęłam niepewnie.
- ,,Niby czemu? To ja przyjmuję zgłoszenia!"
- ,,Ale to delikatna sprawa..." - szepnęłam.
Policjant pokręcił z dezaprobatą głową i zadzwonił po kogoś. W końcu przyszła jakas policjantka. Też nie była zadowolona.
- ,,Tak, o co chodzi?"
Nie chciałam mówić przy wszystkich, więc zapytałam czy możemy iść gdzieś, żeby nikt nie słyszał, ale ona stanowczo stwierdziła, że mam powiedzieć, na czym polega problem, to wtedy dopiero zdecyduje. Czując się całkiem niekomfortowo, jąkając się, stwierdziłam:
- ,,Chodzi... o to... co zrobił mi... co zrobił mi... Alan..."
Głos mi mocno drżał, gdy wypowiadałam to imię.
- ,,A co pani zrobił? Okradł panią?" - zapytała bez rozumienia.
- ,,Wykorzystał mnie..." - szepnęłam z trudem.
- ,,A co może go pani sprowokowała? Co miała pani na sobie? Jak się zachowywała?" - zapytała kpiąco ta policjantka, a mi łzy do oczu napłynęły.
- ,,Co to ma do rzeczy, w co byłam ubrana? On mnie skrzywdził, wykorzystał!" - zawołałam, a pierwsze łzy spłynęły mi po policzkach.
- ,,To, że może on tylko się droczył, a pani źle odebrała jego sygnały." - powiedziała, a ja zacisnęłam zęby.
Jej ignorancja zabolała mnie, tym bardziej że sama przecież była kobietą i powinna mnie zrozumieć.
Nagle za plecami usłyszałam znajomy głos:
- ,,Kto Cię skrzywdził?"
Obejrzałam się i zobaczyłam Maję. Blondynka podeszła do mnie i łagodnie powidziala:
- ,,Chodź pójdziemy do mnie i na spokojnie porozmawiamy a Wy Jagoda i Jeremi powinniście się wstydzić i szef się o wszystkim dowie."
Skinęłam i ruszyłam za nią. W końcu doszliśmy do jakiegoś pokoju, a Maja otworzyła drzwi.
- ,,Wejdź i usiądź sobie. Napijesz się czegoś?"
- ,,Wody..." - mruknęłam niepewnie.
Usiadłam, a Maja postawiła przede mną szklankę z wodą. Zamknęła drzwi i usiadła przede mną.
- ,,Chcesz zgłosić przestępstwo z tego co usłyszałam, tak?"
- ,,Taak..." - głos mi drżał, ale obecność Mai lekko mnie uspokoiła.
- ,,Kim jest Alan?" - zapytała, otwierając notes.
- ,,To kumpel Stanisława..., jeszcze ze Stanów... Już tam mnie nękał, dokuczał, zachowywał się niestosownie, ale... Teraz zrobił coś więcej..." - odpowiedziałam, a głos mi się załamał lekko.
- ,,Co zrobił?" - kobieta zapytała delikatnie.
- ,,Wykorzystał mnie..." - szepnęłam.
- ,,W jaki sposób?"
Te słowa nie chciały mi przejść przez gardło, a po policzkach spłynęły mi łzy.
- ,,Czy on Cię zgwałcił?" - zapytała przerażona Maja.
Skinęłam głową, łzy zaczęły mi lecieć jeszcze bardziej.
- ,,On... on..." - nie byłam w stanie kontynuować.
- ,,Anka spokojnie nie musisz teraz o tym opowiadać. Powiesz o tym raz w niebieskim pokoju, dobrze?" - powiedziała łagodnie.
Skinęłam głową, a Maja dopytała:
- ,,Powiedz mi tylko kiedy i gdzie to się stało."
- ,,W szpitalu... od razu po tym jak Stanisław mnie porwał..." - powiedziałam, a Maja spojrzała na mnie ze współczuciem.
- ,,A znasz dane tego Alana? Jakieś nazwisko, gdzie mieszka, jak wygląda?"
- ,,Alan... Blackwood... ma z 50 lat... mieszkał w Stanach... ale to się stało w Warszawie... nie wiem, gdzie teraz jest... a jego zdjęcie na pewno jest na stronie uniwersytetu, który skończył..." - powiedziałam, podając jego nazwę.
Maja skrupulatnie wszystko zanotowała, po czym łagodnie powiedziała:
- ,,Zajmę się tym Aniu, przesłucham świątków, sprawdzę monitoring, a jak wszystko ustalę, to wyślę to prokuratorowi, a on to rozważy. Jak przyjmie, to wezwie Cię na przesłuchanie."
Ulżyło mi, że chociaż częściowo mam to za sobą i w końcu rozkleiłam się, płacząc. Mają skończyła notować, po czym wstała i przytuliła mnie.
- ,,Doprowadzę tę sprawę do końca Aniu. Ten zboczeniec trafi tam, gdzie jego miejsce." - zapewniła mnie. - ,,Tak bardzo Ci współczuję, ale teraz sprawiedliwości przyjdzie zadość."
- ,,Dziękuję... naprawdę dziękuję..." - szepnęłam, ocierając łzy.
Cieszyłam się, że wpadłam właśnie na Maję. Maja uśmiechnęła się łagodnie i dodała:
- ,,Nie ma za co. Teraz idź do domu, odpocznij, a ja zajmę się resztą. Będziemy w kontakcie, gdy tylko będę miała jakieś informacje."
Skinęłam głową, pożegnałam się i wyszłam z pokoju. Wychodząc przed komendę czułam się już bardziej spokojna. Byłam wdzięczna Mai, że zajmie się tą sprawą.
Na zewnątrz czekał Wiktor. Gdy tylko mnie zobaczył, podszedł i zapytał z troską:
- ,,Jak było?"
- ,,Z początku źle, ale potem ktoś zapewnił mnie, że mi pomoże." - odpowiedziałam, po czym dodałam:
- ,,Dziękuję, że jesteś ze mną."
Wiktor się uśmiechnął i mnie mocno przytulił.
- ,,Już niedługo ten koszmar się skończy." - szepnął.
Uśmiechnęłam się, uspokojona jego słowami. Następnie wróciliśmy do domu, a ja zmęczona od razu poszłam do sypialni mimo że było dopiero popołudnie. Bardzo szybko zasnęłam, wykończona emocjami.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz