242. Odwieszenie

73 10 5
                                    

Wreszcie mogę wrócić do pracy. Bardzo się cieszę, że Gabi przywróciła mnie wcześniej. Doskonale wiem, że zawaliłem po całości, ale już nigdy tak nie zrobię. Tym bardziej, że Ania już czuje się dobrze. Odkąd wróciliśmy z wakacji, kobieta tryska energią i radością. Nareszcie wróciła ta Ania, którą tak bardzo kocham. Cieszę się, że znów zaczyna czuć się bezpiecznie i że znów to co robi, sprawia jej przyjemność. Zresztą jestem z niej tak strasznie dumny, że po tym wszystkim, odważyła się zgłosić to na policję. Ja na jej miejscu pewnie bym stchórzył. Ale w końcu Ania zawsze była silna, choć to co jej zrobili, złamałoby każdego, ale jednak przetrwała.
Uśmiechnąłem się, spoglądając na śpiącą blondynkę. Tak bardzo się cieszyłem, że jest przy mnie. Postanowiłem wstać i zrobić nam śniadanie, bo zaraz musieliśmy jechać na dyżur. Wstałem, ubrałem się i zszedłem na dół.
Nakarmiłem i wypuściłem zwierzaki, po czym zacząłem mieszać składniki na naleśniki, ale masa jak zwykle wyszła mi za rzadka i pierwszy naleśnik się rozwalił. Dosypałem trochę mąki, ale chyba za dużo, bo drugi też się zepsuł. Dolałam, więc wody, ale znów mi nie wyszło.
- ,,No kurcze!" - mruknąłem, dodając mąki i mieszając.
W tej samej chwili do kuchni weszła Zosia, idąc wolno przez stabilizator na kostce. Na mój widok uśmiechnęła się rozbawiona.
- ,,A Ty tato co się tak tłuczesz od samego rana?"
- ,,Chciałem tylko zrobić naleśniki..." - mruknąłem, walcząc z masą w misce.
- ,,Pokaż." - mruknęła Zosia.
Wzięła ode mnie miskę z ciastem, dolałam trochę wody i zaczęła mieszać, po chwili oddała mi miskę.
- ,,Już powinno być dobrze. Możesz smażyć." - powiedziała.
Wziąłem i wylałem na patelnię. Zosia miała rację, bo naleśniki wyszedł idealny. Zdjąłem go i nalałem kolejnego. Odwróciłem się w stronę córki, która mieszała ser biały z cukrem i ze śmietaną, i pocałowałem ją w czoło.
- ,,Dzięki Zośka."
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pokroiła jeszcze owoce i położyła dżem. Kiedy usmażyłem wszystkie naleśniki, położyłem talerz z nimi na stole i włączyłam wodę na kawę i herbatę.
- ,,Tato?" - zapytała Zosia, nakrywając stół.
- ,,Tak?"
- ,,Podwieziesz mnie do szkoły?"
- ,,Jasne. Zaraz będziemy jechać z Anią do bazy, więc mozesz się z nami zabrać." - odpowiedziałem z uśmiechem.
- ,,Dziękuję." - zawołała i poszła się przebrać.
Ja zaparzyłem kawę mi i Ani i herbatę Zosi. Miałem iść obudzić Anię, jednak gdy wszedłem do sypialni, już jej tam nie było. Pomyślałem, że pewnie poszła do łazienki się przebrać. Miałem już wrócić do kuchni, jednak przechodząc obok łazienki moją uwagę przyciągnęły dziwne dźwięki. Zapukałem i zapytałem z troską:
- ,,Anka, wszystko w porządku?"
Chwilę było cicho, jednak po chwili usłyszałem jej słaby głos:
- ,,Tak..."
Po chwili kobieta wyszła z łazienki. Przyjrzałem się jej i zobaczyłem, jak bardzo jest blada.
- ,,Dobrze się czujesz?" - zapytałem z troską.
- ,,Tak, Wiktor. Tylko trochę zmęczona." - powiedziała, jednak jej słowa mnie nie przekonały.
- ,,Może powinnaś zostać w domu i odpocząć?" - zaproponowałem zmartwiony.
- ,,Nie trzeba. Nic mi nie jest, a ruch dobrze mi zrobi." - powiedziała, uśmiechając się szeroko i całując mnie w policzek.
- ,,No to chodź zjeść pyszne śniadanko."
Weszliśmy do kuchni i usiedliśmy do stołu.
- ,,O naleśniczki." - zawołała z radością.
Po chwili dołączyła do nas Zosia, więc razem zjedliśmy śniadanie, po czym wyszliśmy z domu.
Najpierw podjechaliśmy pod szkołę Zosi.
- ,,No to jesteśmy kochanie." - powiedziałem, uśmiechając się.
- ,,Dziękuję. Kocham Was." - powiedziała dziewczyna, a my się uśmiechnęliśmy.
- ,,My Ciebie też córeczko." - odpowiedziała Ania, po czym zapytała:
- ,,O której kończysz?"
- ,,O 15.20." - odpowiedziała.
- ,,O to my z Wiktorem o 16.00. Jak chcesz to możesz poczekać w szkole albo przyjść na bazę i poczekać na nas." - zaproponowała Ania.
- ,,O super! To przyjdę na bazę."
- ,,Tylko uważaj na nogę." - przypomniałem jej.
- ,,Oczywiście tato, a Wy uważajcie na siebie." - powiedziała, pożegnała się z nami i poszła do szkoły.
Już mieliśmy odjeżdżać, gdy zatrzymała nas wychowawczyni Zosi, pani Krystyna Mrągowska.
- ,,Niech państwo chwilę poczekają! Mam do państwa sprawę." - oznajmiła.
- ,,Tak? Coś nie tak z Zosią?" - zapytałem z niepokojem.
- ,,Nie, nie... Po prostu mam taką małą prośbę, w zasadzie to do pani Ani..."
- ,,Do mnie? O co chodzi?" - Ania zapytała z niepokojem.
- ,,Nie wiem, czy pani jeszcze pamięta, ale obiecała mi pani, że kiedyś..." - zaczęła wychowawczyni, ale Ania jej przerwała:
- ,,Że przeprowadzę kiedyś lekcję pierwszej pomocy?"
- ,,Tak, właśnie..." - potwierdziła kobieta, patrząc niepewnie na Ankę.
- ,,Ostatnio bardzo dużo się działo, ale teraz jak już wszystko powoli się normuje, to myślę, że znajdę chwilę czasu. Porozmawiam dziś z szefową i zadzwonię do pani, dobrze?" - zapytała blondynka.
- ,,Byłabym bardzo wdzięczna." - odpowiedziała pani Krystyna, po czym pożegnała się z nami, życząc nam miłego i bezpiecznego dyżuru.
Ruszyliśmy, więc w dalszą drogę. W czasie drogi, Anka z tajemniczym uśmiechem, wyglądała zamyślona przez okno.
- ,,Wszystko w porządku? - zapytałem.
- ,,W jak najlepszym. Myślisz, że Gabi się zgodzi?" - zapytała z nadzieją.
- ,,Na pewno. W końcu naszym zadaniem nie jest tylko ratowanie, ale również edukowanie ludzi."
Ania uśmiechnęła się rozmarzona.
- ,,Super byłoby przeprowadzić taką lekcje... uwielbiam dzieci."
- ,,Wiem i masz z nimi wspaniały kontakt. Będziesz świetną nauczycielką." - stwierdziłem z uśmiechem.
Anka odwzajemniła uśmiech. Chwilę później dojechaliśmy na miejsce. Ania poszła do Gabi, a ja szybko się przebrałem, bo dostałem wezwanie.
- ,,Dzień dobry doktorze." - przywitał się Piotrek, gdy wsiadłem do karetki.
- ,,Dzień dobry dzieciaki. Miło Was znowu widzieć." - odparłem, patrząc na niego i Martynę.
- ,,Pana również. Tęskniliśmy za panem." - dodała dziewczyna.
Uśmiechnąłem się szeroko. Po chwili dojechaliśmy na miejsce, więc szybko zabraliśmy sprzęt i zajęliśmy się poszkodowanym. Usztywniliśmy złamanie, zabezpieczyliśmy ranę i zabraliśmy go do szpitala. Potem mieliśmy jeszcze wezwania do wypadku, zawału, upadku z wysokości, potrącenia. W końcu mieliśmy chwilę przerwy, więc wróciliśmy do bazy odpocząć. Akurat zespół Ani też miał przerwę, więc usiedliśmy razem na kanapie. Blondynka oparła się o mnie i przymknęła oczka, a ja bawiłem się jej cudownymi, długimi włosami. Ania w pewnym momencie mruknęła z przyjemnością i przytuliła się mocniej do mnie. Z radością przyciągnąłem ją do siebie jeszcze mocniej. W pewnym momencie blondynka podniosła swój wzrok na mnie i szepnęła:
- „Kocham Cię."
- „Ja też." - odpowiedziałem, po czym pocałowałem ją w usta.
Kobieta z przyjemnością oddala pocałunek, po czym całowaliśmy się przez dłuższą chwilę. Tak bardzo żałowałem, że jesteśmy w pracy i nie możemy przejść do czegoś więcej. W pewnej chwili Ania spojrzała na mnie zalotnie i szepnęła mi do ucha:
- „Dokończymy wieczorem..."
Uśmiechnąłem się i nie mogąc się powstrzymać włożyłem jej ręce pod bluzkę. Kobieta roześmiała się, po czym również włożyłam mi ręce pod bluzkę. Czując jej drobne, ciepłe i delikatne dłonie na moim ciele wzdychnąłem z radością. Ania uśmiechnęła się i pocałowała mnie ponownie. Odwzajemniłam pocałunek, po czym objąłem ją ramionami i przytuliłem ją do siebie.
- „Tak bardzo dobrze mi z Tobą." - szepnąłem.
- „Mi też." - powiedziała.
Tę przyjemną chwilę przerwał nam niestety dźwięk wezwania, dochodzący z tabletu kobiety.
- „Och, mam wezwanie." - mruknęła lekko zawiedziona kobieta, wpatrując się w obraz na urządzeniu.
- „To nie jedź." - szepnąłem, obejmując ją ramionami i całując w szyję.
- „Wiktorrr..." - jęknęła. - „Wiesz przecież, że nie mogę."
- „Trudno. Ja chcę, żebyś była tylko moja. Chcę Cię na wyłączność." - powiedziałem słodkim głosem, robiąc minkę smutnego szczeniaczka.
- „Wiki, błagam. Wiesz, że nie umiem się oprzeć temu Twojemu spojrzeniu. Wieczorem będę tylko do Twojej dyspozycji. Obiecuję." - czarowała.
Uśmiechnąłem się.
- „Na pewno? Nie znajdzie sobie pani doktor jakiegoś przystojnego pacjenta?" - droczyłem się.
- „Ni..."
Odpowiedź kobiety przerwał głos Adama:
- „25S - jedziecie już?"
- „Już będziemy wyjeżdżać." - zawołała zawstydzona Anka.
- „I widzisz co narobiłeś?" - złości się na niby, a ja się zaśmiałem.
Pocałowałem ją w usta i nie chciałem puścić. Nasz pocałunek przerwał nam poirytowany Adam:
- „25S - co z Wami?"
Anka pokroiła głową, po czym wybiegła z bazy, rozmawiając przez radio z Adamem.
Ja przysiadłem rozmarzony na kanapie, rozmyślając o tym, co będzie się działo wieczorem. Nagle poczułem dziwne déjà vu... tak jakby ta sytuacja już kiedyś miała miejsce, ale nie mogłem sobie przypomnieć kiedy właściwie...

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz