201. Szok

1.2K 21 17
                                    

Siedziałem niezadowolony w bazie. Wczoraj znów zareagowałem zbyt impulsywnie. Nic nie tłumaczy mojego zachowania, ale miałem zły dzień. A widok uśmiechniętej Anki z Olgieldem jeszcze bardziej spotęgował moją złość. A przecież doskonale wiedziałem, że kobieta się z nim przyjaźni. Po jaką cholerę w ogóle wyszedłem bez słowa z tej kawiarni, a potem nie odbierałem telefonów od kobiety? Przecież to jasne, że to było tylko przyjacielskie spotkanie, nic poza tym. A teraz Anka pewnie zadręcza się tym, że myślę, że ona mnie zdradziła. Cholera jasna! Ja po prostu nie myślałem wczoraj racjonalnie! A teraz bałem się skontaktować z kobietą, choć powinienem.
Jesteś kretynem Wiktor! - pomyślałem.
Wahałem się, trzymając w ręce telefon. Jeszcze ten cholerny dyżur, kolejny niespodziewany, nieuzgodniony w grafiku. Miałem mieć dzisiaj wolne, ale oczywiście Gabi znów brakuje lekarzy. Ach mam dość tego wszystkiego już pomału.
Siedziałem na kanapie w tej bazie, wciąż wahając się, czy oddzwonić do kobiety. I co jej niby powiem, jak w ogóle odbierze? Przepraszam, odbiło mi? Cholera jasna! W końcu, kiedy już zdecydowałem się, że oddzwonię, dostałem wezwanie.
- ,,Naprawdę?! Naprawdę właśnie teraz do diaska?!" - krzyknąłem zły, po czym udałem się do karetki.
Dziś jeździłem z Kubą i Piotrkiem. Niezwykle wkurzający zespół, bo ani ja, ani Piotrek nie przepadaliśmy za Kubą. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Otworzyła nam zapłakana kobieta.
- ,,Spóźniliście się! Karolek nie żyje!" - krzyknęła.
- ,,Gdzie jest?" - zapytałem spokojnie, choć wewnątrz mnie roznosiło. Nie lubiłem wezwań do dzieci.
Kobieta zaprowadziła nas do pokoju, gdzie na podłodze leżał blady, nieprzytomny malec. Zbliżyłem się do niego i zbadałem. Nie oddychał.
- ,,Kuba parametry, Piotr monitor!" - mruknąłem.
- ,,Asystolia doktorze."
- ,,Cholera!"
Zacząłem robić mu masaż serca, każąc podać mu adrenalinę.
- ,,Co się stało?" - zapytałem matki chłopca.
- ,,Karolek bawił się autkami, ja wyszłam dosłownie na chwilę do toalety. Usłyszałam krzyk, ale jak wybiegłam już tak leżał. Musiał spaść z tamtego stołka." - wykrztusiła zrozpaczona kobieta.
Aha, czyli dzieciak może mieć jakiś uraz głowy. Kazałem Kubie się zmienić w masażu, a ja zbadałem dokładnie chlopaka, po tym podałem mu jeszcze leki. Na szczęście po chwili na monitorze pojawiło się migotanie, a po jednym strzale chłopczyk wrócił.
- ,,Mamy go!" - mruknąłem z ulgą. - ,,Zabieramy go!"
Tak też zrobiliśmy, zamontowaliśmy go w karetce. Jego mama wsiadła obok i pojechaliśmy do szpitala. Tam przekazaliśmy go lekarzowi.
Potem mieliśmy jeszcze kilka wezwań: do zawału, udaru, złamania nogi, wypadku na budowie. Po zawiezieniu poszkodowanego do szpitala, wróciliśmy do bazy. Było już dość późno, dochodziła 19.30. Znów usiadłem na kanapie, sięgając po telefon. Niestety przerwał mi głos Rudej w radiu:
- ,,Doktorze Banach mógłby Pan do mnie na chwilę podejść? Coś mi się nie zgadza w raportach."
- ,,Jasne." - mruknąłem niechętnie, po czym udałem się do dyspozytorni.
Wszedłem i podszedłem do Rudej.
- ,,Tak Julka? O co chodzi?"
Kobieta pokazało mi co i jak, więc wyjaśniłem jej o co chodzi, a część poprawiłem, bo z tego pośpiechu się pomyliłem.
- ,,Przepraszam Cię za to zamieszanie. Po prostu od razu dostaliśmy kolejne wezwanie, a potem jeszcze jedno, że nie miałem czasu i nie myślałem." - stwierdziłem zakłopotany.
- ,,Nic się nie stało Wiktor. Wszystko wyjaśniłeś i poprawiłeś i już jest okej." - odparła, uśmiechając się do mnie.
W tej samej chwili Ruda dostała kolejny telefon. Chciałem wyjść, żeby nie przeszkadzać, jednak Ruda machnęła na mnie, żebym został. Podszedłem do niej, a ona przełączyła na tryb głośnomówiący, mówiąc:
- ,,Może pani powtórzyć?"
- ,,Zabiłam ją... ja ją zabiłam..." - usłyszeliśmy zduszony, przerażony głos.
Zamarłem, rozpoznając go. Spojrzałem na Rudą, kobieta wpatrywała się we mnie z niepokojem.
- ,,Anka..." - wykrztusiłem z trudem.
- ,,Co się stało? Gdzie pani jest?" - zapytała Ruda, jak zwykle spokojnie.
Podziwiałem ją za to opanowanie, bo ja wręcz panikowałem.
- ,,Nie wiem... samochód... park... ulica..." - Anka mówiła bezskładnie.
Zaniepokojony spojrzałem na Rudą.
- ,,Musi być w szoku." - mruknęła kobieta.
- ,,Jest pani sama?"
- ,,Nie! Ja ją zabiłam!" - krzyknęła z paniką w głosie.
- ,,Czyli jest jedną osoba poszkodowana?"
- ,,Tak! Ona się nie rusza! Nie żyje!"
- ,,Proszę się uspokoić. Gdzie pani jest?" - zapytała Ruda.
- ,,Nie wiem... park... ulica..." - Kobieta była wyraźnie zdezorientowana.
- ,,Wiktor jedzcie. Poproszę operatora o zlokalizowanie jej numeru i dam Wam znać." - zawołała Ruda, a ja się ocknąłem i pobiegłem do karetki, wzywając po drodze ratowników.
Wsiadłem do karetki, a po chwili Piotrek wsiadł za kierownicę, a Kuba z tyłu.
- ,,To gdzie jedziemy doktorze?" - zapytał Piotrek, wyrywając mnie z zamyślenia.
- ,,Nie wiem. Ruda zaraz namierzy numer." - stwierdziłem.
Znów się zamyśliłem. Martwiłam się bardzo o Ankę. Nie wiedziałem, co się takiego stało, że kobieta jest w aż tak wielkim szoku. Jako lekarze pogotowia byliśmy przeszkoleni do radzenia sobie w wielu sytuacjach, a poza tym Anka zawsze była opanowała i wiedziała, co robić. Musiało się wydarzyć coś naprawdę złego, skoro aż tak bardzo spanikowała. A najgorsze, że nawet nie potrafiła podać adresu, a parków było przecież pełno w Warszawie. Po chwili usłyszeliśmy głos Rudej:
- ,,Jej telefon loguje się na ulicy Rysiej przy parku Saskim."
- ,,Jedz Piotrek!" - zawołałem, po czym zapytałem:
- ,,Julka, dowiedziałaś się czegoś więcej?"
- ,,Niestety nie, Wiktor. Wciąż powtarzała, że ją zabiła, a potem przestała się odzywać."
- ,,Cholera! Niedobrze!"
Wiedziałem, że to, że się nie oddzywa to bardzo zły znak. To znaczy, że albo straciła przytomność, albo jest w zbyt dużym szoku, albo jeszcze coś gorszego.
- ,,Dobra Ruda, dzięki. Piotr jedź no szybciej!"
- ,,Nie mogę doktorze."
Skinąłem poirytowany głową, po czym pogrążyłem się w nieprzyjemnych myślach. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce. Nie wiem czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Gdy wjechaliśmy pod podane przez Rudą współrzędne geograficzne, zastaliśmy ciemność.
- ,,Doktorze, jest Pan pewien, że to tu?" - zapytał Kuba.
- ,,Tak wskazuje GPS..." - mruknąłem niepewnie.
- ,,Ale..."
- ,,Tam ktoś jest!" - zawołał Piotrek.
Miał rację. Dopiero, gdy światła reflektorów oświetliły ciemną uliczkę, zauważyliśmy drobną postać, siedzącą na jezdni. Piotrek się zatrzymał i zostawił zapalone światła. Wysiadłem, każąc chłopakom zabrać sprzęt i podszedłem do przycupniętej postaci. Gdy podszedłem bliżej, zorientowałem się, że to Anka. Blondynka siedziała skulona na jezdni, wpatrując się pustym wzrokiem przed siebie. Była wyraźnie wystraszona, nieobecna i zdezorientowana.
- ,,Anka?" - zapytałem cicho.
Kobieta nie zareagowała. Pokręciłem zaniepokojony głową i rozejrzałem się. W tej samej chwili zobaczyłem leżącą niedaleko kobietę. Nachyliłem się do niej i zamarłem. To była Majka. Szybko sprawdziłem czy oddycha. Oddychała, ale bardzo słabo. Cholera, co tu się stało? Kuba z Piotrkiem podeszli do mnie. Piotrek stanął zszokowany, patrząc na Ankę.
- ,,Pani doktor?!"
Zrobiłem urazówkę policjantce, orientując się, że z pewnością ma złamaną rękę, uraz głowy i krwawi do środka.
- ,,Musiał ją potrącić samochód..." - mruknąłem. - ,,Dobra, Kuba parametry i zabezpiecz jej głowę i rękę, Piotrek podepnij monitor i podaj jej leki!"
Sam podszedłem do Anki. Blondynka wciąż była w szoku.
- ,,Mogę Cię zbadać?" - zapytałem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi.
Wyciągnąłem rękę w jej kierunku, jednak kobieta zasłoniła się, a po chwili uderzyła mnie dość mocno. Wiedziałem, że blondynka nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi. Zareagowała złością, bo się bała.
- ,,Już dobrze. Nie bój się. Już Cię nie dotykam." - powiedziałem uspokajająco, po czym zarzuciłem jej na ramiona koc.
Odwróciłem się w stronę ratowników i usłyszałem:
- ,,Doktorze, zatrzymała się!"
Spojrzałem na Ankę. Blondynka wzdrygnęła się, ale nie poruszyła się. Podbiegłem do chłopaków.
- ,,Kuba idź do Anki! Daj Piotrek, zmienię Cię."
Przejąłem masaż, a Piotrek podał jej adrenalinę i leki.
- ,,Analiza?"
- ,,Asystolia..."
- ,,Cholera no!"
Kontynuowałem masaż, choć sprawa wyglądała beznadziejnie. Majka krwawiła mocno do środka, straciła dużo krwi ze złamania otwartego ręki, do tego miała mocny uraz głowy. Ktoś kto w nią uderzył, musiał jechać z naprawdę dużą prędkością.
- ,,Majka no! Nie rób tego Olgierdowi i Ance! Oni nie dadzą sobie rady! Nie poddawaj się! Slyszysz?! Analiza?"
- "Bez zmian... Doktorze, to już nie ma sensu..."
Wiedziałem, że ma rację. Przerwałem masaż i zacząłem:
- ,,Przerwać działania medyczne..."
- ,,NIE!!!" - przerwał mi krzyk spanikowanej Anki.
Kobieta zerwała się na równe nogi i pobiegła przed siebie w ciemną noc. Kuba rzucił się za nią w pogoń. Ja przerażony chciałem też za nią pobiec, jednak usłyszałem głos Piotrka:
- ,,Doktorze?"
- ,,Tak?"
- ,,Czy mi się wydaje, czy tam naprawdę coś się pojawiło?" - spytał, wskazując na monitor.
Spojrzałem tam.
- ,,Jest migotanie..." - mruknąłem zaskoczony. - ,,Piotrek, ładuj 200 dżuli!"
- ,,Wyładowanie, odsunąć się! Strzelam!"
- ,,Nadal migotanie..."
Wznowiłem masaż.
- ,,Analiza?"
- ,,Migotanie..."
- ,,Adrenalina i maksymalne wyładowanie 360 dżuli."
Piotrek wykonał moje polecenie. Czekaliśmy chwilę i usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk.
- ,,Mamy ją..." - mruknął Piotrek.
W tej samej chwili wrócił Kuba, prowadząc osowiałą Anię. Zbliżyłem się do nich.
- ,,Kuba pomóż Piotrkowi zainstalować Majkę w karetce."
Kuba się oddalił, a ja objąłem lekko ramieniem Ankę.
- ,,Maja żyje, Aniu. Jak trafi szybko do szpitala, to ma jeszcze szansę."
Kobieta spojrzała na mnie pustym, spanikowanym wzrokiem.
- ,,Chodź do karetki." - powiedziałem łagodnie.
Anka dała mi się poprowadzić. Posadziłem ją na siedzeniu i zbadałem. Wyglądało, że nic jej nie jest, oprócz tego, że wciąż była w mocnym szoku. Okryłem ją kocem i zapiąłem jej pasy. Ratownicy zainstalowali nosze z Majką w karetce i Piotrek ruszył w stronę szpitala. W czasie drogi obserwowałem obie kobiety, zastanawiając się, co się tam takiego stało. Na szczęście droga przebiegła bez żadnych niespodzianek. Dojechaliśmy do szpitala, gdzie oddałem Majkę pod opiekę Rafałowi. Kobieta od razu trafiła na stół. Wróciłem do karetki i pomogłem wyjść Ani.
- ,,Chodź, odpoczniesz. Już jesteś bezpieczna." - mówiłem łagodnie.
Zaprowadziłem Ankę do sali obserwacji i pomogłem jej się położyć na łóżku. Blondynka od razu podciągnęła nogi do brzucha i utkwiła pusty wzrok w ścianie na przeciwko. Ten jest stan bardzo mnie niepokoił. Nie wiedziałem, co się tam wydarzyło, ale nie mogło to być dobre. Wiedziałem też, że policja bada już ślady na miejscu wypadku i miałem nadzieję, że niedługo czegoś się dowiem. Spojrzałem na Anię. Kobieta była blada, zdezorientowana, odrętwiała, nieobecna, napięta, mocno wystraszona, do tego oddychała z trudem i szybko biło jej serce. Usiadłem obok niej i szeptałem uspokajająco, mając nadzieję, że moje słowa pomogą jej wyjść z szoku, albo że przynajmniej poczuje się bezpiecznie.

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
🎄🎁🎅🤶🧑‍🎄🦌☃️❄️

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz