225. Francuski

151 12 7
                                    

Obudził mnie czyjś cichy śmiech. Zaspana otworzyłam oczy i zdziwiona rozejrzałam się. Zorientowałam się, że leżę na plaży. Obok mnie spał w najlepsze Wiktor. W szoku zorientowałam się, że mam na sobie tylko bieliznę i jestem okryta kurtką Wiktora. Starałam się, przypomnieć sobie, co się stało, ale niewiele pamiętałam z wczorajszego dnia. Rozejrzałam się i znalazłam źródło śmiechu. Zaskoczona usiadłam, okrywając się kurtką.
- ,,Merde! Zosia? C'est quoi? Que s'est-il passé? Victor? Quoi, où suis-je? On a fait ça? Merde!" [pol. ,,Cholera! Zosia? Co jest? Co się stało? Wiktorze? Co, gdzie ja jestem? Zrobiliśmy to? Cholera!"] - zawołałam głośnio, budząc tym samym Wiktora, który też był tylko w bieliźnie.
Zosia stała niedaleko i patrzyła na nas, śmiejąc się wesoło. Nie rozumiałam, co się dzieje, ale czym prędzej założyłam na siebie bluzkę i spodnie. Wiktor też zawstydzony się ubrał. Zosia podeszła do nas rozbawiona.
- ,,To ja Was szukam po całym mieście, bo nie było Was w hotelu, a Wy się zabawiacie na plaży?" - zapytała.
Mimo tego, że nie rozumiałam, co się stało i byłam zakłopotana, zaśmiałam się, widząc rumieńce na twarzy Wiktora.
- ,,Eee... to nie tak Zosiu... my... nie... to znaczy..." - próbował się jakoś nieskładnie wytłumaczyć.
- ,,Spokojnie tato. Przecież nic się nie stało. Jestem już prawie dorosła, rozumiem. Dobrze, że się świetnie bawiliście." - uspokoiła go Zosia.
Przyglądałam im się, nie rozumiejąc dokładnie, co się stało.
- ,,Que s'est-il passé?" - zapytałam ponownie.
Wiktor z Zosią od razu na mnie spojrzeli. Na ich twarzach malowało się zdziwienie.
- ,,C'est quoi?" - dopytałam.
Zosia ocknęła się pierwsza i zapytała:
- ,,Mamo, czemu Ty mówisz po francusku?"
- ,,A, czyli to jest francuski?" - zapytał Wiktor.
- ,,To nie wiesz tato, przecież uczę się go od roku i wielokrotnie słyszałeś, jak się go uczyłam na sprawdziany." - powiedziała Zosia.
- ,,Nie skojarzyłem." - mruknął zakłopotany.
Patrzyłam na nich, nie mając pojęcia o co im chodzi.
- ,,De quoi parlez-vous? Je ne comprends rien." [pol. ,,O czym Wy mówicie? Nic nie rozumiem."] - zapytałam zagubiona.
Wiktor patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, co do niego mówię, a Zosia w końcu zapytała:
- ,,Dlaczego mówisz po francusku? Pourquoi tu parles français?"
Dopiero, jak Zosia zapytała o to samo w obydwu językach, zrozumiałam, że faktycznie nie mówię po polsku. Co dziwniejsze doskonale rozumiałam, co mówią do mnie po polsku, a odpowiadałam po francusku, tak jakby to był polski. Umiałam doskonale mówić po francusku, to prawda, ale nigdy nie używałam go, od tak na codzień. A teraz byłam pewna, że mówię po polsku. Cholera, co się ze mną dzieje? Co się stało wczoraj? Dlaczego nic nie pamiętam? Głowa coraz bardziej mnie bolała, co też mnie dziwiło. Położyłam rękę na głowie, przymknęłam oczy i syknęłam cicho z bólu.
- ,,Ania, co jest?" - zapytał zmartwiony Wiktor, podchodząc do mnie.
- ,,Rien..." [pol. ,,Nic..."] - szepnęłam, ale tym razem rozpoznałam, że mówię po francusku.
Spróbowałam powiedzieć coś po polsku, ale nie umiałam, a im bardziej próbowałam, tym bardziej bolała mnie głowa.
- ,,Que s'est-il passé hier? Je ne me souviens de rien..." - zapytałam udręczona.
Wiktor spojrzał bezradnie na Zosie.
- ,,Rozumiesz co ona mówi?"
- ,,Zapytała co się stało wczoraj i twierdzi, że nic nie pamięta." - przetłumaczyła Zosia.
- ,,Naprawdę nic nie pamiętasz?" - zapytał zdziwiony.
Pokręciłam przecząco głową. Wiktor wyjął z kieszeni klucze od samochodu i podał Zosi.
- ,,Tam na parkingu stoi nasz samochód. Poczekaj tam na nas, dobrze?"
- ,,Jasne." - zawołała, biorąc klucze i poszła w stronę parkingu.
Spojrzałam niepewnie na Wiktora.
- ,,Chodź, usiądźmy tam." - powiedział, wskazując na przewalony pień drzewa.
Usiedliśmy. Niespokojnie spojrzałam na Wiktora.
- ,,Więc... wczoraj wieczorem posprzeczaliśmy się o jakąś głupotę. Ty wybiegłaś z pokoju, ja też po chwili wybiegłem, jednak nigdzie Cię już nie widziałem. Długo Cię szukałem, aż w końcu zobaczyłem Cię przy barze. Jakiś koleś przyciskał Cię do ściany. Zabrałem Cię z tamtąd, jednak bardzo źle się czułaś, więc zabrałem Cię do szpitala. Tam wyszło, że ktoś Ci podał GHB. Lekarz stwierdził, że za 4 godziny ona przestanie działać. Zaraz potem zaczęłaś mówić po francusku i angielsku i kazałaś się zabrać na plażę." - opowiedział mi spokojnie.
Oszołomiona wpatrywałam się w niego, a w głowie miałam różne przebłyski tego wszystkiego.
- ,,Si ça fait 4 heures, pourquoi est-ce que je parle toujours français et que je ne peux rien dire en polonais alors que je le veux vraiment?" [pol. ,,Skoro minęły 4 godziny, to dlaczego wciąż mówię po francusku, a nie mogę nic powiedzieć po polsku, chociaż naprawdę tego chcę?"] - zapytałam zrozpaczona, nie rozumiejąc, co się ze mną dzieje.
Wiktor oczywiście mnie nie zrozumiał. Zresztą nic dziwnego, Skoro nigdy nie uczył się francuskiego. Łzy napłynęły mi do oczu.
- ,,Ej nie płacz. To na pewno minie. Po prostu jesteś zmeczona i to była dość duża dawka, więc możliwe, że jeszcze Cię trzyma. W końcu GHB wychodzi w badaniach do 12 godzin, więc jeszcze jest w Twoim organizmie."
Skinęłam głową lekko pocieszona. Chwilę się na tym zastanawiałam, jednak po chwili moje myśli zaprzątnęła inna sprawa. W myślach przewijały mi się rozmazane wspomnienia czegoś jeszcze. Tym razem czegoś miłego.
- ,,Victor, est-ce qu'on s'est vraiment embrassés ou est-ce que j'ai des visions?" - zapytałam, patrząc na niego z ciekawością.
- ,,Anka, jedyne co zrozumiałem, to Wiktor... nie rozumiem od wczoraj co do mnie mówisz... nie możesz przynajmniej po angielsku mówić? Jego w miarę rozumiem..." - powiedział zakłopotany, a mi się zrobiło głupio i poczułam wyrzuty sumienia.
- ,,Victor, did we really kiss or do I have visions?" [pol. ,,Wiktor, my się naprawdę całowaliśmy, czy mam jakieś zwidy?"] - zapytałam, tym razem po angielsku.
Mężczyzna spłoszony, spojrzał na mnie niepewnie, ale w końcu odpowiedział cicho:
- ,,Tak... nie tylko..."
Zapadla cisza. Zaskoczona patrzyłam przed siebie, nie wiedząc, co powinnam o tym myśleć.
- ,,Aniu, ja wiem, że nie byłaś sobą i że może nawet nie chciałaś tego... wiem, że nie powinienem..., ale dałem się ponieść emocjom... przepraszam..." - powiedział w końcu Wiktor, spuszczając głowę.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam wymalowane poczucie winy na jego twarzy. Po chwili w głowie pojawił mi się, co prawda bardzo zamglony, ale przyjemny widok upojnej nocy spędzonej z Wiktorem. Uśmiechnęłam się pogodnie. Może i byłam wtedy naćpana i nie do końca wiedziałam, co robię, ale cieszyłam się, że to był Wiktor, bo wiedziałam, że w życiu by mnie nie skrzywdził. Zresztą to był bardzo miły wieczór, choć pamiętałam wszystko, jak przez mgłę. Przecież już wcześniej chciałam to zrobić, ale nie miałam odwagi, więc może i dobrze się stało? Tak to nigdy bym się nie zdecydowała na to, a tak naćpana odważyłam się na ten dość śmiały krok. Pokręciłam rozbawiona głową. Och Anka, o czym Ty właściwie myślisz. Spojrzałam na załamanego Wiktora i uśmiechnęłam się pogodnie.
- ,,Victor?"
- ,,Tak?"
- ,,It's okay. Apparently that's what I wanted... Et je le veux toujours... Ça n'a pas d'importance.... L'intrigue doit raconter l'intrigue..." [pol. ,,W porządku. Widocznie tego chciałam... I nadal chcę... Zresztą nieważne... Historia musi się toczyć..."] - powiedziałam i nie zwracając uwagi na zmieszanie na twarzy mężczyzny, zbliżyłam swoją twarz do jego i pocałowałam go namiętnie.
Wiktor z początku oszołomiony nie zorientował się, o co chodzi, ale wreszcie się ocknął. Objął moją twarz swoimi dłońmi i pogłębił pocałunek. Przymknęłam z przyjemnością oczy, czując jego usta na swoich. Całowaliśmy się powoli, chcąc jak najdłużej się tym cieszyć. W końcu, gdy zabrakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. Zatraciłam się w jego błękitnych tęczówkach. Tę magiczną chwilę przerwał radosny okrzyk Zosi, ktora oczywiście wróciła się na plażę, znudzona oczekiwaniem w samochodzie.
- ,,Tak! Tak! Nareszcie!"
Zaśmiałam się i skinęłam na nią. Dziewczyna od razu podbiegła do nas i przytuliła nas.
- ,,Nareszcie! Tyle na to czekałam!" - powiedziała szczęśliwa, a my z Wiktorem uśmiechnęliśmy się do siebie. Po chwili Wiktor pocałował mnie znowu, co z przyjemnością oddałam. W końcu byłam naprawdę szczęśliwa i jedyne co mnie niepokoiło to to, że wciąż mówiłam po francusku, ale miałam nadzieję, że Wiktor ma rację i zaraz to minie.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz